
Jeden z tysięcy warszawskich marketów. Dzień jak co dzień, do sklepu wjeżdża rolkarz. Na drzwiach nie ma zakazu, przejżdża obok ochroniarza – żadnej reakcji. Kwadrans później ten sam ochroniarz próbuje wyrzucić rolkarza niczym zwykłego złodzieja. Tak się złożyło, że tym rolkarzem byłem ja. Ale scenariusze można mnożyć.
REKLAMA
Rolki w supermarkecie to czyste zło!
Od razu wyjaśnijmy: trudno jest mówić o jakimkolwiek "jeżdżeniu" po supermarketach, nawet tych dużych. Można mówić najwyżej o niezbyt zgrabnym, ale bynajmniej nie niebezpiecznym, dreptaniu. Tym bardziej, że przecież rolkarz, jak każdy inny człowiek, wchodzi do sklepu po zakupy i siłą rzeczy musi poruszać się powoli.
Od razu wyjaśnijmy: trudno jest mówić o jakimkolwiek "jeżdżeniu" po supermarketach, nawet tych dużych. Można mówić najwyżej o niezbyt zgrabnym, ale bynajmniej nie niebezpiecznym, dreptaniu. Tym bardziej, że przecież rolkarz, jak każdy inny człowiek, wchodzi do sklepu po zakupy i siłą rzeczy musi poruszać się powoli.
Mimo to wiele sieci marketów zabraniają wejścia rolkarzom i znajduje się to w ich regulaminach. W części z nich odpowiednie oznaczenie można znaleźć przy wejściu do sklepu, w innych informują o tym ochroniarze już przy wejściu. Uczciwie, nie ma się o co kłócić.
Zakaz irracjonalny
Czemu istnieje taki zakaz - tego nie wiem. Nikomu przez rolki nie dzieje się krzywda. Nie niszczę podłogi, nie stanowię zagrożenia – jak wspomniałem wcześniej, niemożliwe jest w takiej sytuacji jakiekolwiek jeżdżenie. Nie zajmuję też przestrzeni sklepu, w przeciwieństwie np. do roweru. Poruszam się prawie jak pieszy, tylko bardziej niezgrabnie. Mimo to, sklepy i tak traktują mnie jak intruza.
Czemu istnieje taki zakaz - tego nie wiem. Nikomu przez rolki nie dzieje się krzywda. Nie niszczę podłogi, nie stanowię zagrożenia – jak wspomniałem wcześniej, niemożliwe jest w takiej sytuacji jakiekolwiek jeżdżenie. Nie zajmuję też przestrzeni sklepu, w przeciwieństwie np. do roweru. Poruszam się prawie jak pieszy, tylko bardziej niezgrabnie. Mimo to, sklepy i tak traktują mnie jak intruza.
Powołują się przy tym na kwestie bezpieczeństwa – jak wyjaśniło Tesco "Dziennikowi Łódzkiemu", który pytał o tę kwestię, "Posadzki placówek nie są przystosowane do korzystania z tego typu sprzętu sportowego, dlatego, aby uniknąć ryzyka wypadków, wprowadziliśmy to ograniczenie".
Szanuję zakaz, ale...
Nie wiem, co prawda, o jakim przystosowaniu mówimy – na rolkach nie da się jeździć chyba tylko po piachu i bardzo wilgotnej nawierzchni. Posadzki sklepowe niczym nie różnią się od tych na klatkach schodowych w blokach, gdzie rolkarze normalnie się poruszają. Jestem w stanie zrozumieć, że taki zakaz obejmuje deskorolkę i rowery – ale w obu przypadkach można ze swojego sprzętu zsiąść, wziąć go do ręki lub przypiąć przed sklepem i spokojnie robić zakupy na nogach.
Nie wiem, co prawda, o jakim przystosowaniu mówimy – na rolkach nie da się jeździć chyba tylko po piachu i bardzo wilgotnej nawierzchni. Posadzki sklepowe niczym nie różnią się od tych na klatkach schodowych w blokach, gdzie rolkarze normalnie się poruszają. Jestem w stanie zrozumieć, że taki zakaz obejmuje deskorolkę i rowery – ale w obu przypadkach można ze swojego sprzętu zsiąść, wziąć go do ręki lub przypiąć przed sklepem i spokojnie robić zakupy na nogach.
Na rolkach się tak nie da, a chyba rzadko który rolkarz zawsze ma ze sobą buty na zmianę. Rozumiem jednak, że sklepy to prywatne firmy, ustalają takie, a nie inny regulaminy, najlepiej same wiedzą, co jest dobre dla ich klientów – szanuję to. Choć na pewno problem ewentualnej odpowiedzialności za jakiś wypadek z udziałem rolkarza dałoby się rozwiązać, gdyby tylko ktoś w sieciach sklepów chciał tego dokonać.
