Radosław Sikorski nie ma dobrej prasy. Najpierw spadła na niego fala krytyki za wydzielenie z jego dworku oddzielnej wioski, teraz jest atakowany za wykorzystywanie BOR-u jako taksówki. Te drobne fragmenty budują wizerunek ministra jako „Jaśniepana”, szlachcica i człowieka zupełnie oderwanego od realiów zwykłych Polaków. A to może mu zaszkodzić w przyszłej karierze politycznej.
"Po tym jak Ministerstwo Administracji zgodziło się, by wyodrębnić administracyjnie kawałek wsi, na którym mieszka, i utworzyć tam Chobielin-Dwór, minister zachowuje się jak istny dyktator!" – atakuje Radosława Sikorskiego bulwarowy "Super Express. Tabloid Sławomira Jastrzębowskiego opisuje, że szef MSZ wykorzystał oficerów BOR jako taksówkę. Jego rzecznik (błędnie podpisany przez "SE" jako rzecznik BOR) tłumaczy, że jechali na nocleg do Bydgoszczy i wzięli gości jego syna po drodze.
Pan na włościach
Jeśli jest tak, jak mówi Marcin Wojciechowski, publikacja „Super Expressu” to zwykłe czepialstwo. I efekt jakiegoś cyklu poświęconego dyskredytowaniu Sikorskiego. Kilka dni wcześniej „SE” wyżywał się na Sikorskim za wydzielenie jego dworku w oddzielną wieś – zamiast Chobielina będzie Chobielin-Dwór. Ale ton bulwarówki podchwyciły także pozostałe media, pisząc, że Sikorski „chce mieć swoją wieś”.
W istocie chodzi tylko o to, by goście Sikorskiego nie gubili się na wiejskich kujawskich drogach. Ale już kiedy do mediów przedostała się informacja o prośbie Sikorskiego, zareagowano z gniewem. Z pomocą pospieszyła redakcja "Dzień Dobry TVN", która przekonywała, że do ministra nie da się trafić. Jak widać jednak w komentarzach pod wpisem ministra na Facebooku, te tłumaczenia były nieprzekonywające.
Kopanie z koniem
Radosław Sikorski mógł tę sprawę rozwiązać inaczej (chociażby podając gościom koordynaty GPS), popełnił błąd, trudno. Ale już niewybaczalne dla polityka z takim doświadczeniem było tkwienie w tym błędzie. To, że jeśli sprawa Chobielina-Dworu potoczy się dalej, spadną na niego kolejne ataki. A tabloidy to przeciwnik, z którym trudno wygrać, „Fakt” to pierwsza najchętniej czytana gazeta w Polsce, „SE” trzecia. Razem docierają do prawie jednej piątej Polaków.
Ale Sikorski próbuje wygrać. W sobotnie przedpołudnie umieścił na swoim koncie na Twitterze zdjęcie czatującego w Chobielinie paparazzo. Wcześniej prowadził batalię sądową o moderowanie komentarzy w serwisie internetowym „Faktu”.
„Klimat zawiści”
Dlatego tabloidy z lubością tropią wpadki Sikorskiego i przedstawiają go w negatywnym świetle. Dworek w Chobielinie to bodaj najczęściej używana amunicja.
W jego ulubionym medium społecznościowym ponad rok temu pojawiło się oficjalne konto Dworu Chobielin. Można było na nim znaleźć informacje m.in. o remoncie wyspy na stawie czy posadowieniu zegara słonecznego. Zdjęcia z posiadłości ministra można też obejrzeć w portalu Polskie Zabytki.
Na polskie warunki to bardzo zła taktyka. – Można by mówić w Polsce o sprawach majątkowych dużo bardziej otwarcie, gdybyśmy nie byli krajem zawistników. (…) W Polsce jest klimat zawiści – mówił Aleksander Kwaśniewski. Co prawda słowa te padły kiedy wyszła na jaw jego praca w spółce ukraińskiego oligarchy, ale pasują również do sytuacji Sikorskiego.
