Są wytatuowane, mają intrygującą urodę i nie wstydzą się nagości. SuicideGirls to strona zrzeszająca odważne modelki, które sprzeciwiają się standardowym kanonom piękna. Pozują do zdjęć, nawiązują kontakty z ważnymi markami modowymi i szokują. Tak bardzo, że nieraz muszą znosić najgorsze wyzwiska i dementować plotki, jakoby należały do porno agencji.
Tatuaże, kolczyki, odważne fryzury
Strona Suicide Girls została założona w 2001 roku przez Selenę Mooney, znaną jako Missy Suicide, oraz Seana Suhla. Nazwę zaczerpnęli z jednej z powieści Palahniuka, gdzie nazywał on w ten sposób kobiety, które "popełniły społeczne samobójstwo", odmawiając dopasowania się do amerykańskiego ideału piękna i dopasowania do formy.
Jak sami założyciele piszą, Suicide Girls jest wspólnotą, która celebruje oryginalne piękno i alternatywną kulturę z całego świata. Czym się to piękno objawia? Tatuażami, kolczykami, odważnymi fryzurami, zamiłowaniem do pin-up czy punku i kobiecymi kształtami. Nie spotkamy tu standardowych kanonów piękna, ani modelek, które chodzą po wybiegu. Na początku XXI wieku, strona robiła ogromne wrażenie, a dziewczyny szokowały swoją odwagą w eksperymentowaniu z wyglądem. Z roku na rok jednak, gdy tatuaże są niesamowicie popularne, a dostęp do internetu oczywisty, alternatywność dziewczyny Suicide nie jest już tak alternatywna.
Mimo to, dalej robią ogromne wrażenie. Dostęp do strony jest w znacznej mierze płatny i trzeba wykupić abonament, aby oglądać wszystkie zdjęcia modelek. Suicide Girls to kult kobiecego ciała, jego nagości, pokazywanej w delikatny, nienachalny sposób, a jednak mające trochę pieprzu. Agencja zrzesza obecnie 2627 modelek, które umieściły prawie sześć milionów zdjęć. Wśród nich są także Polki - Laf, Kahu, Aeta, Osaka i Sinni.
"Mają to być bardzo naturalne, niewyuzdane zdjęcia"
-Jak byłam podlotkiem i zaczynałam swoją przygodę z alternatywnym światem, bycie SG było pewnego rodzaju prestiżem. Chciało się do nich dołączyć, nawet jeśli nie wiedziało się do końca na czym to polega. Jako dwunastolatka myślałam, że to po prostu agencja zrzeszająca wytatuowane dziewczyny. Z czasem przekonałam się, że krąg jest mniej elitarny niż mi się wydaje, bo do SG należy około dwa tysiące dziewcząt. Jedne robią karierę, inne niekoniecznie - ale jest nas sporo. Któregoś dnia dostałam jakiegoś mejla - ktoś wspominał coś o SG i namówił mnie, na wysłanie zgłoszenia - opowiada o swoim początkach w SG Sinni Suicide, w realnym świecie Magda, dwudziestojednoletnia studentka filologii polskiej.
-Rekrutacja wygląda następująco - wypełnia się formularz z danymi, skanuje się dowód i inny dokument potwierdzający datę urodzenia, dołącza się kilka zdjęć, a potem wysyła przez ich stronę. Na odpowiedź czeka się kilka tygodni, ale najczęściej każdej pozwalają wrzucić swój set na stronę. Wymagania nie są jakieś szczególne, trzeba zrobić od 40-60 zdjęć w dobrej jakości, na których wykonujemy striptiz. Brzmi to brzydko i sprzedajnie, ale wcale tak nie jest. Tematyka nie może być nachalna, mają to być bardzo naturalne, niewyuzdane zdjęcia - wyjaśnia.
Co za tym idzie - jeśli nie chcesz, nie musisz nic pokazywać. Wszystko zależy od dziewczyny, a one są pod tym względem różne. Jedne bardziej odważne, inne mniej śmiałe. Każda z nich ma jednak pełną swobodę co do zakresu, w jakim pozuje. Sesje oczywiście wyglądają różnie - w zależności od tego, czy pozujesz dla zaprzyjaźnionych fotografów, czy ludzi należących do tak zwanego staffu.
-Każda jest inna, ale należy solidnie się do niej przygotować, zarówno wizualnie jak i mentalnie. Trzeba odnaleźć fajne miejsce, poczekać na światło i zbudować jakąś historię. Potem już wszystko zależy od nas samych, co pokażemy i jak. Jeżeli chciałoby się udać do fotografa SG będąc nowicjuszką, czyli hopeful, spotkasz się z opłatą - przerobienie sześćdziesięciu fotografii to kupa roboty - wyjaśnia.
Magda zaczęła od zdjęć, które zrobiła jej koleżanka wykładająca fotografię w szkole artystycznej. Wszystko przebiegło luźne i bez wstydu, jednak efekt końcowy zaskoczył Sinni.
