![W PiS zastanawiają się, kto będzie kandydatem partii w wyborach prezydenckich. Ryszard Czarnecki, Janusz Wojciechowski, prof. Zdzisław Krasnodębski – to niektóre propozycje](https://m.natemat.pl/371247da62b20a222a3bf1d8f1ea4de2,1680,0,0,0.jpg)
Reklama.
Bronisław Komorowski po czterech latach na stanowisku cieszy się poparciem 3/4 Polaków i tak naprawdę ktokolwiek nie stanąłby z nim w szranki, byłby zapewne skazany na porażkę. Ale to nie znaczy, że największa partia opozycyjna na długo przed rozpoczęciem kampanii ma wywieszać białą flagę. Na to właśnie wskazują przecieki z pierwszych wyborczych przymiarek w PiS.
Z doniesień "Newsweeka" wynika, że jedno jest pewne – Jarosław Kaczyński już na starcie skreślił dwie potencjalne kandydatury, które stanowiłyby minimalne, ale jednak zagrożenie dla Komorowskiego. Zbigniewowi Ziobrze poparcia nie udzieli, bo to zdrajca, a Jarosławowi Gowinowi, bo jego siła, czyli szersza baza wyborców, jest jednocześnie jego największą wadą – po dobrym wyniku mógłby się urwać prezesowi ze smyczy. W naTemat wyliczaliśmy powody, dla których ten drugi byłby najlepszym kandydatem PiS na prezydenta.
Nie będzie. Więc kto? Poszukiwania trwają na dwóch polach – wśród profesorów i czynnych polityków. „Najlepiej, żeby to był profesor. Niech ludzie wiedzą, że to ktoś, kto ewidentnie góruje nad Komorowskim. Intelektualnie, pod względem wiedzy, znajomości świata, polityki zagranicznej. No, i przede wszystkim, powinien to być człowiek twardy o zdecydowanych poglądach” – powiedział Kaczyński.
Tyle że gdy przychodzi do konkretów, wychodzi mizeria tego pomysłu. Prof. Piotr Gliński – skompromitowany jako kandydat z recyklingu. Socjolog prof. Zdzisław Krasnodębski – nieakceptowany przez partię i mało rozpoznawalny. Prof. Andrzej Nowak z Uniwersytetu Jagiellońskiego – a kto to w ogóle jest?
Z całym szacunkiem dla kompetencji wyżej wymienionych naukowców, ale to polityczne pchły, które zmiażdży na swojej drodze Komorowski. Żaden z nich nie tylko nie ma szans na zwycięstwo, ale nawet na drugą turę. Wyborcza porażka swoją drogą, a styl swoją. Brak drugiej tury byłby wizerunkową katastrofą dla PiS.
I gdy już człowiek myśli, że PiS gorzej trafić z kandydaturami nie można, wypływają te polityczne... Janusz Wojciechowski, były PSL-owiec, prezes NIK, a obecnie europoseł, zaskakująco dobrze wypada ponoć w zleconych przez partię badaniach. Zanotował też najlepszy eurowyborczy wynik w swojej partii (ponad 130 tys. głosów). Wciąż to jednak polityk z drugiej ligi, któremu brak prezydenckiej charyzmy.
To samo tyczy się innych możliwych kandydatów: Krzysztofa Szczerskiego, Andrzeja Dudy i Ryszarda Czarneckiego. W ministerstwach można ich sobie wyobrazić, ale w Pałacu Prezydenckim jakoś trudno. Gdyby wybory prezydenckie przeprowadzano w ich "kategorii wagowej", po drugiej stronie należałoby ustawić polityków PO w rodzaju Adama Szejnfelda czy Andrzeja Halickiego.
Takie kandydatury to cena, jaką Kaczyński płaci za taktykę "zero tolerancji dla osobowości". Jednowładztwo przypłaci sromotną porażką z Komorowskim.