Fot. Przemysław Jendroska / Agencja Gazeta

Ordynator oddziału noworodków w szpitalu w Skierniewicach dr Lidia Kuchta wykazała się sercem i teraz czeka ją... rozprawa sądowa. Lekarka zwróciła bowiem dziecko prawowitym rodzicom, nie czekają aż zostanie uruchomiona urzędnicza maszyna. W międzyczasie niemowlak mógł trafić do domu dziecka.

REKLAMA
Mały Kubuś został porzucony przez matkę, która cierpi na depresję tuż po porodzie. Kobieta podpisała wszystkie wymagane dokumenty, aby zrzec się praw rodzicielskich. W rubryce "ojciec dziecka" podała fałszywe nazwisko. Matka wybrała jedynie imię dla dziecka. Sprawę w maju opisywała "Gazeta Wyborcza".
Pomimo, że wszystko przebiegło zgodnie z prawem, to taką decyzję musi jeszcze zatwierdzić sąd. A ten wyznaczył rozprawę na czerwiec. Dopiero z sądowym wyrokiem dziecko mogłoby trafić do rodziny zastępczej. Dlatego w międzyczasie zdrowy chłopczyk mógłby trafić do domu dziecka dla niemowlaków. – To byłaby jego największa tragedia – wspomina dr Lidia Kuchta.
Niespodziewanie matka jednak wróciła do szpitala z zamiarem odzyskania syna. Zjawiła się z mężczyzną, który rzekomo miał być ojcem dziecka. – Taki ciepły, zrównoważony mężczyzna. Długo stał przy łóżeczku syna. Był nim zachwycony – wspomina ordynatorka. Pomimo, że była to niedziela, to jeszcze tego samego dnia w Urzędzie Stanu Cywilnego wyrobiono metrykę urodzenia Kubusia z wpisem, że to właśnie ta dwójka ludzi jest jego biologicznymi rodzicami.
Jak to możliwe, że urząd był czynny w niedzielę? – Tego dnia były wybory do Parlamentu Europejskiego, a w USC mieścił się punkt wyborczy. Mogę się tylko domyślać, że zaprzyjaźniona ze szpitalem urzędniczka wzruszyła się desperacją rodziców i wydała potrzebne dokumenty – spekuluje lekarka.
Na podstawie ważnych dokumentów szpital wydał dziecko pełnoprawnym rodzicom. – Dzięki temu zgodnie z prawem mogłam im przekazać Kubusia. Ten pan miał pełne prawa rodzicielskie. Trudno mi wyrazić, jak bardzo się ucieszyłam. To najlepsze rozwiązanie, jakie mogło się zdarzyć. Wierzę, że chłopczyk będzie miał naprawdę szczęśliwe życie – przekonuje dr Kuchta.
To jednak nie był happy end. W czerwcu sąd z Warszawy zażądał wyjaśnień, dlaczego dziecka nie ma w szpitalu, gdzie miało przebywać do czasu przekazania go do placówki opiekuńczej. W tej sytuacji dyrektor placówki zawiadomił prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa.
Tymczasem sąd rodzinny w Skierniewicach cofnął swoją decyzję o umieszczeniu chłopca w placówce opiekuńczej. Uznał, że skoro Kubuś trafił pod opiekę biologicznych rodziców, to nie ma takiej potrzeby.
Dr Kuchta została zawieszona w pracy jako ordynator, ale nadal pracuje w szpitalu jako lekarz na oddziale położniczym. – Jesteśmy medykami i ratujemy życie. Jesteśmy też ludźmi. Wiem, że postąpiłam słusznie, kierując się dobrem dziecka. To dziecko ma ojca, któremu nikt nie odebrał prawa do opieki nad synem. Jestem szczęśliwa, widząc ich szczęście. Gdybym miała tę decyzję podejmować jeszcze raz - zrobiłabym to samo – wyjaśnia lekarka.