PSL zbiera od rekomendowanych przez partię urzędników obowiązkowe składki.
PSL zbiera od rekomendowanych przez partię urzędników obowiązkowe składki. Fot. Krzysztof Koch / Agencja Gazeta

Od 11 lat działacze PSL są związani uchwałą Rady Naczelnej, która nakazuje urzędnikom cieszącym się rekomendacją partii oddawanie na jej konto części dochodów. Jeśli tego nie robią są ponaglani listami z biura partii, a za notoryczne uchylanie się od wpłat grozi utrata rekomendacji.

REKLAMA
Ludowcy to partia, która potrafi zadbać o swoich ludzi. Ujawnione dwa lata temu taśmy Serafina pokazały skalę nepotyzmu w spółkach zasiedlonych przez działaczy PSL, podobny obraz wyłania się z afery podkarpackiej. Partia dba o działaczy, a działacze dbają o nią. „Gazeta Wyborcza” dotarła do dokumentu z 2003 roku, w którym Rada Naczelna partii zobowiązuje działaczy do oddawania 3 proc. dochodów na rzecz partii.
Muszą to robić m.in. radni, wójtowie, członkowie rad nadzorczych, urzędnicy państwowi (od ministrów do kierowników) i parlamentarzyści. Partia dyscyplinuje krnąbrnych działaczy – wysyła im listy przypominające i grozi wycofaniem rekomendacji. I są tego efekty, bo w 2013 roku partia ze składek członkowskich uzyskała zaledwie 126,9 tys. zł, a z darowizn (to do tej puli trafiają pieniądze działaczy) niemal 2 mln zł. To duże wsparcie dla partii, która musi oddać państwu 21 mln zł z odsetkami za złe rozliczenie kampanii wyborczej.
A kiedy potrzeby są większe partia prosi o więcej. W 2011 roku Jan Bury, szef PSL na Podkarpaciu rozesłał do „kolegów pełniących z rekomendacji PSL funkcję kierowniczą” list z prośbą o jednorazową wpłatę w wysokości 1000 zł. Eksperci jednoznacznie potępiają taki proceder tłumacząc, że to ściąganie haraczu od urzędników (prof. Piotr Winczorek) i sankcjonowanie patologii (Grażyna Kopińska z Fundacji Batorego).