Minister spraw wewnętrznych Francji Bernard Cazeneuve stwierdził, że trzeba zaprzestać propalestyńskich protestów. Jego zdaniem to jedyny sposób na powstrzymanie walk pomiędzy protestującymi a żydowskimi radykałami.
Decyzja Cazeneuve'a to reakcja na niedzielne bójki pomiędzy propalestyńskimi demonstrantami, a grupami zwolenników Izraela. Szef francuskiego MSW uznał, że sytuacja jest na tyle napięta i niebezpieczna, że nie ma sensu narażać zdrowia i życia obywateli i postanowił zakazać demonstracji.
Cazeneuve twierdzi, że chroni porządek publiczny, jednak jego przeciwnicy mówią, że „kryminalizuje” poparcie dla sprawy palestyńskiej. Minister wydał oświadczenie w którym stwierdził, że zakazując marszy wziął pod uwagę opinię paryskiej policji. Dodał, że policja będzie szczegółowo badała każdy wniosek obywateli o organizowanie protestów przeciwko akcjom Izraela w Strefie Gazy.
O dziwo po stronie propalestyńskich demonstrantów stanął Michele Sibony z Żydowskiej Unii dla Pokoju. – Delegalizując wolność słowa dla propalestyńskich protestujących Francja stawia siebie w nietypowej pozycji na świecie i w Europie - powiedział.
Natomiast Youssef Boussoumah z Partii Miejscowych z Republiki (PIR) dodał, że Francja czyni przestępcę z każdego kto popiera sprawę palestyńską. – To skandal. To kolejna próba zakneblowania Palestyńczyków i zmuszenia ich oraz ich zwolenników w Francji do poddania się izraelskiej opresji – stwierdził Boussoumah.
Z kolei propalestyńska aktywistka z Paryża Sylvie Perrot dodała, że to państwa faszystowskie zakazują ludziom protestować przeciwko wojnom. – Aż trudno uwierzyć, że francuscy socjaliści idą za ich wzorem – uznała Perrot.
Przypomnijmy, że do bójek doszło na skutek działań grupy napastników o nazwie Żydowska Liga Obrony (LDJ). Prowokowali oni protestujących, a także niszczyli cudzy majątek. Mimo udokumentowania ich czynów, żaden z członków LDJ nie został zatrzymany. Aresztowano natomiast 6 propalestyńskich demonstrantów.