Dworzec PKP w Bydgoszczy
Dworzec PKP w Bydgoszczy fot. Tymon Markowski / Agencja Gazeta

Do przedziału w pociągu Intercity relacji Poznań - Warszawa wchodzi kontroler biletów. Patrzy, sprawdza, dziwi się - na jednym z biletów (na oko 30-letniego mężczyzny) czarno na białym 51-procentowa zniżka na bilet. Ni to student, ni to niepełnosprawny, więc kto to taki? Komu państwo funduje podróż za grosze? Odpowiedź brzmi: doktorant.

REKLAMA
Od 1 stycznia właśnie doktoranci dołączyli do wąskiego grona osób, które publicznymi środkami transportu jeżdżą o połowę taniej. Czy słusznie?
Odpowiedzi na to pytanie szuka od Nowego Roku wiele osób. Także internautów, którzy w sieci spierają się o to, czy zarabiający 30-latek (taki jak ten z powyższej anegdoty) powinien korzystać z takiej samej zniżki jak niezarabiający student. "Z jakiej paki doktoranci, dorośli, poważni ludzie mają zniżki kolejowe?" - pyta w Facebook'owym wpisie jeden z przeciwników doktoranckich przywilejów.
Komentarz na Facebooku

"Z jakiej paki doktoranci, dorośli, poważni ludzie mają zniżki kolejowe?"

Rozwiązanie tej zagadki jest tak nieoczywiste, jak nieoczywisty jest status doktoranta. W świetle ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym doktorant jest uczestnikiem studiów doktoranckich, ale nie jest studentem. Z drugiej strony nie jest też pracownikiem naukowym, choć posiada tytuł magistra i prowadzi zajęcia.
Według doktorantów taka niejednoznaczność tylko potwierdza tezę, że na zniżki zasługują. - Nie będąc ani studentami, ani pracownikami, jako doktoranci, tworzymy najmniejszą z grup w społeczności akademickiej. Dlatego często nasze problemy nie są dostrzegane. Przyznanie zniżek komunikacyjnych, to jeden z wielu kroków mających na celu poprawę sytuacji - mówi cytowana przez portal forumakademickie.pl przewodnicząca Krajowej Reprezentacji Doktorantów Kinga Kurowska.
Przeciwnicy zniżek na taki argument odpowiadają innym, ekonomicznym. "Zdaje się, że doktoranci dostają jakieś pieniądze i to wcale niemałe?" - pyta jeden z internautów. Rzeczywiście, w przeciwieństwie do studentów doktoranci zarabiają. Minimalne wynagrodzenie wynosi 1740 zł, a w przypadku asystentów ponad 2000 zł. Do tego dochodzą liczne dodatki (nadgodziny, "trzynastki") i stypendia z uczelni.
Doktoranci pytani o zarobki odpowiadają, że tylko części z nich udaje się na uczelni wyprosić etat. Poza tym - mówią - pociągiem czy autobusem często udają się na konferencje, szkolenia i inne doszkalające "eventy". Dlaczego więc w takim przypadku kosztów podróży nie zwraca uczelnia, która ich tam wysyła?
Dyskusja o słuszności wprowadzenia zniżek dla doktorantów trwa i zapewne trwać będzie jeszcze długo. Nie zmienia to jednak faktu, że klamka zapadła i doktoranci mogą cieszyć się tanimi biletami. Bo tak zdecydowali politycy.