Jarosław Gowin to najbardziej prawdopodobny kandydat PiS na prezydenta.
Jarosław Gowin to najbardziej prawdopodobny kandydat PiS na prezydenta. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

Profesor Gliński wreszcie będzie mógł udać się na zasłużoną polityczną emeryturę. Dzięki wchłonięciu Solidarnej Polski i Polski Razem PiS zyskał dobrego kandydata na prezydenta. W przyszłym roku z Bronisławem Komorowskim zmierzy się Jarosław Gowin. I napsuje sporo krwi obecnemu prezydentowi.

REKLAMA
W 2011 roku Jarosław Kaczyński boleśnie przegrał z Bronisławem Komorowskim – dostał ponad milion głosów mniej niż urzędujący prezydent. W 2015 roku prezes PiS nie może sobie pozwolić na powtórkę, bo kilka miesięcy później czekają go wybory parlamentarne. To na nich najbardziej zależy prezesowi. Dlatego w wyborach prezydenckich będzie starał się jak najmniej stracić i jak najwięcej ugrać.
Gowin – kandydat (dla prezesa) idealny
Tę złotą formułę wypełni Jarosław Gowin. Paweł Wroński w „Gazecie Wyborczej” wylicza zalety takiego rozwiązania. Wskazuje, że jego porażka nie zaszkodzi PiS-owi, a dobry wynik może tej partii pomóc. A są na niego szanse, bo Gowin może zdobyć głosy konserwatystów niechętnych Kaczyńskiemu oraz tych, którzy mają już dość PO, ale nie na tyle, by głosować na PiS.
I rzeczywiście kandydat Gowin ma dla Kaczyńskiego sporo zalet. Przede wszystkim to nie Kaczyński. Jeśli Gowin przegra z kretesem Kaczyński będzie przekonywał wyborców, że to nie był polityk PiS. Prezes zrobi wszystko, by odciąć się od tej porażki. Jeśli jednak Gowin wykręci dobry wynik, Kaczyński będzie przypominał, że to kandydat całego obozu prawicy i nie omieszka uczynić go jedną z twarzy kampanii wyborczej do Sejmu.
Z nim przegrać, to jak wygrać
O sukces będzie trudno, bo Gowin stanie na ubitej ziemi z Bronisławem Komorowskim, który dwa miesiące po katastrofie smoleńskiej o milion głosów przebił Jarosława Kaczyńskiego. Dzisiaj prezydent cieszy się 69-proc. zaufaniem wyborców (jeszcze miesiąc wcześniej ufało mu trzy czwarte badanych). Przy kampanii w stylu sprzed pięciu lat („Zgoda buduje”) może myśleć o wygranej już w pierwszej turze.
Ale wysokie poparcie może też się okazać dla Komorowskiego zgubne, co zauważa Tomasz Lis we wstępniaku do nowego "Newsweeka".
Tomasz Lis
publicysta

I tu dochodzimy do pułapki wysokiego poparcia dla prezydenta. Nie spowoduje ono u Bronisława Komorowskiego jakiegoś rozzuchwalenia, to byłoby sprzeczne z jego naturą. Może jednak wywołać pewną gnuśność, samozadowolenie, nadmierną defensywność i zawsze niebezpieczny oportunizm. Bo właściwie jest świetnie, ludzie mnie lubią i popierają, nic nie muszę, a w każdym razie nie muszę się szarpać. Czytaj więcej

Ale wybory prezydenckie mają więcej niż jednego zwycięzcę, co doskonale pokazuje przykład Andrzeja Olechowskiego, który zebrał na tyle duży kapitał, by stać się jednym z założycieli Platformy Obywatelskiej. Popierany przez Unię Wolności zdobył wtedy ponad 17 proc., a w pierwszej turze wygrał Aleksander Kwaśniewski. Teraz Gowin nie zdecyduje się na drugie podejście do budowania partii, ale jego dobry wynik na pewno zwiększy przewagę PiS-u, stworzy to, co niektórzy dziennikarze polityczni zwykli nazywać "momentum".
Twardy zawodnik
Gowin z kolei pokazał, że nie boi się skazanych na niepowodzenie misji, a wręcz potrafi zaskoczyć skutecznością. Rok temu zmierzył się z Donaldem Tuskiem w walce o szefostwo Platformy Obywatelskiej i zdobył ponad 20 proc. głosów. Miałem wtedy okazję spędzić z Gowinem cały kampanijny dzień, uważnie obserwowałem go także w kampanii do Parlamentu Europejskiego i nie mam wątpliwości, że on i jego ludzie udźwignęliby kampanię prezydencką.
“Gowin, człowiek uprawiający politykę romantyczną i dystyngowaną” – pisze o byłym ministrze sprawiedliwości Dominik Zdort z „Rzeczpospolitej”. Brak charyzmy i zdolności przywódczych często zarzucano Gowinowi podczas kampanii do Parlamentu Europejskiego.
Kandydat niehermetyczny
Jednak te cechy nie przeszkodziły Bronisławowi Komorowskiemu, nie będą też balastem dla Gowina. Poza tym ten polityk nie siedzi na tronie z kości słoniowej jak Jarosław Kaczyński, ogrodzony od ludzi ochroną i wiankiem wiernych parlamentarzystów. Ma dobry kontakt z młodymi ludźmi, więc może zawalczyć o zapatrzonych w Korwin-Mikkego. Jest też aktywny w mediach społecznościowych, co odgrywa coraz większą rolę.
W pierwszej turze w 2010 roku Jarosław Kaczyński dostał 36 proc., Gowin może walczyć o podobny wynik. Dla innych potencjalnych kandydatów PiS granica 30 proc. wydaje się nieprzekraczalna.
Trudny test. Lojalności
Ten misternie utkany gobelin ma jednak dziury. Przede wszystkim nie wiadomo, czy Gowin rzeczywiście będzie kandydatem zjednoczonej prawicy (czyli PiS). Choć lista argumentów „za” jest długa. Choć oceniam to za mało prawdopodobne, Kaczyński może bać się powtórki scenariusza Andrzeja Olechowskiego. Unia Wolności poparła go, nie mając swojego kandydata, chociaż Olechowski nawet nie był członkiem partii. Po wyborach wziął swoich ludzi, poparcie i założył PO.
Wybory prezydenckie będą też drugim po wyborach samorządowych testem na skuteczność tercetu PiS-SolPol-Polska Razem. Jeśli okaże się, że kandydat Gowin uzyskał słaby wynik, pod znakiem zapytania stanie sensowność całego projektu. Powody do zmartwień prezes będzie miał nawet jeśli okaże się, że zjednoczenie nie zaszkodziło PiS-owi, ale mu nie pomogło. Bo bez tego drugi rząd Jarosława Kaczyńskiego może pozostać tylko w sferze marzeń.
Kraków czy Krakowskie Przedmieście?
Na razie Gowin jest raczej przymierzany do prezydentury Krakowa, chociaż tam dobrze sprawdziłby się na przykład Andrzej Duda, szef sztabu PiS w wyborach do PE. Sam lider Polski Razem nie zamyka sobie żadnej ze ścieżek.