"W sklepie się nie jeździ"
Niestety, nie wszystkie markety informują o zakazie wjeżdżania na rolkach. Co więcej – część z nich wcale nie sankcjonuje tego w regulaminach, ale i tak potem obsługa sklepów wyprasza rolkarzy.
Niestety, nie wszystkie markety informują o zakazie wjeżdżania na rolkach. Co więcej – część z nich wcale nie sankcjonuje tego w regulaminach, ale i tak potem obsługa sklepów wyprasza rolkarzy.
W takiej właśnie sytuacji znalazłem się w miniony weekend – specjalnie sprawdziłem przed wejściem, czy aby w markecie, którego nazwę pominę, nie ma takiego zakazu. Żadnej informacji na ten temat, ani na zewnątrz, ani wewnątrz budynku nie było. Ochroniarz stał przy bramce i doskonale widział, że wjeżdżam na rolkach.
Problemy zaczęły się po... około 15 minutach spędzonych w sklepie. Najpierw podeszła do mnie jedna z pań zajmujących się sprzątaniem i dosłownie nakrzyczała na mnie, że "w sklepie się chyba nie jeździ". Oznajmiłem jej zgodnie z prawdą, że przy wejściu nikt nie zwrócił na to uwagi, a informacja o tym nigdzie nie widnieje, w związku z czym pozostanę w rolkach. Formę, w jakiej pani zwracała mi uwagę, pominę, choć była skandaliczna. Do braku kultury zdążyłem się jednak przyzwyczaić.
Pani zniknęła na zapleczu, z którego wyszedł za to ochroniarz. Stojąc w kolejce po wędliny od razu widziałem, że idzie po mnie niczym minister Sienkiewicz po kiboli, z jasną misją: wyrzucić. Nasza wymiana zdań była krótka: pan ochroniarz poinformował mnie, że nie wolno tu jeździć na rolkach i prosi o opuszczenie sklepu, odpowiedziałem mu to samo, co wcześniej wspomnianej pani.
Podkreśliłem, że jeśli pokaże w regulaminie sklepu taki zakaz, a regulamin w widocznym miejscu przy wejściu – odpuszczę i grzecznie wyjdę, w innym przypadku proszę o możliwość dokończenia zakupów. Najwyraźniej regulamin nic o tym nie mówił, bo ochroniarz poprosił jedynie, by sytuacja się nie powtórzyła.
Markety nie dla rolkarzy z zasady
Następnego dnia sprawdziłem kilka innych marketów w okolicy – tych, w których przed wejściem nie ma ostrzeżeń dla rolkarzy (rowerzystów i posiadaczy psów zresztą też). W każdym sytuacja się powtarzała: wchodziłem, niezaczepiany przez nikogo, po czym nagle z odmętów sklepu wychodził ochroniarz lub pracownik i informował o rzekomym zakazie poruszania.
Następnego dnia sprawdziłem kilka innych marketów w okolicy – tych, w których przed wejściem nie ma ostrzeżeń dla rolkarzy (rowerzystów i posiadaczy psów zresztą też). W każdym sytuacja się powtarzała: wchodziłem, niezaczepiany przez nikogo, po czym nagle z odmętów sklepu wychodził ochroniarz lub pracownik i informował o rzekomym zakazie poruszania.
Gdy zaczynałem dopytywać o ostrzeżenie przy wejściu i miejsce w regulaminie, byłem zostawiany w spokoju.
Traktujcie rolkarzy jak klientów!
Nie będę próbował apelować do marketów, by zmieniły swoją politykę, bo i tak nic to nie da. Apeluję jednak, by obsługę uczyć rozwiązywać takie problemy kulturalnie, a nie pretensjami. Polecam także, by do takich sytuacji nie wysyłać panów ochroniarzy, którzy najpierw używają rąk, a dopiero potem mówią o co chodzi. Zdarzyło mi się to dwa razy – i uważam za skandaliczne, że przed wypowiedzeniem jakichkolwiek słów ktoś łapie mnie najpierw za ramię.
Nie będę próbował apelować do marketów, by zmieniły swoją politykę, bo i tak nic to nie da. Apeluję jednak, by obsługę uczyć rozwiązywać takie problemy kulturalnie, a nie pretensjami. Polecam także, by do takich sytuacji nie wysyłać panów ochroniarzy, którzy najpierw używają rąk, a dopiero potem mówią o co chodzi. Zdarzyło mi się to dwa razy – i uważam za skandaliczne, że przed wypowiedzeniem jakichkolwiek słów ktoś łapie mnie najpierw za ramię.
Drogie markety, jeśli już chcecie kogoś nie wpuszczać, to po pierwsze: usankcjonujcie to regulaminem, po drugie – informujcie o tym wyraźnie PRZED wejściem do sklepu. Potencjalnym klientom zaoszczędzicie czasu, bo w każdym osiedlowym sklepiku nikt nawet nie zwróci uwagi na rolki. Wybór miejsca zakupów w takim wypadku staje się jasny.
