Tylko kilka chwil stała miniatura tęczy na placu Zbawiciela w Poznaniu. – Umieszczanie tego typu elementów w przestrzeni publicznej jest prowokacją – twierdzi Andrzej Jaworski z PiS, przewodniczący Parlamentarnego Zespołu ds. Przeciwdziałania Ateizacji Polski. Przekonuje też, że może pokonać Pawła Adamowicza w wyścigu o prezydenturę Gdańska.
To nie przedstawiciele środowisk patriotycznych zakłócili wczoraj happening, tylko osoby, które chciały postawić instalację przypominającą tęczę warszawską próbowały zakłócić porządek w Poznaniu. Cieszę się, że w ostateczności nie doszło do tego, że jakakolwiek forma tęczy w Poznaniu stanęła.
Zapewne oglądał pan nagrania z wczoraj i widział, że ci patrioci szarpią tych, którzy przynieśli tę instalację i kopią pudła ze sztucznymi kwiatami. Po co ta przemoc?
Przemocą jest także zakłócanie normalnego porządku rzeczy i umieszczanie w przestrzeni publicznej elementów, które są oznakami nienawiści albo mają doprowadzić do takich reakcji.
Ale w jaki sposób tęcza jest elementem nienawiści?
Osoby, które spróbowały postawić mini-tęczę, jak i osoby, które są związane ze środowiskami homoseksualnymi nie ukrywają w dyskursie publicznym, że bardzo często wrogo czy w sposób zakłamany odnoszą się do Kościoła katolickiego, do katolików. Przykładem mogą być wypowiedzi osób związanych z Ruchem Palikota czy z samym Robertem Biedroniem. Umieszczanie tego typu elementów w przestrzeni publicznej jest prowokacją.
Instalacja w Poznaniu nie była legalna i została usunięta przez służby miejskie. Nie można było poczekać dwie godziny na przyjazd ekipy sprzątającej? Efekt ten sam, a obyłoby się bez burd.
Nie widziałem filmu, znam relację tylko z opisów prasowych. Jeżeli ktoś próbuje w miejsce publiczne wstawić elementy nienawiści musi się liczyć z tym, że będą mocne działania ze strony przeciwników. Jeżeli jest akcja, jest reakcja. To było do przewidzenia. Osoby, które próbowały to postawić sprowokowały tych, którzy nie chcieli, żeby ten symbol nienawiści w Poznaniu stanął.
Pamięta pan zamieszanie wokół „Golgoty Picnic”. Moim zdaniem to analogiczna sytuacja: miał być jeden spektakl, zablokowano go i nagle mieliśmy kilkadziesiąt przedstawień w całej Polsce. Czeka nas zalew takich mini-tęcz?
Pan raczy żartować. Próba wystawienia „Golgoty Picnic” to był jeden wielki niewypał organizowane przez osoby blisko związane ze środowiskami homoseksualnymi. One przyciągnęły po kilkanaście osób, w jednym miejscu było chyba kilkadziesiąt. To było za publiczne pieniądze, a środowiska, które protestowały robiły to ze względu na swój światopogląd, angażując prywatne pieniądze. Jeżeli miałyby takie same środki, to sytuacja byłaby zupełnie inna.
Tak samo tutaj. Widzimy jak prezydent Warszawy, nadużywając swojego stanowiska, przeznacza publiczne pieniądze na ten znak, który powstał tylko po to, by drażnić warszawiaków. Także próba postawienia kolejnych wywoła reakcje większości.
Czym pan podpadł prezesowi Kaczyńskiemu, że wystawia pana w przegranym wyścigu? Mówię o wyborach na prezydenta Gdańska.
Nie rozumiem pytania. Wyścig nie jest przegrany, tylko wygrany. Nikt nikogo nie wystawia, tylko wszystko dzieje się na zasadzie konsensusu. Proszę zajrzeć do „Dziennika Bałtyckiego”, do artykułu red. Wojciechowskiej sprzed czterech miesięcy. Mówię tam, że ważniejsze dla mnie są wybory samorządowe, a nie do Parlamentu Europejskiego.
Prezydent Adamowicz ma tak silną pozycję, że trudno wyobrazić sobie, by ktokolwiek mu zagroził. Pan zresztą już dwukrotnie próbował i to się nie udało. Dlaczego więc sądzi pan, że tym razem będzie inaczej? Chyba, że waszym celem nie jest zwycięstwo, tylko druga tura albo na przykład 30 proc.?
Polityka ma to do siebie, że czasami trzeba kilka razy spróbować, żeby wygrać. Myślę, że tego pytania nie postawiłby pan Donaldowi Tuskowi, który przed 2007 rokiem przegrywał wybory. A badania, które robił w Gdańsku RMF FM pokazują, że będzie bez problemu druga tura. Inne badania pokazują, że będzie podobnie jak w Elblągu. Podobno silny kandydat PO, który ma problemy z prokuraturą i te wybory przegra.