Kiedy parę miesięcy temu pisaliśmy o tym, że trwa cicha mobilizacja w polskiej armii, wiele osób odmawiało komentarza. Dziś kolejne osoby potwierdzają, że nasz kraj przygotowuje się do obrony. Doradca resortu obrony Gen. Bogusław Pacek otwarcie sugeruje, że Rosja szykuje się do inwazji na Ukrainę, a Polska może stać się areną działań wojennych.
W rozmowie z „Dziennikiem Gazetą Prawną” generał Bogusław Pacek przyznaje, że pierwszy raz od 1945 r. blisko naszych granic dojdzie do konfliktu zbrojnego na szerszą skalę. – Nie jest też zupełnie wykluczone, że w przyszłości będzie on dotyczyć naszego kraju – stwierdził doradca resortu obrony.
Nie "czy", tylko "kiedy"
Nikt już nie zaprzecza, że Kreml szykuje się do inwazji na naszych wschodnich sąsiadów i od jakiegoś czasu szuka pretekstu lub po prostu odpowiedniego momentu. Jednym z nich miało być zestrzelenie malezyjskiego samolotu MH-17. Według ukraińskich służb separatyści pomylili cele, gdyż miał nim być rosyjski samolot Aerofłotu lecący z Moskwy do Larnaki na Cyprze.
W środę rzeczniczka Paktu Północnoatlantyckiego Oana Lugescu oświadczyła, że Rosja zgromadziła przy granicy ukraińskiej armię w pełnej gotowości. Mieliby oni pod pretekstem misji humanitarnej najechać na Ukrainę. – Nie będziemy próbowali odgadywać co Rosja zamierza, ale widzimy co Rosja wyprawia na ukraińskiej ziemi, a to już wzbudza nasze obawy. Rosjanie mają 20 tysięcy gotowych do boju żołnierzy zgromadzonych na wschodniej granicy Ukrainy – mówiła w środę Lugescu.
Szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego generał Stanisław Koziej uspokajał w piątek w Trójce, że Polska w odróżnieniu od Ukrainy nie powinna obawiać się wojny. Skoro jest jednak tak dobrze, dlaczego prezydent Bronisław Komorowski jedzie na wrześniowy szczyt NATO z planem bardzo konkretnego wojskowego wzmocnienia kraju?
– Jednym z elementów zwiększenia obecności wojsk NATO w Polsce są tzw. wysunięte bazy ze sprzętem, z amunicją, z paliwem - czyli logistyka i sprzęt dla tych wojsk, które tutaj by przebywały na naszym terytorium, które tutaj by ćwiczyły. Sprzęt zostawałby na miejscu, a żołnierze niech się zmieniają. Zapraszamy wojska NATO do Polski – mówił wprost Koziej.
NATO musi zareagować
Zapytaliśmy eksperta w dziedzinie wojskowości Marka Saryusza-Wolskiego o ocenę sytuacji. – Na pewno nie pójdziemy na wojnę na Ukrainie. NATO jest sojuszem obronnym i sam nikogo nie zaatakuje. Sytuacja się zmieni jeśli Rosja zadecyduje się zaatakować Łotwę. Wtedy NATO będzie miało obowiązek stanąć w obronie sojusznika. Jeżeli nie, to trzeba będzie ten sojusz rozwiązać – mówi Saryusz-Wolski.
Nasz ekspert przyznaje, że w Warszawie już się pojawiły najnowsze czołgi Leopard, jednak powód jest inny niż wojna. – Przyjechały po to, by brać udział w defiladzie z okazji dnia Święta Wojska Polskiego. To ma być pokaz siły na ulicach Warszawy, ale trudno przyjąć, ażeby to był jakikolwiek wstęp do wojny – mówi nam Saryusz-Wolski.
Tymczasem Wojskowa Komisja Uzupełnień wysyła do rezerwistów wezwania. Chce aby się stawili, by otrzymać przydział mobilizacyjny. Piotr, który 10 lat temu przeszedł do rezerwy mówi, że od czasu opuszczenia jednostki nikt się z nim nie kontaktował. Aż do teraz.
– Ku chwale ojczyzny można powiedzieć – opowiada Piotr, który jest przekonany o tym, że wezwanie ma związek z sytuacją na Ukrainie. – Jeszcze nie wiadomo, czy powrócę do jednostki, bo może stwierdzą, że już się nie nadaję. Przyznam jednak, że na pewno będę potrzebował dodatkowego szkolenia, bo już tak dawno nie byłem w wojsku, że nie znam się na nowych sprzętach, a wiem, że doszły nowe rodzaje broni – mówi w rozmowie z naTemat.
Były szef MON Janusz Zemke uważa, że to nie ma żadnego związku z przygotowaniami do wojny. – W planach co roku jest szkolenie kilku tysięcy osób. W poprzednich latach trochę zaniedbano rezerwistów, więc w tym roku to nadrabiają. Tak więc nie łączyłbym tego z wojną – mówi nam Zemke.
Natomiast Saryusz-Wolski mówi nam, że obecne wezwania mają na celu sprawdzenie w jakiej formie są rezerwiści. – Kwestia przydziałów to pięta achillesowa armii zawodowej. Kiedy była armia poborowa, to regularnie kontaktowano się z rezerwistami. Potem zaprzestano. WKU otrzymało pewnie rozkaz sprawdzenia przydatności rezerwistów do działań wojennych. Chcą zobaczyć człowieka, dowiedzieć się co robi, i czy nadaje się do służby. Poza tym, MON zapowiedział w tym roku więcej szkoleń, więc ciężko ocenić – mówi nasz ekspert.