Uber jest już w Polsce i działa od kilkudziesięciu godzin. Aplikacja, za pomocą której można zamówić tanią "taksówkę" budzi entuzjazm w Polakach, którzy nie lubią przepłacać. Jarosław Iglikowski Przewodniczący ZZT „Warszawski Taksówkarz" przestrzega w "Bez autoryzacji", że klient może popamiętać taką "tanią" przejażdżkę.
Mam wrażenie, że wszyscy mówią ostatnio o Uberze. A jakie są realne nastroje wśród taksówkarzy? Jesteście zirytowani, boicie się tego co będzie?
Jarosław Iglikowski: Ani jedno ani drugie. Nie bardzo jest czego się bać. Uber to kolejny pośrednik, który wchodzi na rynek. Jesteśmy zdenerwowani tym, że będą jeździli dla niego przewoźnicy bez licencji i bez uprawnień. Ale to już kwestia kierowców, bo sam Uber to zwykły pośrednik.
Kierowców jak kierowców, Uber sprytnie wchodzi na rynek, zna przepisy i się nikomu nie naraża. Za granica odniósł prawdziwy sukces, w Polsce też może. W końcu konkurencja jest dobra.
Nie obchodzi się prawa, ale je łamie. Ale nie mam na myśli Ubera, tylko jego kierowców. W polskim prawie pośrednik jest niezdefiniowany, on nie istnieje, jeśli chodzi o transport osób. Uber nie musi obchodzić prawa, bo nie ma żadnych przepisów, które go dotyczą.
Będziecie protestować? Taksówkarze w Europie już protestują przeciwko nowemu graczowi. W Berlinie władze miasta oficjalnie go zakazały.
Na pewno będzie protest wymierzony w tych nielegalnych przewoźników. On jest od dawna przygotowywany, jeszcze zanim wszedł Uber. Od ładnych kilku lat walczymy z nielegalnymi przewoźnikami na rynku.
A czy Uber będzie popularny? Nawet ta rozmowa znów robi mu reklamę. Jest za to jeden mechanizm, który blokuje rozwój liczby jego kierowców. Mam na myśli cenę.
Ale to ma być największa zaleta Ubera! I trudno się dziwić, to tak najłatwiej przekonać klientów.
Wie pan, cena 1,40 zł minus 20 proc dla Ubera daje jakieś 1,10 zł. Nie wiem jakim samochodem pan jeździ, ale mój pali tyle, że kosz przejechania kilometra to około 80 groszy. Nie bardzo widzę możliwość jeżdżenia po 1,10 zł i zarobienia na tym. Ja płacę jeszcze podatki i wiele innych rzeczy, a nielegalni przewoźnicy tego nie płacą. Ale to i tak się nie kalkuluje, bo samochód trzeba naprawić, opłacić itd.
Ale to już nie jest na głowie klientów.
A widzi pan, z punktu widzenia klienta sytuacja wygląda tak, że będzie ich blokowała konieczność podania numeru karty kredytowej, bo przewoźnicy sami ściągają sobie zapłatę z karty. Wie pan, jak ufni są Polacy? Raczej nie ufają nikomu. Nie bardzo widzę tą rzeszę ludzi podających jakiejś firmie numer karty kredytowej, żeby sobie ściągała pieniądze kiedy chce.
Po drugie, my już rozmawialiśmy ze służbami, zgłosiliśmy im nowy problem i będziemy z nimi współpracowali. Będą kontrole, a klienci Ubera będą ciągani po sądach po takiej kontroli, bo to się dzieje już z klientami innych nielegalnych przewoźników. W przypadku Ubera, a właściwie kierowców jeżdżących dla Ubera, najprawdopodobniej będą to trzy rodzaje postępowania.
Postępowanie mandatowe, gdzie kierowca na miejscu dostaje mandat, a Uber już powiedział swoim kierowcom, aby nie przyjmowali mandatów, bo Uber daje im prawnika. Tak robili prawie wszyscy przewoźnicy, ale sprawy i tak kończyły się wyrokami skazującymi.
Druga sprawa, to postępowanie administracyjne za brak licencji, a trzecie postępowanie w przypadku kierowców Ubera, w zdecydowanej większości, to będzie postępowanie karno-skarbowe, ponieważ większość przewoźników obecnie działających w pseudokorporacjach lub korporacjach, ma kasy fiskalne. Tu będą to przede wszystkim ludzie, którzy chcą sobie dorobić i nie będą mieli kas fiskalnych. To bardzo złożony problem, którego ludzie nie dostrzegają. Mówi się tylko, że wchodzi tania konkurencja.
W jakim sposób to klienci będą ciągani po sądach? Klient zamawia, jedzie, płaci i wysiada.
Jeśli tylko służby będą w stanie wyłapać tych kierowców, bo z tym bywa różnie, to jest to duży problem dla klientów. Postępowanie toczy się w tej chwili w Polsce przez około trzy lata, jeśli kierowca się odwołuje, a z reguły tak jest. Oznacza to regularne wizyty w sądach przez trzy lata.
Kim według pana będą kierowcy Ubera? Może aplikacja skusi licencjonowanych taksówkarzy?
To pytanie do Ubera. Firma ta podkreśla, że kierowcy będą sprawdzeni, a samochody w dobrym stanie. A jak to będzie w praktyce? Zobaczymy. Byłem na spotkaniu informacyjnym, oczywiście incognito jako potencjalny kierowca i była mowa o tym, że kierowcy mają przynosić zaświadczenia o niekaralności. Z tym że ja podpuszczając ich powiedziałem, że jestem karany. Zapytali mnie za co, więc powiedziałem, że za fałszowanie dokumentów. Powiedzieli: "a nie, to przejdzie". Oczywiście fałszowanie dokumentów nie jest bezpośrednim zagrożeniem dla klienta, ale pytanie, co jeszcze "przejdzie".
Trudno jednak dyskutować z czynnikiem ceny. Pod tym względem klient raczej wygrywa.
Uber jeździ po 1,40 zł. Ja panu w tej chwili mogę przyprowadzić taksówki z licencjonowanymi kierowcami, którzy jeżdżą po 1,40 zł, a nawet 1,20 w Warszawie. To mit, że oni są tanią konkurencją.
Dużym plusem Ubera ma być również cena, którą z góry poznamy przed wejściem do taksówki.
To nieprawda, nikt tego nigdy nie wie. Klient może dostać orientacyjny koszt przejazdu, tak samo jak w tradycyjnej taksówce. W prawie każdej korporacji, jak zapyta się o cenę kursu, to dziewczyny z centrali odpowiedzą. W Uberze też nie ma pan podanej konkretnej ceny, np 24 złote. Powiedzą np około 24-28 złotych.