-Czekałam trochę na zdjęcia, a gdy je dostałam nie mogłam wyjść z podziwu. Pytałam "ja serio mam taką ładną pupę?". Te zdjęcia pomogły mi w walce z kompleksami. Uwierz, że każda z tych dziewczyn ma jakiś mankament, ale wszystkie się wspieramy. Trochę taki krąg wzajemnej adoracji - jakaś wrzuci fotę i potem każda pisze 'piękna i cudowna'. Tak samo piszą membersi. Idzie urosnąć w piórka!
To nie jest porno agencja
Suicide Girls to przede wszystkim baza modelek. Robią zdjęcia, look booki czy filmy, co pozwala im na kontakt z wieloma zagranicznymi markami czy magazynami tatuażu, jak na przykład Inked Magazine. Co jakiś czas organizowane są też zloty modelek, czyli tak zwane shootfest.
-Okupujemy wielki dom w przepięknym miejscu i robimy tam zdjęcia - wyjaśnia Sinni -I nie skłamię, jeżeli powiem, że dla niektórych z nas jest to darmowe. Jeżeli ekipa widzi, że masz potencjał, zaprasza cię na takie shootfesty za darmo. Sama pojechałam w tym roku do Portugalii, zrobiłam tam zdjęcia, a przede wszystkim nawiązałam cudowne znajomości. Miło było spotkać dziewczyny, które się podziwia, na żywo. Jak jeszcze potem okaże się, że macie wspólny język - nikomu nie przeszkadza, czy ktoś kaleczy angielski czy nie - to może wywiązać się z tego piękna przyjaźń. Ja tak poznałam chociażby Riae czy Arwen - dziś jesteśmy jak kumpelki, a wtedy bałam się, że jak je zagadam, odwrócą się na pięcie i powiedzą "spadaj mała". Czym jeszcze się zajmujemy? Staramy się udzielać wywiadów i odczarowywać SG, jakoby była to porno agencja - dodaje Sinni.
Sama spotkała się z wieloma krytycznymi głosami dotyczącymi tego, co robi. Nieraz usłyszała od anonimów najgorsze wyzwiska, bo zapozowała do aktu i pokazała fragment nagiego ciała.
-Czasem mnie to irytuje, innym razem bawi i radzę zajrzeć im do słownika, aby sprawdzić definicję wspomnianego przez nich kurewstwa. Ale są też ludzie, którzy reagują normalnie, nawet jeśli im się to nie podoba, to pytają dlaczego i po co, na co ja odpowiadam - jestem młoda i póki mam ładne ciało, chcę tworzyć i opowiadać nim historię -wyjaśnia dziewczyna -Dla mnie zdjęcia to coś materialnego, są jak krzesło czy telewizor i to, że pokaże na nim kawałek cycka, nie sprawi, że stanę się kimś innym, że zacznę dawać na prawo i lewo. Cycek to tylko cycek, każdy go ma i jeżeli ktoś ocenia mnie przez pryzmat tego czy go pokazałam, czy nie - to moim zdaniem ma smutne, ograniczone podejście.
Najważniejsze jednak, że znajomi i rodzina akceptują ją i wspierają. Mają otwarte umysły i wiedzą, że nie ma w tym przecież nic złego.
-Moja mama powiedziała mi, że gdyby była młodsza i wyglądała tak jak ja, też by zrobiła sobie takie zdjęcia, chociażby na pamiątkę. Moja przyjaciółka chce dołączyć do staffu fotografów, sama zrobiła mi set na stronę. Serio - te fotki nie są wulgarne, nie wsadzamy sobie na nich nic w intymne miejsca, po prostu jesteśmy sobie takie, jak nas matka natura stworzyła. Trochę jak Wenus z Milo - śmieje się Sinni.
I dodaje, że chciałaby, aby ludzie przestali traktować takiego rodzaju zdjęcia tożsamo z prostytucją i twierdzić, że to ujma na honorze.
-Ja lubię akty - kobiety to piękne stworzenia, dlatego umiejętnie zrobione zdjęcie, które przedstawia moje atuty uważam za sztukę. Sama nie pokazuję wszystkiego, bo uważam, że wagina na zdjęciach wygląda bardzo źle. Ale nie mam nic do swoich koleżanek, które ją pokazują. Jedna stwierdziła, że to najładniejsza część jej ciała więc lubi ją pokazywać, póki nie zacznie przypominać orzeszka włoskiego. I wiecie co? Ona ma 29 lat i ma męża! Co prawda jest Włoszką, a oni mają troche inne podejście, ale tam - tam jest gwiazdą, odnosi sukcesy i żyje tak, jak jej sie podoba. Szanuje innych, a więc inni szanują i ją - opowiada Magda.
W 2004 roku 66 dziewczyn z agencji wzięło udział w teledysku Probot "Shake Your Blood", o dziewczynach mówiło się w prasie i telewizji. Teraz popularność Suicide Girls powraca, bo ostatnio coraz więcej dziewcząt chce być jedną z nich. Może to pozwoli na odczarowanie ich mitu i większą akceptację dla alternatywnego typu urody.