- Tak powinno być zawsze. Nie po to płacę podatki i dodatkowo opłaty doliczane do ceny paliwa żeby jeszcze płacić za przejazd autostradami - to opinia jednego z kierowców przejeżdżających autostradą A1 w pierwszy z „darmowych weekendów”.
Ogłaszając podniesienie szlabanów na płatnej autostradzie A1 premier Donald Tusk ujawnił, że będzie kosztowało budżet nie więcej niż 20 mln złotych. Bo państwowy Krajowy Fundusz Drogowy musi zrekompensować firmie Gdańsk Transport Company (koncesjonariusz, budowniczy i zarządca autostrady) utracone dochody. Skoro za 9 dni dni darmowego jeżdżenia inkasują 20 mln, to ile wyciągają z autostrady w ciągu roku?
Włosi z pełnymi kieszeniami
Okazuje się, że 2013 rok to najlepszy okres w historii prywatnych firm zarządzających autostradami. Stalexport Autostrady zakończył ubiegły rok rekordowymi przychodami i zyskiem. Kierowcy przejeżdżający 61-kilometrowym odcinkiem A4 Katowice-Kraków zostawili w kasie tej firmy 206 mln zł. Ponieważ w poprzednich latach rozliczono już kosztowne remonty nawierzchni i mostów właścicielom autostrady (włoska grupa kapitałowa Atlantia) pozostało już tylko nadstawić garście na strumień gotówki. Zarobili na czysto 62 mln zł - pięciokrotnie więcej niż w poprzednim roku. Ze współczynnikiem miliona zysku z kilometra, płatny odcinek A4 to najbardziej zyskowna droga w Polsce.
Skąd ten wzrost? Jeszcze kilka lat temu polskie autostrady przypominały depeszę nadawaną alfabetem Morse’a. Dłuższe odcinki nowych dróg przeplatały się z drogowymi ugorami, objazdami, albo placem budowy. Na południowym odcinku A1, miesiącami przejazd gotową trasą blokowała niedokończona budowa słynnego mostu w Mszanie. Teraz ruch wzrasta, bo na kilku trasach można bezkolizyjnie (nie licząc bramek opłat) pokonać 300 i więcej kilometrów. Jadącym nad morze mieszkańcom Warszawy opłaca się nadłożyć drogi skręcając przez Stryków i dalej A1, niż jechać bezpłatną, krótszą, ale zatłoczoną drogą S7. Więcej samochodów to oczywiście szybciej kręcące się cyfry na licznikach kas w punktach poboru opłat.
Kasa na bramkach
GTC zarobiło na autostradzie A1 prawie 102 mln złotych (dane za 2013 rok). Przy czym na przychody firmy składają się nie tylko opłaty od kierowców, ale również wpłaty z Krajowego Funduszu Drogowego, który dodatkowo płaci za tzw. dostępność autostrady. Gazeta Trójmiasto ujawniła, że w 2012 roku koncesjonariusz otrzymał z Krajowego Funduszu Drogowego dodatkowo ponad 400 mln zł.
Udziałowcami trasy nazywanej „Amber One” są szwedzki gigant budowlany Skanska (wykonawca drogi), brytyjski fundusz inwestycyjny John Laing, a także południowo-afrykański koncern Group Five. Ich autostradowy biznes obciążony jest jednak znacznym kredytem - ok. 6 mld złotych zaciągniętym na budowę drogi. Spłata potrwa do 2038 roku.
Skromny zysk Kulczyka
Świetny wynik zanotowała „Kulczykostrada” - z Konina do Świecka. Tylko jej nowszy, 105-kilometrowy odcinek Nowy Tomyśl-Świecko oddany w grudniu 2011 roku przyniósł właścicielowi koncesji, firmie Autostrada Wielkopolska II, 358 mln zł (dane za 2012 rok). Zysk netto wyniósł 15 mln, niby mało, ale to ze względu na 287 mln zł przeznaczonych na spłatę kredytu budowlanego.
Kilka dni temu tabloid "Fakt" złośliwie zestawił ceny przejazdu tą drogą z cenami podróżowania drogami w innych krajach. Okazało się, że dwukrotny przejazd całym płatnym odcinkiem Autostrady Wielkopolskiej - 134 zł - to tyle samo co rok nielimitowanego korzystania z liczącej 1300 km sieci autostrad Szwajcarii. Roczna winieta kosztuje tam 40 franków.
Jan Kulczyk i jego współpracownicy w kilku wypowiedziach przekonywali, że cena przejazdu to głównie spłata kredytu na budowę oraz koszt utrzymania trasy ‚„w najwyższym standardzie technicznym”. W praktyce zysk inwestora jest skromny. Zyski z autostrady zasilają konto głównych udziałowców: Jana Kulczyka (posiada 40 proc. akcji AWSA) oraz funduszu Meridiam, specjalizującego się w zarabianiu na budowie dróg m.in. w Niemczech, Słowacji, Francji, Hiszpanii i Irlandii. Tak naprawdę zaczną zarabiać za jakieś kilkanaście lat, gdy spłacą część z miliarda euro kredytu wziętego w Europejskim Banku Inwestycyjnym.
Inna sprawa, że gdyby nie „prywaciarze” pewnie nie byłoby lepszych dróg w Polsce. Z dokończeniem budów na Euro2012 urzędnicy GDDKiA i jej były szef Lech Witecki mordowali się niemiłosiernie. Prywatne autostrady, na których ceny i korki kierowcy tak narzekają, już w 2038 i 2037 przejdą na własność państwa. A wtedy politycy będą mogli jeszcze szerzej otworzyć szlabany.