Przez całe życie jesteśmy bez przerwy oceniani. Zaczęli rodzice, potem pałeczkę przejęli nauczyciele, wykładowcy i rówieśnicy. Z czasem przywykliśmy i sami nauczyliśmy się oceniać. O ile w wielu przypadkach to po prostu służy wspólnemu dobru i pomaga przestrzegać pewnych norm, to w seksie bywa bardzo szkodliwe.
Poszukiwanie aprobaty
Nauczyliśmy się dość wcześnie, że sposobem na poczucie bezpieczeństwa, akceptacji i miłości, jest zabieganie o aprobatę. A więc wszystko się bez przerwy staramy. Wieczorem bywa, że nie mamy już ochoty popisywać się w sypialni. To zabieganie o aprobatę i bywa męczące, i powoduje, że czasem już sami w ogóle nie wiemy kim tak naprawdę jesteśmy. W jaki sposób w ogóle wobec tego mówić o samoakceptacji, o otwartości w seksie, kiedy żyjemy przechodząc z jednej roli w drugą i nie dajemy sobie czasu i możliwości na rozwijanie relacji z samym sobą.
Wewnętrzny krytyk, cellulit i wchodzenie w role
Seks to teoretyczne jedna z najprzyjemniejszych i najbardziej intymnych rzeczy na świecie. Bywa jednak, że pomimo tego, że jesteśmy w aktywni seksualnie, nigdy się w pełni nie otworzyliśmy. Otwartość w końcu idzie w parze z bezbronnością, a na to często nie jesteśmy gotowi. Seks jest więc po prostu kolejną rolą w którą wchodzimy. Kobiety uzbrajają się w makijaż i seksowne gorsety, a mężczyźni zmieniają w akrobatów i napinają klaty. Mamy pewne wyobrażenie o tym, jaki powinien być kochanek lub kochanka, stajemy się nim, zapominając o tym, że przy okazji jesteśmy też sobą. Kto wtedy ma zostać obdarzony czułością, pieszczotami i miłością od partnera?
Bez pełni samoakceptacji nie ma pełni otwartości, a bez tego nie ma się czym w łóżku dzielić, może poza kompletem narządów. Seks przypomina wtedy wzajemną masturbację. Trudno jest czerpać z niego pełnię przyjemności, kiedy nie jesteśmy autentycznie zaangażowani, przeżywaniem nie dzielimy się z partnerem i musimy „wycisnąć” z siebie orgazm.
W końcu co on/ona sobie pomyśli, jeżeli nie dojdziesz? W głowie dzieją się naprawdę różne rzeczy i nie ma chyba w łóżku bardziej nieproszonego (a zarazem częstego) gościa, niż wewnętrzny krytyk. Czy w tej pozycji widać twoje hedonistyczne wałeczki? Cellulit, nadmierne owłosienie? Czy na pewno masz świeży oddech? W zestawie z tymi pytaniami idą obawy. W końcu, skoro tobie trudno zaakceptować swoje ciało, z jakiego powodu miałby to zrobić twój kochanek? Póki co jednak, z łóżka nie uciekł, a jedyną osobą, która widzi te niechciane wałeczki, jesteś ty.
Przyjmowanie pieszczot bez samoakceptacji
Problemy z samoakceptacją sprawiają, że nie mamy za bardzo czym się dzielić z kochankiem. Możemy dawać przyjemność, ale często będziemy mieli kłopot z jej przyjmowaniem. Najczęściej ten problem dotyczy kobiet, chociaż nie jest to wcale zasada. Słyszałam wiele historii o kobietach przekonanych, że ich cipki nie nadają się do całowania, że „tam na dole” są nieodpowiednie, że mają nieładny zapach, albo są niesmaczne i obślizgłe.
Straszne, mieć takie stosunek do części ciała, która nie dość, że może dawać mnóstwo przyjemności, to jeszcze czynnie uczestniczy w cudzie poczęcia i narodzin. Narządy intymne nie będą nigdy pachnieć jak wiosenne kwiaty, bo nie mają za zadanie przyciągać do siebie zapylających pszczółek...
Zdrowa kobieta będzie ładnie pachnieć dla mężczyzny, tak samo jak i zdrowy mężczyzna. Super, jeżeli tak się składa, że czujecie się świeżo przed seksem, bo niedawno wzięliście prysznic. Super, jeżeli właśnie wróciłaś z biegania, a on nagle nabrał kosmicznej ochoty. Ciało to też nasze wydzieliny. Tak jak hedonistycznych wałeczków, owłosienia czy cellulitu możemy się pozbyć i nie musimy koniecznie akceptować, to to jest po prostu jest część naszej konstytucji, której nie mamy mocy zmienić.
No problemy z ciałem – miłość
Dla dzieci najładniejsze na świecie są ich mamy. Nawet jeżeli nie mają nic wspólnego ze standardami piękna. Nawet jeżeli są puszyste i mają odrosty. To dlatego, że patrzą na swoje mamy z miłością i wdzięcznością. Tak samo my patrzymy na swoich ukochanych.
Nawet jeżeli mają klaty jak wychudzeni nastolatkowie albo odwrotnie – pokaźne brzuchy i całkiem spore, włochate biusty. Oni są dla nas ładni, bo są kochani. Jasne, że też będziemy oglądać się za facetami z pięknymi ciałami, i jeżeli kiedyś nasi ukochani zaczną trenować i zamienią się w modeli z okładek – nie będziemy na pewno miały nic przeciwko. Póki co jednak, tych kochanych owłosionych brzuszków na nic nie zamienimy. Prawda? Tak samo sprawa wygląda z męskiej perspektywy.
Seks w skarpetach
On kocha twój „zbyt duży”, czy też „totalnie płaski” tyłek i do łóżka chce chodzić z tobą, a nie Sashą Grey, uzbrojoną w sexy szpile. Możesz więc spokojnie zrzucić zbroję, a jeżeli będzie ci zimno w stópki, to kochać się w wełnianych skarpetach. Zrzuć zbroję z makijażu i pozwól swojemu kochankowi poczuć, że jest w łóżku z tą samą tobą, z którą jada śniadania.
Nie zdejmujcie skarpet, bo to po prostu głupie, nauczycie się żartować i będziecie mieli więcej dystansu. Seks to nie jest bardzo poważna sprawa. Za to jedna z najprzyjemniejszych rzeczy, które można wykonywać z drugim człowiekiem w pozycji leżącej lub półleżącej. To taki trochę dialog. Nie każda rozmowa musi być koniecznie do głębi przejmująca i magiczna. Czasami może być po prostu zabawna. Pozwólcie sobie śmiać się w łóżku. To taki pierwszy, bardzo uzdrawiający i tak naprawdę też duchowy, kroczek w stronę samoakceptacji.