Nie lubią go
Z koniem nie próbował kopać się Bronisław Komorowski, w przeciwieństwie do Sikorskiego prawdziwy szlachcic. Kiedy ubiegał się o prezydenturę nie eksponował swojego pochodzenia, pokazywał zwykłe mieszkanie na Powiślu, a nawet zrezygnował z polowań. Tymczasem Sikorski organizuje w swoim dworku koncerty organowe, co miało zaszokować Donalda Tuska. Wpisał nawet instrument do oświadczenia majątkowego, wyceniając go na więcej niż 10 tys. zł.
Wyborcy nie reagują na to zbyt dobrze. W nowym badaniu dr. hab. Norberta Maliszewskiego wyraźnie widać, że Sikorski traci w porównaniu do czołówki Platformy Obywatelskiej w kategoriach „Rozumie potrzeby przeciętnych Polaków” i „Lubię go”. Coraz gorszy wizerunek odbija się też na wynikach wyborczych Sikorskiego. W 2007 roku głosowało na niego ponad 117 tys. wyborców, cztery lata później tylko ponad 91 tys. – spadek poparcia dla niego był więc dużo większy niż dla całej partii.
Trudne wybory
To może przeszkodzić Sikorskiemu w walce o stanowiska wyższe niż poseł i minister. Dla szerszego elektoratu minister może być po prostu niewybieralny. Zresztą przekonał się o tym już podczas prawyborów prezydenckich w Platformie Obywatelskiej. Sikorski dostał wtedy zaledwie 31 proc. głosów, jego konkurent Bronisław Komorowski ponad dwukrotnie więcej. I to nie było tylko odbicie popularności obu panów w strukturach PO, ale także prognostyk przed głosowaniem powszechnym.
– Ten wizerunek istnieje od dawna, on raczej nie wpływa negatywnie na Sikorskiego, patrząc na jego dotychczasowy poziom zaufania – wyjaśnia dr Bartłomiej Biskup z Instytutu Nauk Politycznych UW. – Nie powinno się tak kształtować wizerunku polityka, bo bufonów się nie lubi. Ale z drugiej strony jest u nas potrzeba godnej reprezentacji, z tym dworskim zadęciem, quasi-arystokratyzmem. Ale na pewno nie można pogłębiać tego wrażenia bufonowatości – dodaje.
Dysonans
Wskazuje, że wiceszefowi Platformy Obywatelskiej mocno zaszkodziła afera taśmowa. – Z jednej strony wizerunek arystokraty, a z drugiej przekleństwa i handel stanowiskami. Te taśmy pokazują że nim nie jest. Okazuje się, że taki sam cham jak my, a my nie lubimy takich chamów jak my – mówi politolog.
– Sikorski był wzorcem, do takiego wzorca część dążyła, szczególnie w sferze materialnej i intelektualnej. Teraz wielu się rozczarowało – mówi dr Biskup. – Dotychczas Sikorski nie aspirował do większych ról, jest dostosowany do tych, które pełni obecnie. Ale jeśli będzie chciał uderzać wyżej, wielkopański wizerunek może zaszkodzić – zauważa badacz.
Jak Jarosław Kaczyński
Wizerunek Sikorskiego jest podobny do tego, co ludzie myślą o Jarosławie Kaczyńskim – uważają go za polityka z wieży z kości słoniowej, oderwanego od ludzkich spraw. – To jest przeszkodą. Mamy czasy, gdzie wybiera się polityka będącego blisko ludzi, a z drugiej strony stanowiącego pewien autorytet – mówi dr Bartłomiej Biskup.
Dlatego jeśli Sikorski nie zmieni szybko publicznego wizerunku, coraz więcej wyborców może uznawać go za oderwanego od rzeczywistości. Dla człowieka o tak ogromnych ambicjach to może oznaczać polityczną śmierć. Bo nie wszystkie stanowiska ustala się w zaciszu gabinetów.