Olga Kozierowska jest autorką „Sukcesu pisanego szminką”. I to spektakularnego. Najpierw zawojowała biznes, teraz wspiera przedsiębiorcze Polki. Inspiruje je, żeby wzięły kariery w swoje ręce. Sama jest właścicielką dwóch firm, mentorką i trenerką biznesu. Prowadzi warsztaty, konferencje i szkolenia, pisze felietony, prowadzi videobloga. W radiu Zet Chilli ma własny program, a w domu - trójkę dzieci.Jak udaje jej się nie zwariować?
Spełnia się Pani jako dziennikarka? Ledwie wystartowała Pani z własnym programem i już w październiku znalazła się w rankingu radiowych osobowości, zaraz za Moniką Olejnik i Markiem Niedźwieckim...
To rzeczywiście było ogromnym zaskoczeniem, wyróżnieniem. Myślę, że wtedy jeszcze nie zasłużonym… Ja kocham pracę w radio i nie wyobrażam sobie, że miałabym tego nie robić. Ta atmosfera w studiu, ta intymność, ta błoga cisza… Studio jest dla mnie jak sanktuarium. Nawet jak mam gorszy dzień, to radio mnie ratuje. Zawsze po programie jestem pełna energii, radosna i szczęśliwa.
Pani jest idealnym przykładem „kobiety sukcesu”: dziennikarka, bizneswoman, mentorka i trenerka biznesu, a do tego trójka dzieci. Można się pogubić.
Właściwie cały dzień mam gruntownie zaplanowany. Wstaję o 6 rano, budzę starszego syna, robię śniadanie, a w tym czasie wstaje mąż i na ogół to jemu zostaje „obsługa“ bliźniaków. Jedziemy w korkach do szkoły, w pracy jestem o 8:15. Dzielę dni na „dni spotkań“ i dni w biurze. Tak by móc osiągnąć jak najlepsze efekty. Wychodzenie na jedno spotkanie zawsze rozbija resztę dnia, przynajmniej w moim przypadku. Rano przygotowuję sobie listę zadań do wykonania. Wykreślenie wszystkich, daje mi poczucie satysfakcji na koniec dnia pracy.
W moim przypadku, praca w biurze, czy na mieście kończy się o 15, bo o tej godzinie odbieram syna ze szkoły i wiozę na zajęcia dodatkowe. Gdy on gra w tenisa lub uczy się obcych języków, ja poświęcam się pracy twórczej, piszę felietony, artykuły. Jest to idealny moment samotności z komputerem, gdzie nikt nic ode mnie nie chce, o nic nie pyta. Wnikam wtedy w swój świat w pełni.
W domu jestem około 17. Przejmuję od niani bliźniaki i zaczyna się sajgon;) Starszego próbuję nakłonić do odrobienia lekcji, młodsze do wspólnej zabawy, która i tak zazwyczaj kończy się kłótnią. O 19 mam już dość, ale wtedy na scenę wkracza tata, a ja mogę wreszcie zrobić coś dla siebie. Na ogół wystarcza 15 minutowa kąpiel przy akompaniamencie muzyki, albo 40 minutowy jogging. Na więcej, czasu nie ma. Około 20 zasiadamy do wspólnej kolacji, bez telewizora i innych przeszkadzaczy. To taka nasza świętość. Ważny rytuał dla budowania bliskości pomiędzy członkami rodziny. Tata myje dzieci, a usypiamy je różnie;) Jak mam dużo pracy, to po 22 zasiadam znów do komputera...
To całe mnóstwo zajęć, ciągle na deadlinach, dużo intelektualnego wysiłku. Długo da się wytrzymać w takim tempie?
Ja mam chyba ADHD ;)) Bo cały czas mnie nosi... poza tym od dziecka miałam dużo zajęć. Przez 16 lat łączyłam dwie szkoły, zwykłą i muzyczną, każdego dnia ćwiczyłam. Skrzypce towarzyszyły mi na wakacjach, feriach, podczas weekendów. Nie było przerw... przez 5840 dni :)
Lubię to swoje tempo życia. Co prawda Warszawa to dla mnie miejsce pracy, dużego wysiłku, rozwoju, ale nie umiem w Warszawie odpoczywać. Moim azylem stał się Gdańsk, dokładnie Jelitkowo. Tu uciekam na weekendy, tu siedzę przez całe wakacje... tu ładuję baterie. Odkryłam to miejsce 3 lata temu. I za każdym razem jak tu przyjeżdżam mam poczucie wolności i odrodzenia. Każdy powinien sobie znaleźć takie miejsce. I może to być łąka za domem, ławeczka w parku czy kawiarnia za rogiem... takie miejsce gdzie można się oderwać od rzeczywistości.
W Warszawie ratują mnie książki i muzyka, wracam wtedy do skrzypiec lub śpiewam. To taka moja forma medytacji. Kiedyś też 3 razy w tygodniu biegałam, teraz trudniej mi się zebrać, ale jak mi się uda, to czuję się potem wspaniale. Zatem polecam! Nie ma jak wieczorna dawka endorfin.
„Nie marnuj życiowej energii” - do tego zachęcała Pani w swoim programie w radiu Zet Chilli. Więc skąd brać energię na to wszystko?
Tematyce energii, motywacji, budowania poczucia własnej wartości i siły wynikającej z wewnątrz, poświęcam dużo uwagi w swoim programie. Skąd brać energię? Eksperci ze wschodu twierdzą, że z odpowiedniego jedzenia i rzeczywiście jest w tym dużo prawdy. Inni, że trzeba uprawiać sport, jeszcze inni, że pomaga medytacja i przebywanie na świeżym powietrzu. Niestety nie ma jednej dobrej recepty, bo każdy jest inny. Ja zawsze próbuje. Sprawdzam co mi pomaga, a co nie. Szukam swojego złotego środka.
