
Mają się cieszyć i manifestować swój status ludzi sukcesu. Jak? Może przypalając cygara stuzłotówkami, pijąc najdroższe alkohole. Ważne, że zapłacą własnymi pieniędzmi, a nie służbową kartą finansowaną z pieniędzy podatników. Tak według nieoficjalnych informacji będzie wyglądał program „balu tłustych misiów” – imprezy protestacyjnej polskich biznesmenów.
REKLAMA
Andrzej Malinowski, prezydent organizacji Pracodawcy RP, uważa że potrzebna jest bardziej stanowcza odpowiedź środowiska biznesmenów na aferę taśmową ujawnioną przez "Wprost". Prezes NBP Marek Belka oraz Bartłomiej Sienkiewicz rozmawiali m.in o Zbigniewie Jakubasie, głównym akcjonariuszu Mennicy Polskiej, producencie monet.
Belka skarżył się, że Jakubas twardo negocjuje z NBP. Sienkiewicz używał wobec Jakubasa określenia "tłusty miś" i zasugerował, że dzięki współpracy CBŚ, Urzędu Kontroli Skarbowej oraz wywiadu skarbowego, z taki osobami jak on będzie można skuteczniej walczyć.
Jakubas przekonywał w wywiadach, że przez działania MSW (kontrole w zakresie podatku VAT) Mennica mogła stracić nawet pół miliarda złotych. Biznesmen uważa, że to zemsta za jego krytykę pod adresem rządu za zakup Pendolino i reformę OFE.
Biuro Malinowskiego jedynie potwierdziło, że impreza pod takim roboczym tytułem jest przygotowywana. On sam nie chciał jednak zdradzać szczegółów. Bal odbędzie się za kilka tygodni. Z innych nieoficjalnych źródeł wiadomo, że przybycie zapowiadają Jan Kulczyk, Zygmunt Solorz-Żak, a także sam „tłusty miś” Zbigniew Jakubas.
I my byliśmy misiami
Przypomnijmy, że Solorza próbowały oskórować władze Wrocławia. Początkowo zaprzyjaźnieni urzędnicy sprzedali mu udziały w klubie piłkarskim Śląsk Wrocław. Gdy okazało okazało się, że piłkarsko-urzędnicza sitwa wysysa miliony, Solorz próbował zaprowadzić tam rynkowe standardy. Niestety nie wypalił pomysł budowy galerii handlowej, która mogła finansować wydatki klubu. Zygmunt Solorz-Żak sprzedał akcje przyjmując do wiadomości stratę kilkunastu milionów złotych.
Przypomnijmy, że Solorza próbowały oskórować władze Wrocławia. Początkowo zaprzyjaźnieni urzędnicy sprzedali mu udziały w klubie piłkarskim Śląsk Wrocław. Gdy okazało okazało się, że piłkarsko-urzędnicza sitwa wysysa miliony, Solorz próbował zaprowadzić tam rynkowe standardy. Niestety nie wypalił pomysł budowy galerii handlowej, która mogła finansować wydatki klubu. Zygmunt Solorz-Żak sprzedał akcje przyjmując do wiadomości stratę kilkunastu milionów złotych.
Jan Kulczyk też przeszedł swoje. Jesienią 2010 roku starał się o kupno dystrybutora energii Enea. Stawka było ok. 11 mld zł, a biznesmen, aby sfinansować transakcje, był gotów postawić na szali cały swój majątek, dorzucając nawet kluczyki od samochodu. Urzędnicy ministerstwa skarbu przyznali wyłączność negocjacyjną na 5 dni, w których wypadał weekend oraz święto Wszystkich Świętych.
Transakcja nie doszła do skutku, ale Kulczyk miał żal także o to, że konkurentowi GDF Suez przyznano na negocjacje miesiąc. Biznesmen uznał to za niepoważne i celowe przeczołgiwanie go przez urzędników. Oczywiście znając przykłady takich firm jak Drop czy Optimus i innych, lista zaproszonych misiów może być bardzo, bardzo długa.
Charakterny prezydent
Żeby zrozumieć dowcip prezydenta Pracodawców RP trzeba go trochę lepiej przedstawić. Po pierwsze to szef jednej z najbardziej wpływowych organizacji biznesowych w Polsce. Na jego zaproszenie udziału w galach pracodawców RP nie odmawiają nawet premier czy prezydent. Z drugiej strony, sprawny działacz, negocjator, który np. miał swój udział w obniżeniu podatku dla firm z 37 do 19 proc. podczas rządów gabinetu Leszka Millera.
Żeby zrozumieć dowcip prezydenta Pracodawców RP trzeba go trochę lepiej przedstawić. Po pierwsze to szef jednej z najbardziej wpływowych organizacji biznesowych w Polsce. Na jego zaproszenie udziału w galach pracodawców RP nie odmawiają nawet premier czy prezydent. Z drugiej strony, sprawny działacz, negocjator, który np. miał swój udział w obniżeniu podatku dla firm z 37 do 19 proc. podczas rządów gabinetu Leszka Millera.
Prywatnie Malinowski jest dosadny, konkretny, słynie z temperamentu. Kilka lat temu, kiedy Solidarność blokowała porozumienie w komisji trójstronnej, rzucił o ścianę gazetą z podobizną Janusza Śniadka na okładce krzycząc, że wszystko to przez tego... Gdy trzeba, wyzywa urzędników od durniów, idiotów i jeszcze gorzej. Oto jedna z dobrze charakteryzujących go historii. W 2011 roku nadgorliwy urzędnik Wojewódzkiego Inspektoratu Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych zabronił Polmosowi Siedlce produkcji Wódki Alpejskiej argumentując, że nie jest ona jako produkt w żaden sposób związana z Alpami.
– To debil, no idiota po prostu, co tu komentować. Możecie to nagrać. Zamierzam doprowadzić do tego, że ten Pan nie będzie już pracował. To będzie moja misja na najbliższe tygodnie – powiedział posyłając do kamery srogie spojrzenie. Ciekawe, co by powiedział Sienkiewiczowi.