- Mamy ustalonych kilkanaście nazwisk kandydatów na prezydentów większych miast - mówi Gowin. - I pana start w Krakowie? - pytamy. - Nie podjąłem jeszcze decyzji - odpowiada Gowin. - Ale nie mówi pan nie. - Nie mówię, muszę to skonsultować z działaczami mojej partii - Gowin unika odpowiedzi. Czytaj więcej

Źródło: "Gazeta Wyborcza"
"Ktoś musi przyjąć na siebie porażkę"
Szans byłego ministra sprawiedliwości nie przekreślają też eksperci. – Dla Jarosława Kaczyńskiego ktoś taki jak Gowin jest kandydatem idealnym – mówi dr Błażej Poboży, politolog z INP UW i redaktor naczelny portalu Polityka Warszawska. – Zwycięstwo Bronisława Komorowskiego jest pewne, więc potrzebny jest ktoś, kto przyjmie na siebie porażkę. Startu Jarosława Kaczyńskiego chcą właściwie tylko jego przeciwnicy, bo jeśli przegra, to obwini się go i to otworzy szansę na zmianę warty. Jeśli wygra, to zwolni miejsce – tłumaczy.
Zdaniem Pobożego nie ma zagrożenia powtórką zachowania Olechowskiego. – Sytuacja jest inna. Gowin zdążył sprawdzić swoją popularność, jako polityka grającego na siebie i swój szyld. Jego siła jako samodzielnego podmiotu jest niewielka, by nie powiedzieć żadna. Wie, że bez dużej machiny znaczy niewiele. Co innego Gowin jako polityk z poparciem PiS – zauważa politolog.
Więcej niż PiS
– Taki kandydat jak Gowin lub Gliński pozwala zebrać więcej, niż sam PiS. Gowin może być pomostem dla uciekinierów z PO, a będzie ich przybywać. Polska Razem jest dziś bytem wirtualnym, ale może być szalupą, która będzie przewozić ludzi z PO – opisuje dr Poboży.
Dlatego polityk popierany przez PiS może uzyskać jeszcze lepszy wynik niż Jarosław Kaczyński w 2010 roku (36 proc.). – Ten wynik jest w zasięgu dowolnego kandydata PiS. Gowin ma inne zadania, także transfer uciekinierów z PO. Dowolny kandydat, który nie jest obciążony jakąś cechą dyskwalifikującą go w oczach elektoratu jest w stanie zdobyć tyle, co partia – dodaje redaktor naczelny Polityki Warszawskiej.
Cel: wygrać wybory
Jarosław Kaczyński ma jeden cel: władza w 2015 roku. Jemu podporządkowane jest wszystko, co robi on i jego partia. W imię tego celu prezes podejmuje ciężkie wyrzeczenia i zakopuje dawne spory. Jest też gotów na rozwiązania niestandardowe, jak zjednoczenie prawicy czy wystawienie w wyborach prezydenckich Jarosława Gowina.
Próbuje powtórzyć tym samym scenariusz z 2005 roku. Wtedy intensywna kampania prezydencka Lecha Kaczyńskiego miała napędzać parlamentarną krucjatę partii. Gowin, choć na wygraną z Komorowskim nie ma szans, będzie miał więc niezwykle ważne zadanie do wykonania. Jeśli zawiedzie, może pogrzebać marzenia prezesa o fotelu premiera. Jeśli mu się uda, będzie w PiS pierwszym po Bogu. I w przyszłości być może drugim po Lechu Kaczyńskim prezydentem IV RP.