
Chory psychicznie człowiek jedzie autem po sopockim molo w sobotnią noc. Na deptaku tłum ludzi. Zawraca i pędzi po Monciaku, taranuje 22 osoby, a sam rozbija się na drzewie. Jego szarża trwała prawie 10 minut. Dlaczego w tym czasie nie zatrzymały go służby mundurowe? Co ciekawe, pytanie to postawił publicznie prezydent miasta.
Owa „wątłość”, czyli kilka dwuosobowych patroli policji i jeden straży miejskiej – jak wyjaśnia sopocki włodarz w rozmowie z "Gazetą Wyborczą", wzbudza największe kontrowersje w sprawie wypadku na Monciaku. Karnowski otwarcie mówi o jego „konflikcie z policją” i przekonuje, że chętnie wspomoże ją finansowo, byle tylko zwiększono liczbę patroli. Dodaje, że „pieniądze nie grają roli”.
Na Monciaku, na Krupówkach, na Floriańskiej. Debili wszędzie pełno. Nieuchronność i wysokość kary lekarstwem. Zobaczcie na stadiony w Anglii. Dawniej siatka czterometrowa i drut kolczasty. Teraz prawie mogą przybić piątkę z piłkarzem. Dało się?
O zdanie w tej sprawie zapytaliśmy sopocką miejską komendę policji. Usłyszeliśmy jedynie, że nie otrzymamy dzisiaj odpowiedzi na zadane przez naTemat pytania. Powód? Mundurowi są zajęci pracą. O obecności policjantów na popularnym Monciaku i sopockim molo, sporo w internecie piszą za to mieszkańcy Trójmiasta. Ich komentarze nie pozostawiają złudzeń - nieliczne patrole w kilkunastotysięcznym tłumie spacerowiczów to zdecydowanie za mało.
Prezydent Karnowski spotkał się dzisiaj z wojewodą pomorskim i przedstawicielami policji. W informacji wysłanej do redakcji naTemat przekonuje, że nadal jest otwarty na lepszą współpracę z sopocką policją.
Służby mundurowe stale skoncentrowane są na wlepianiu mandatów za niewłaściwie zaparkowane pojazdy, a niebezpieczne miejsca w mieście nadal uznawane są za niebezpieczne.
