Im więcej apeli, by nie przekazywać dalej zdjęć i filmów z egzekucji amerykańskiego dziennikarza, tym więcej osób je zobaczy. Im więcej oznaczeń „Drastyczne zdjęcia. +18”, tym większe zainteresowanie, a jednocześnie strach przed terrorystami z ISIS. Tak działa maszyna propagandowa dżihadystów, której mimowolnie staliśmy się trybikami.
Pustynny krajobraz, kat ubrany w czerń, z przyciśniętym do gardła dziennikarza nożem. Ofiara w pomarańczowym kombinezonie, przywołującym na myśl więzienie Guantanamo. A potem krew, odcięta głowa i napis: "Wiadomość dla Ameryki". Ten opis egzekucji amerykańskiego fotoreportera Jamesa Foleya działa na wyobraźnię. I o to właśnie chodzi fundamentalistom z Islamskiego Państwa, którzy od miesięcy szokują cały świat swoim bestialstwem i barbarzyństwem.
Wszyscy jesteśmy ofiarami
Zabójstwo Foleya spowodowało, że wielu komentatorów - tak jak w przypadku zdjęć przedstawiających poderżnięte gardła i zbeszczeczone ciała ofiar ISIS - zaczęło wzywać, by nie rozpowszechniać dostarczanych przez terrorystów drastycznych materiałów. Nie tylko z szacunku dla zamordowanego dziennikarza i jego rodziny, ale też po to, by nie robić przysługi fundamentalistom. Bo ich najnowsza "wiadomość", jak wszystkie poprzednie, obliczona jest na szok, wzburzenie i obrzydzenie, a w końcu także na strach zachodniej "publiki".
Problem w tym, że te apele na niewiele się zdadzą. My, dziennikarze, ale też wszyscy zainteresowani tematem internauci, trafliśmy w pułapkę diabelskiej strategii marketingowej dżihadystów. Co z tego, że nie pokażemy zdjęć czy filmu z egzekucji, skoro sam opis mówiący o "oprawcach", "katach" i ich "bestialstwie" wystarczająco zachęca do sięgnięcia po te materiały. Tak samo nagłówki ostrzegające przed wyjątkowo drastyczną treścią. Nic tak nie podbija licznika wyświetleń, jak link na Twitterze z dopiskiem "+18". Działa to również w serwisach internetowych, o czym świadczy choćby fakt, że czytacie teraz ten artykuł.
"Bójcie się" – mówią terroryści. A my się boimy. Cały tragizm polega na tym, że właściwie nie mamy innego wyjścia. Lepiej milczeć? Nie pisać i nie mówić o krzyżowaniu chrześcijan czy jazydów w Iraku? Nie pokazywać chłopców, synów zwyrodnialców z ISIS, pozujących do zdjęć z obciętymi głowami "niewiernych"? Na pewno nie.
O, właśnie sam po raz kolejny wpadłem w zastawioną pułapkę. Zbrodnie popełniane w Iraku i Syrii do tego stopnia przekraczają nasze wyobrażenia, że zaczyna brakować słów. "Terroryści", "islamiści", "mordercy" – te określenia wybrzmiewają jakoś blado, jakby nie oddawały całej prawdy. Dlatego mówi się już o "zwyrodnialcach", "barbarzyńcach", "dzikich". Te słowa niosą za sobą taki ładunek emocjonalny, jakiego zapewne oczekują bojownicy ISIS. I to jest kolejny wymiar ich terroryzm. To nie tylko przemoc fizyczna, ale i psychiczna, której wszyscy padamy ofiarami. W tym sensie – jakkolwiek absurdalnie by to nie brzmiało – dżihadyści są mistrzami marketingu.
Zbrodnia w HD
Nie ma żadnych wątpliwości, że to przemyślana i skrupulatnie zaplanowana strategia. Powyższy opis dotyczy jednak niemal wyłącznie przekazu ISIS dla Zachodu. Dla sympatyków, potencjalnych sympatyków albo bojowników, przygotowywany jest inny komunikat. Wszystko koordynuje Al Hayat Media Center, czyli medialne ramię terrorystów utworzone w maju tego roku. Co ciekawe, na jego czele stoi były niemiecki raper znany wcześniej jako Deso Dogg, który wyjechał do Syrii, by przyłączyć się do dżihadystów.
Podległa mu ekipa prowadzi szeroko zakrojone działania. To na przykład cykl internetowych programów wideo zwany "Mujatweets". W jednym odcinku bojownik organizacji odwiedza szpital - pociesza rannych, rozmawia, wspiera radą. W innym dzieci dostają od mudżahedinów lody i cukierki. To, co uderza w tych nagraniach, to ich wysoka jakość. Nie ma mowy o prowizorce. Dodatkowo wszystko, co mówią pokazani na filmach dżihadyści, jest tłumaczone na angielski. Można wnioskować więc, że jednym z celów jest werbunek "braci broni" na Zachodzie.
Islamiści mają też swoje media. Ich ulotki rozdawane na ulicach Londynu to nie wszystko. Wydano internetowy magazyn "Dabiq", gdzie opisywane są szczegóły strategii dżihadystów i gdzie ogłasza się ich kolejne sukcesy.
Social Dżihad
W końcu element strategii może nawet równie ważny, jak ten pierwszy – social media. Tutaj ISIS to prawdziwa potęga. To tutaj krążą te przerażające zdjęcia i filmy, a islamiści dzielą się szczegółami z codziennego życia. "Ocieplanie wizerunku" idzie na całego. Śledząc konta bojowników nie zobaczymy trudów wojny, biedy i cierpienia. Są za to np. zdjęcia z wystawnych uczt. Terroryści śmieją się, żartują, fotografują z kotami – chcą pokazać "ludzką twarz". Być może dzięki temu w głowach Europejczyków, którzy chcą lub już przeszli na islam, powstaje obraz łatwego życia wśród radykalnych współwyznawców. To też przyciąga.
Obrazu profesjonalnie działającej machiny propagandowej dopełnia... aplikacja dżihadystów na Androida o nazwie "Świt". Pobierasz, udostępniasz swoje dane, a ona będzie publikowała w twoim imieniu tweety, linki i zdjęcia ISIS. W kwietniu tego roku, a więc w szczycie irackiej ofensywy organizacji, dziennie wrzucała ponad 40 tys. tweetów.
Barbarzyńcy, jakby sprzed wieków, a jednocześnie "PRO" w social mediach. Zabójcze połączenie.