Przemek Pająk, ojciec i założyciel blogowego serwisu Spider's Web to naprawdę zajęty człowiek - i nawet na urlopie jest ciągle online. Szefuje sporej redakcji, uwielbia pracę na deadlinach, w zalewie tysięcy wiadomości i dzieli uwagę między trzy (!) służbowe telefony. Sam przyznaje, że jest pracoholikiem, ale z dystansem: przed biurem urządził sobie mini boisko do koszykówki.
Tak, całkiem często ucinam sobie kilkunastominutowe power-drzemki. Serio! Bardzo pomagają mi w regeneracji sił fizycznych. Oczywiście mi jest łatwiej, bo nie dość że pracuję w domu, to na dodatek jestem szefem Spider's Web ;) Jednak mówiąc całkiem poważnie – uważam, że w dobrze poustawianych organizacjach pracownicy powinni mieć prawo i miejsce do krótkich drzemek w czasie pracy. Oczywiście to wiąże się z odpowiednimi relacjami między pracownikami a przełożonymi, z odpowiednim podejściem do obowiązków, zaufaniem i zrozumieniem.
Są wakacje. Słońce za oknem świeci, rozleniwienie, pogoda lepsza na plażowanie niż na pracowanie, część załogi na urlopach. Latem ciężej o efektywność? Ma Pan jakiś pomysł jak się ratować w tym "trudnym okresie? :)
Dla mnie to wcale nie jest trudny okres! Mi się znacznie lepiej pracuje, gdy za oknem jest jasno i świeci słońce. Znacznie gorzej znoszę okres zimowy, gdy słońca nie ma w ogóle. Lubi mnie wtedy dopaść depresyjne zmęczenie. No, ale wtedy właśnie urządzam sobie krótkie sportowe serie na regenerację sił witalnych!
„Sportowe serie”? Jakiś specjalny patent na dopływ energii?
Gdy czuję, że dopada mnie odrętwienie, a moja produktywność spada staram się odłożyć aktualnie wykonywane zajęcie, by zrobić coś zupełnie innego. Ostatnio w pracy, kilka razy dziennie robię sobie krótkie przerwy na… grę w kosza. Małe, prywatne boisko zorganizowałem sobie przed biurem. Czasami dosłownie kilka rzutów, dwa krótkie sprinty potrafią mnie zregenerować. Podczas takich sportowych przerw bardzo często przychodzą mi do głowy świetne pomysły, więc staram się je robić jak najczęściej.
Dokumenty się piętrzą, ludzie zagadują na Facebooku, telefony się urywają, pilne maile ciągle wpadają do skrzynki, w ołpenspejsie ktoś głośno krzyczy, a Pan ma robotę która już powinna być pilnie skończona godzinę temu... Często Pan tak ma?
Uwielbiam to! W takich sytuacjach zgiełku, tysiąca maili, powiadomień i komentarzy czuję się najlepiej. Wtedy czuję, że pracuję, że coś się dzieje, że łapię byka za rogi. Bardziej stresują mnie sytuacje względnego spokoju i komunikacyjnej ciszy, bo zawsze wtedy czuję się niepewnie i zadaję sobie pytanie, czy aby czegoś źle nie robię.
Szybka praca na deadlinach daje kopa z adrenaliny? :)
Najpierw muszę się zdobyć na wyznanie – jestem pracoholikiem. Odkąd przeszedłem „na swoje”, nie potrafię do końca oddzielić czasu pracy od czasu po pracy. Nie pomaga temu fakt, że pracuję w domu. Nie pomagają temu również urządzenia komputerowe nowego typu, w tym przede wszystkim smartfony, dzięki którym zawsze możemy być w pracy. Pracuję więc od ok 6 rano, gdy się budzę, do ok 22:30, kiedy powoli zmierzam do sypialni. Oczywiście natężenie mojej pracy nie jest przez cały dzień takie samo, ale jestem w kontakcie z moimi pracownikami przez cały czas, ciągle podejmując jakieś decyzje. Pracoholizm wymaga dobrej organizacji. I ja jestem bardzo dobrze zorganizowany. Uwielbiam porządek we wszystkim: na biurku, w komputerze, w aplikacji do zarządzania projektami.
I szalenie uporządkowany i napięty kalendarz...
