Pączki łączą pokolenia. Ale nie tylko. Połączyć mogą też piłkarzy. Grających na różnych pozycjach, w różnych klubach, do tego w różnych krajach. Były rozgrywający Legii Warszawa, dziś piłkarz ŁKS-u. Skrzydłowy Trabzonsporu, a niegdyś Polonii Warszawa. Do tego młody bramkarz Manchesteru United. Oni wszyscy mają w swym życiu epizod "pączkowy". I muszą z nim żyć od dzisiaj.
Runda wiosenna sezonu 2010/2011. Piłkarze Legii pod wodzą Stefana Białasa prezentują się gorzej niż źle. Media sugerują, że za taką a nie inną boiskową postawą stoją ich problemy z wagą. Byli wolni, mało dynamiczni, wiecznie spóźnieni o krok. Efekt? Oto, jak rozgrywający Legii Maciej Iwański próbował w jednym ze spotkań odebrać piłkę rywalom:
Pressing Pączka
Tak, tak, ten z ósemką na plecach to zawodowy piłkarz, kasujący wówczas kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie. A nie pierwszy kibic, który udział w meczu wygrał w konkursie. Mający kartę stałego klienta w warszawskich budkach z kebabem.
Iwański próbował się bronić. Swój nieudolny pressing, tak skrytykowany przez ekspertów Canal Plus, skomentował w rozmowie z "Przeglądem Sportowym". - Słyszałem o tym od trenera. Powiedział, żebym się tym nie przejmował. Nie miał do mnie pretensji. Mieliśmy swoje założenia taktyczne. Być może to śmieszne, ale trener zwrócił mi uwagę, że atakowałem tak wysoko. Miałem poczekać, aż oni do mnie przyjdą - stwierdził w wywiadzie.
"Miałem poczekać aż oni do mnie przyjdą". Trochę śmieszne, ale i trochę straszny. Już wyobrażamy sobie Jose Mourinho, jak instruuje Xabiego Alonso. - Spokojnie, grasz z Barceloną. Nie atakuj ich. Poczekaj, aż Iniesta do ciebie przyjdzie.
Mięsień po pączkach
Zresztą już za czasów poprzednika Białasa, Jana Urbana, Iwański nie imponował wysportowaną sylwetką. Mięśniem, który za czasów Legii wyrobił mu się najbardziej, był nie ten brzuchaty łydki albo czworogłowy uda.
Sprawę Macieja Iwańskiego pociągnął portal Weszło. Piłkarzowi nadano ksywę "Pączek", której zaczęły używać też inne media. A bloger serwisu Wojciech Kowalczyk nawet zaproponował konkurs. Dla wszystkich piłkarzy Legii, którzy na boisku ruszali się jak muchy w smole. I wyznaczył nagrodę. Taką:
1. Nagroda główna - pudełko pączków dla zawodnika, który strzeli zwycięskiego gola w najbliższym meczu ligowym. Jeśli Legia wygra większą różnicą bramek, pączki trafią do piłkarza, który strzeli bramkę dającą prowadzenie.
2. Nagroda sezonu - 10 rurek z kremem dla zawodnika Legii, który sezonie dogoni w klasyfikacji strzelców obrońcę Wisły Kraków, Marcelo. Aktualnie Marcelo ma siedem bramek.
Nadany Iwańskiemu pseudonim prowadził też do ciekawych nagłówków. Po wyżej opisanym wywiadzie w "Przeglądzie" na Weszlo mogliśmy przeczytać o "Pączku w oparach absurdu". A gdy Iwański odszedł do Turcji bronić barw Manisasporu, portal napisał: "Pączek w kraju kebabów".
Pączek wstydu
Piłkarze to ludzie szczególnie dbający o swoją prywatność. Są pewne rzeczy, którymi najczęściej nie dzielą się z opinią publiczną. Rodzina, dzieci, własne słabości. To, co lubią wypić i to, co lubią zjeść. Gdy reporter stacji Orange Sport w barze na stadionie Polonii rozmawiał z obrońcą Maciejem Sadlokiem, w tle pojawia się Adrian Mierzejewski, kolega z drużyny. Wyraźnie się skrada, pilnuje, by nie znaleźć się w obiektywie kamery. Bez powodzenia.
Co chce zrobić? Dotknąć barmankę w intymne miejsce? Może przynajmniej zostawić jej swój numer? Zdzielić w twarz nieprzychylnego dziennikarza? Nic z tych rzeczy. On chce zrobić to:
Złodziej pączków
Swoje pączki wstydu ma też bramkarz Manchesteru United David de Gea. Słodkości nazywały się Krispy Kreme i leżały sobie spokojnie na stoisku cukierniczym w Tesco. Leżały, dopóki w markecie nie pojawił się piłkarz wraz z kolegami. Panowie połakomili się na pączki. Zapomnieli tylko wyjąć portfel i za nie zapłacić.
Mimo początkowej kłótni z ochroną sprawa skończyła się polubownie. Policja nie musiała przyjeżdżać a sprawcy zamieszania zostali puszczeni wolno.
Macieju! Adrianie! Davidzie! Nie wstydźcie się swojej słabości do pączków. W końcu też jesteście ludźmi, a nie można sobie odmawiać wszystkiego. Pamiętajcie tylko o jednym. Żeby spalić jednego pączka, trzeba biegać przez pół godziny.