Myją okna, malują kominy, montują anteny: Kiedyś jarzeniówka wpadła nam do kadzi z czekoladą.
Myją okna, malują kominy, montują anteny: Kiedyś jarzeniówka wpadła nam do kadzi z czekoladą. Archiwum prywatne

Niektórzy znają ich zza okna, inni z ulicy. Osoby myjące okna wieżowców to eksperci łączący pracę z pasją. Niestety, w branży jest coraz gorzej. Stawki lecą w dół, bo na rynku pojawiły się firmy zatrudniające piekarzy, a nie alpinistów. Co gorsza, to właśnie brak profesjonalizmu sprawia, że coraz częściej dochodzi do wypadków w czasie pracy na wysokości. Przemek Sękowski jest w branży od kilkunastu lat. Zgodził się opowiedzieć, na czym tak naprawdę polega "mycie okien" i co się dzieje, gdy wypadnie ci młotek.

REKLAMA
Zaczniemy od konkretu. Ile można zarobić?
Przemysław Sękowski: To trudne pytanie. Prace wysokościowe w Polsce powoli się kończą. W dzisiejszych czasach, w porównaniu do tego, co było dawniej, zarabia się bardzo słabo. Rząd wielkości jest od złotówki do trzech złotych.
Za metr kwadratowy?
Tak. Nie da się przeliczyć tego na dniówkę. Są to tak naprawdę prace uzależnione od pogody i liczby zleceń. Na miesiąc można zarobić 3, może 3,5 tysiąca złotych. Cztery tysiące to już górna granica i trzeba się naprawdę nieźle nastarać, aby takie mieć takie pieniądze.
logo
Fot. Archiwum własne
Ok, a jak było kiedyś?
Zupełnie inaczej. Po pierwsze była mniejsza konkurencja, a po drugie nie każdy mógł wykonywać tą pracę. Przepisy BHP nie są do końca przestrzegane i prace na wysokościach często wykonują amatorzy bez uprawnień. Ta konkurencja jest dzika.
Kiedy były najlepsze czasy dla branży? Na dobrą sprawę dopiero od niedawna mamy kilka prawdziwych wieżowców.
Jakieś 10-15 lat temu i w czasach transformacji. To była praca dla osób, które się na tym znają. W tym momencie może ją wykonywać każdy, kto zrobi badania wysokościowe. Nie ma czegoś takiego w Polsce, jak uprawnienia do pracy na wysokościach.
A czy pamiętasz czasy, kiedy urywał ci się telefon?
Ilość zleceń zależy od tego, co się wydarzy. Nie wiem, czy pamiętasz jak zwaliła się hala na Śląsku. Po tym wydarzeniu telefony mi się urywały. U nas niestety wszystko robi się na ostatnią chwilę i dopiero po tym, jak wydarzy się jakaś tragedia. Tuż przed wypadkiem w Katowicach wysłaliśmy chyba z 300 ofert na odśnieżanie dachów. Nie było na to właściwie żadnej odpowiedzi.
logo
Fot. Archiwum własne
Co jest najciekawszego w twojej pracy?
Różnorodność. Ta praca na pewno nie jest monotonna. Nawet to, że w przypadku mycia okien zmieniają się obiekty. Pracujemy też na masztach telefonii komórkowych i tam wykonujemy typowo specjalistyczne prace. Wieszamy anteny, montujemy światłowody i wszystkim co jest związane z przerabianiem konstrukcji na wysokości. Są też firmy, które zajmują się malowaniem kominów, ale to już wykonuje się z podestów. Prace wysokościowe stosuje się tam, gdzie naprawdę nie ma już innego dostępu.
Na jakich znanych obiektach pracowałeś?
[Śmiech] Prowadziliśmy prace na większości znanych budynków. Na hotelu Marriott w Warszawie, Warsaw Financial Center i wielu innych.
Podobno jako ludzie lubimy podglądać. Widziałeś jakieś spektakularne obrazki myjąc okna w biurowcach?
Kiedyś nasza praca była ewenementem i ludzie do nas machali i przyglądali się zza szyb. Ale dziś pracownicy korporacji są przyzwyczajenie do naszej obecności i nikt do nas nie macha. Nie robią nam też kanapek. Nie przypominam sobie jednak, abym widział jakieś krępujące sytuacje w czasie mycia okien.
Co robicie latem, a co zimą?
