
Profesor Gliński wreszcie będzie mógł udać się na zasłużoną polityczną emeryturę. Dzięki wchłonięciu Solidarnej Polski i Polski Razem PiS zyskał dobrego kandydata na prezydenta. W przyszłym roku z Bronisławem Komorowskim zmierzy się Jarosław Gowin. I napsuje sporo krwi obecnemu prezydentowi.
Tę złotą formułę wypełni Jarosław Gowin. Paweł Wroński w „Gazecie Wyborczej” wylicza zalety takiego rozwiązania. Wskazuje, że jego porażka nie zaszkodzi PiS-owi, a dobry wynik może tej partii pomóc. A są na niego szanse, bo Gowin może zdobyć głosy konserwatystów niechętnych Kaczyńskiemu oraz tych, którzy mają już dość PO, ale nie na tyle, by głosować na PiS.
O sukces będzie trudno, bo Gowin stanie na ubitej ziemi z Bronisławem Komorowskim, który dwa miesiące po katastrofie smoleńskiej o milion głosów przebił Jarosława Kaczyńskiego. Dzisiaj prezydent cieszy się 69-proc. zaufaniem wyborców (jeszcze miesiąc wcześniej ufało mu trzy czwarte badanych). Przy kampanii w stylu sprzed pięciu lat („Zgoda buduje”) może myśleć o wygranej już w pierwszej turze.
I tu dochodzimy do pułapki wysokiego poparcia dla prezydenta. Nie spowoduje ono u Bronisława Komorowskiego jakiegoś rozzuchwalenia, to byłoby sprzeczne z jego naturą. Może jednak wywołać pewną gnuśność, samozadowolenie, nadmierną defensywność i zawsze niebezpieczny oportunizm. Bo właściwie jest świetnie, ludzie mnie lubią i popierają, nic nie muszę, a w każdym razie nie muszę się szarpać. Czytaj więcej
Gowin z kolei pokazał, że nie boi się skazanych na niepowodzenie misji, a wręcz potrafi zaskoczyć skutecznością. Rok temu zmierzył się z Donaldem Tuskiem w walce o szefostwo Platformy Obywatelskiej i zdobył ponad 20 proc. głosów. Miałem wtedy okazję spędzić z Gowinem cały kampanijny dzień, uważnie obserwowałem go także w kampanii do Parlamentu Europejskiego i nie mam wątpliwości, że on i jego ludzie udźwignęliby kampanię prezydencką.
Jednak te cechy nie przeszkodziły Bronisławowi Komorowskiemu, nie będą też balastem dla Gowina. Poza tym ten polityk nie siedzi na tronie z kości słoniowej jak Jarosław Kaczyński, ogrodzony od ludzi ochroną i wiankiem wiernych parlamentarzystów. Ma dobry kontakt z młodymi ludźmi, więc może zawalczyć o zapatrzonych w Korwin-Mikkego. Jest też aktywny w mediach społecznościowych, co odgrywa coraz większą rolę.
Ten misternie utkany gobelin ma jednak dziury. Przede wszystkim nie wiadomo, czy Gowin rzeczywiście będzie kandydatem zjednoczonej prawicy (czyli PiS). Choć lista argumentów „za” jest długa. Choć oceniam to za mało prawdopodobne, Kaczyński może bać się powtórki scenariusza Andrzeja Olechowskiego. Unia Wolności poparła go, nie mając swojego kandydata, chociaż Olechowski nawet nie był członkiem partii. Po wyborach wziął swoich ludzi, poparcie i założył PO.
Na razie Gowin jest raczej przymierzany do prezydentury Krakowa, chociaż tam dobrze sprawdziłby się na przykład Andrzej Duda, szef sztabu PiS w wyborach do PE. Sam lider Polski Razem nie zamyka sobie żadnej ze ścieżek.
- Mamy ustalonych kilkanaście nazwisk kandydatów na prezydentów większych miast - mówi Gowin. - I pana start w Krakowie? - pytamy. - Nie podjąłem jeszcze decyzji - odpowiada Gowin. - Ale nie mówi pan nie. - Nie mówię, muszę to skonsultować z działaczami mojej partii - Gowin unika odpowiedzi. Czytaj więcej
Szans byłego ministra sprawiedliwości nie przekreślają też eksperci. – Dla Jarosława Kaczyńskiego ktoś taki jak Gowin jest kandydatem idealnym – mówi dr Błażej Poboży, politolog z INP UW i redaktor naczelny portalu Polityka Warszawska. – Zwycięstwo Bronisława Komorowskiego jest pewne, więc potrzebny jest ktoś, kto przyjmie na siebie porażkę. Startu Jarosława Kaczyńskiego chcą właściwie tylko jego przeciwnicy, bo jeśli przegra, to obwini się go i to otworzy szansę na zmianę warty. Jeśli wygra, to zwolni miejsce – tłumaczy.
– Taki kandydat jak Gowin lub Gliński pozwala zebrać więcej, niż sam PiS. Gowin może być pomostem dla uciekinierów z PO, a będzie ich przybywać. Polska Razem jest dziś bytem wirtualnym, ale może być szalupą, która będzie przewozić ludzi z PO – opisuje dr Poboży.
Jarosław Kaczyński ma jeden cel: władza w 2015 roku. Jemu podporządkowane jest wszystko, co robi on i jego partia. W imię tego celu prezes podejmuje ciężkie wyrzeczenia i zakopuje dawne spory. Jest też gotów na rozwiązania niestandardowe, jak zjednoczenie prawicy czy wystawienie w wyborach prezydenckich Jarosława Gowina.