Pani kalendarz musi być szalenie uporządkowany i zapisany aż po margines...
Choć nie jestem urodzonym organizatorem i planerem, to zdecydowanie mam uporządkowany terminarz - i to długoterminowo. Mój kalendarz już teraz jest zapełniony na 5 miesięcy do przodu. Jak coś się dzieje po południu, lub wieczorem, to muszę zaangażować inne osoby do zrobienia tego, czym za ogół zajmuję się sama... Logistyka każdego przedsięwzięcia wymaga przygotowania;)
Dużo kosztuje mnie utrzymywanie takiej dyscypliny, ale tylko dzięki temu udaje mi się pogodzić obowiązki matki i menadżerki, do tego znajdując w tym wszystkim chwile dla siebie. Na spontaniczność i chaos pozwalam sobie za to w weekendy. Ostatnio kupiłam taki magnes na lodówkę z napisem, który od razu przypadł mi do gustu i pociesza mnie jak coś się „wywróci“: „porządek może mieć każdy, ale tylko geniusz panuje nad chaosem“.
Ma Pani jakieś patenty na dodanie sobie wigoru? Kiedy już nie ma siły biec do przodu, kiedy brakuje już tej energii, skupienia, kreatywności?
Jak brakuje skupienia i kreatywności, to polecam przerwę, oderwanie się lub jeżeli mamy mnóstwo rzeczy do zrobienia danego dnia - to zaczęcie od tych, które nie wymagają zbytniego zaangażowania. Np. odpowiadanie na maile. Pomaga też wyście na świeże powietrze, czy posłuchanie ulubionej muzyki.
Jak brakuje energii i motywacji do zrealizowania danego zadania to pomaga rozłożenie go na części pierwsze, czyli podzielenie na jak najmniejsze zadania i postępowanie wg check listy. Mniej więcej w połowie ich odkreślania odzyskamy wigor ;)
Zdarzyła się Pani jakaś zabawna klapa spowodowana przepracowaniem?
Rok temu organizowałam i prowadziłam największe forum dla startupów w Polsce, na drugi dzień będąc zupełnie wykończoną, niewyspaną i nadal zestresowaną zapomniałam wywołać na scenę jednego z najważniejszych uczestników debaty... myślałam, że spalę się ze wstydu... pozostało wrócić na scenę, przeprosić i naprawić błąd.
Pracowała Pani w międzynarodowych korporacjach w Polsce i w Europie, zawojowała Pani biznes...Co w przypadku kobiet podobno jest trudne, bo prędzej czy później uderzają głową w"szklany sufit". Żeby się przez niego przebić, trzeba mieć głowę na karku.
To wymaga przede wszystkim wytrwałości i umiejętności kreowania siebie jako marki. Tego nauczyła mnie korporacja. Do tego przydaje się umiejętność odnajdywania się w tych wszystkich korporacyjnych grach, czego ja akurat nie umiałam. W takich strukturach też sprawdza się niestety zasada 10-30-60 (czyli rozwój kariery zależy tylko w 10% od jakości naszej pracy, w 30% od reputacji, a w 60% od popularności i kontaktów). Awansu nie dostanie się siedząc cicho w kącie i wykonując w 100% powierzone zadania, będąc w pełni dyspozycyjnym. Trzeba okazać gotowość rozwoju i komunikować to przy każdej możliwej okazji, rozmawiając z odpowiednimi ludźmi. Dla kobiety jest to trudniejsze, chociażby dlatego, że jak na razie świat wysokich stanowisk, to świat męski.
I Pani chce to zmienić. Kiedy i skąd przyszła inspiracja na „Sukces pisany szminką”?
Oj, to długa historia. W skrócie powróciłam do marzeń z dzieciństwa, odważyłam się zupełnie zmienić swoje życie, odnajdując inspirację w wielu książkach, które polecił mi pewien jogin. Zaczęłam też pracę nad sobą, by inaczej myśleć, nie oceniać, być lepsza wersją siebie każdego dnia. Odzyskałam w ten sposób wewnętrzną siłę i poczucie wartości. Ponieważ wiedziałam ile kosztuje kobietę osiągnięcie sukcesu w korporacji, do tego widziałam, że prawie nas nie ma w biznesowych magazynach, gazetach, programach - postanowiłam zając się wsparciem przedsiębiorczości kobiet i nagłaśnianiem ich sukcesów w mediach. Nie było łatwo, ale zyskałam w ten sposób pracę, która daje mi każdego dnia szczęście.
Wspiera Pani aktywne Polki od lat. Teraz czas na start-upy?
Kiedyś występowałam jako gość specjalny na jednym z business mixerów, organizowanych przez Polskę Przedsiębiorczą. Po wywiadzie podeszło do mnie kilku młodych mężczyzn i zapytało dlaczego skupiłam się tylko na kobietach, bo oni też potrzebują takiej motywacji i inspiracji. To był impuls by z Darkiem Żukiem stworzyć Grow up Start Up.
Obecnie wraz z GPW, poprzez cykl Startup Nation, próbujemy pokazać jakie są możliwości współpracy pomiędzy korporacjami a startupami oraz korzyści z niej płynące, skupiając się na open innovation i wewnętrznych venture capitals.
A Ty, jak radzisz sobie z dekoncentracją? Walczysz czy masz nadzieję, że minie sama? Podziel się z nami swoimi sposobami w komentarzach. Chyba że wypiłeś Tigera Mental i ten problem Cię nie dotyczy.