Latem przede wszystkim zajmujemy się komunikacją jak i myciem okien. Zimą czasem nie da się tego robić, bo jest po prostu za zimno. Ale ogólnie praca trwa cały rok. To nie jest praca sezonowa. U trzech operatorów telefonii komórkowych nastąpiła zmiana technologii i trzeba było przebudować całą infrastrukturę.
logo
Fot. Archiwum własne
Kiedyś wykonywaliśmy dość trudną pracę polegającą na montowaniu dużych szyb na jednym z wieżowców. Nie było jeszcze wtedy takich przeogromnych hydraulicznych przyssawek jak dziś, które wypompowują powietrze i nie ma problemu, aby podnieść ją dźwigiem i zamontować. Taka szyba ważyła z 400 kilogramów i trzeba było ją zamontować technikami alpinistycznymi. To dość trudne, bo nie mieliśmy odpowiedniego docisku, ale daliśmy radę. Szyby na takich budynkach pękają od pracy budynku lub gdy są źle zamontowane.
Jak często myje się wieżowiec?
W Warszawie ze dwa razy do roku. Gdyby rzeczywiście wszyscy tak robili, to ta praca po prostu była. Ale bardzo często nie ma na to pieniędzy, albo ludzie nie chcą ich na to wydać.
Jak długo zajmuje mycie wieżowca?
Na przykład Warsaw Financial Center myje się około miesiąca. Jego powierzchnia to 30 tysięcy metrów kwadratowych i zajmuje się tym 8 do 10 osób.
A czy przez całe osiem godzin "wisisz" czy robisz sobie przerwę choćby na toaletę?
Toaletę załatwia się po prostu przed rozpoczęciem pracy. To nie jest tak, że wykonujesz zjazd na osiem godzin. Pracujesz 2-3 godziny i robisz przerwę. Wszystko zależy od typu budynku
logo
Fot. Archiwum własne
A jak myje się takie dachy, jak na przykład Złote Tarasy?
To dosyć trudny obiekt, bo są półokrągłe i pofalowane fragmenty. Mycie i poruszanie się po nim jest dość trudne. Najłatwiejszymi obiektami są pionowe budynki. Jedna lina asekuracyjna, druga zjazdowa i myjesz. Jak tylko popada, na dachu "złotych" robią się rynny które mogą zmyć człowieka. Złote Tarasy zachowują się wtedy jak zwyczajne koryto rzeki.
Pracujecie w godzinach 8.00-16.00?
No nie do końca, bo praca jest dostosowana do warunków atmosferycznych. Jak za mocno wieje to po prostu nie da się jej wykonywać. Niektórzy pracują na wysokościach powyżej ośmiu godzin, ale to staje się w pewnym momencie niebezpieczne, bo zmniejsza się koncentracja uwagi i łatwiej o błąd.
Czy macie jakieś żelazne zasady, w stylu "nie patrzymy w dół"?
Nie, nie. Osoby pracujące na wysokościach nie mają lęku przestrzeni. Najważniejsze zasady to nie pracować w czasie burzy, jak pada deszcz lub wieje silny wiatr.
logo
Fot. Archiwum własne
Zdarza się, że wypada wam coś z ręki?
Niestety tak, dlatego strefa na dole powinna być ogrodzona. Upadek karabinka czy małego łącznika może spowodować przebicie dachu w samochodzie. Kiedyś zdarzyło się, że osoba pracująca na wysokości upuściła młotek, który spadł pod nogi przechodzącej kobiety. Na szczęście nic się jej nie stało, ale afera była straszna.
Ostatnio jedna firma montowała maszt antenowy i pracownicy zamiast pociąć go na dachu i znieść, zdecydowali się zrzucić go w całości. Upadł na głowę osoby, które przechodziła. Zgon na miejscu. Wynika to oczywiście z tego, że wiele z tych prac wykonywanych jest przez osoby przypadkowe.
A Tobie kiedyś coś upadło?
Tak, zdarzyło się. Kiedyś wpadła nam jarzeniówka do kadzi z masą czekoladową. Pół tony czekolady trzeba było zutylizować. Takie wypadki trzeba ograniczyć do minimum, a brak profesjonalizmu i skrajną głupotę tępić.
logo
Fot. Archwum własne
Opowiedz o innego typu wypadkach. Przeciętny człowiek bałby się przede wszystkim tego, że lina się urwie. To możliwe?
Nie jest tak, że to nie może mieć miejsca. Zdarza się, że liny się zrywają. Firm jest bardzo dużo, a pracowników dobiera się przypadkowo, więc tych wypadków w Polsce jest bardzo dużo. Szczególnie dużo na masztach. Dzieją się tam niesamowite rzeczy i mam na myśli wypadki śmiertelne, a nie to, że ktoś po prostu złamie nogę.
Wielu alpinistów uprawia ten zawód?
Tak, zwłaszcza w czasach, gdy można było w ciągu miesiąca zarobić na daleką wyprawę. Praktycznie cała kadra, począwszy od Wielickiego pracowała na wysokościach. Nie było wtedy ani rusztowań, ani podestów. Dostęp do trudnych miejsc był tylko za pomocą systemu linowego.