Jedną z pierwszych rzeczy, które robię po przebudzeniu to szybki rzut oka do Things – programu do zarządzania projektami. W momencie wiem, co jest ważnego do zrobienia w danym dniu, który z moich pracowników i współpracowników ma oddać do akceptacji część projektu, jaki telefon mam wykonać, od kogo zdobyć informacje. Jestem wręcz niewolnikiem kalendarza i harmonogramu. Cały roboczy dzień podporządkowany jest realizacji planu, by to co zostało zapisane na dany dzień było zrobione.
Zdarzało się stawić się w pracy niedysponowanym po całonocnej imprezie, jak za studenckich czasów?
Cóż, zdarzało się i to nie raz…, choć z biegiem lat takie sytuacje mają miejsce coraz rzadziej. Coraz mniej mogę sobie pozwolić na luksus bycia niedysponowanym. Zresztą wiem, że gdy nawalę, to i tak swoją robotę będę musiał odrobić, a to skutkuje niebezpiecznym spiętrzeniem pracy. Moim sposobem na radzenie sobie z niedyspozycją w pracy jest… dużo świeżego powietrza i odpowiednie nawodnienie organizmu. Pomagało.
A jakaś klapa, spowodowana zaspaniem, brakiem refleksu, nieprzytomnością umysłu? Zabawna sytuacja, w której przytomność umysłu zawiodła na całej linii?
Aż wstyd o niej mówić… Jako szef sporego serwisu internetowego na co dzień kontaktuję się z naprawdę dużą liczbą osób, w tym z różnymi kontrahentami. Pewnego razu, pod wpływem silnego stresu i zmęczenia udało mi się pomylić jednego partnera reklamowego z drugim i to w taki sposób, że zdradziłem poufne warunki negocjacji. Najgorsze jest to, że bardzo długo nie zdawałem sobie sprawy z fatalnej pomyłki i z każdym kolejnym mailem brnąłem dalej w coraz głębszy problem, przy okazji zdradzając kolejne szczegóły ustaleń z innym klientem. Było potem nieco przykrych konsekwencji, ale na szczęście obaj partnerzy podeszli z uśmiechem do mojej pomyłki.
No właśnie. Czasem człowiek czuje że intelektualnie nie nadgania, że brakuje kreatywności i polotu. I jak się wtedy podźwignąć?
Ja mam jedną żelazną zasadę, której się trzymam – nie traktuję swojej pracy jako żmudnej konieczności, dlatego nigdy nie jest tak, że robię coś przymuszając się do tego, czy z wielką złością, byleby tylko odhaczyć i zapomnieć. Mam też w sobie naprawdę dużo wiary w swoje możliwości, więc gdy coś mi nie idzie, gdy czuję, że nie odnoszę oczekiwanych rezultatów, to tym bardziej dopinguje mnie to do większego wysiłku, najczęściej intelektualnego. Nawet lubię takie sytuacje, bo one dają mi porządnego kopa.
A propos wysiłku intelektualnego... Próbował Pan kiedyś ćwiczeń na pamięć, koncentrację? Działają?
Nigdy nie próbowałem żadnych ćwiczeń tego typu. Kiedyś tylko starałem się nauczyć szybkiego czytania, co samo w sobie było ćwiczeniem tzw. krótkoterminowej pamięci. Zauważyłem natomiast, że zmienił się sposób, w jakim się koncentruję na wykonywaniu ważnych zadań. Kiedyś potrzebowałem do tego ciszy i odcięcia się od wszystkiego wokół. Dzisiaj słucham muzyki, przyswajam wszystkie powiadomienia ze smartfona i komputera, a i tak potrafię się skoncentrować.
Więc jak Pan dba o "kondycję intelektualną"? W ogóle da się o nią jakoś zadbać, czy raczej "jakoś tak samo"?
Cytując klasyka: ja bardzo dużo czytam, odświeżam umysł i k… będę jak brzytwa :). Z racji wykonywanego zawodu pochłaniam codziennie nieprawdopodobne ilości informacji i myślę, że to zapewnia mi odpowiednie paliwo.
Jaki jest Twój sposób na walkę z dekoncentracją? Czekasz aż minie, czy walczysz z nią od razu? Podrzuć swoje sposoby w komentarzach. Chyba że właśnie wypiłeś Tigera Mental i masz ten problem z głowy.