Biznesowa machina ruszyła. Pociągi z motocyklami 125 cm na kat. B "stoją już na granicy". Sprzeda się dosłownie wszystko
Biznesowa machina ruszyła. Pociągi z motocyklami 125 cm na kat. B "stoją już na granicy". Sprzeda się dosłownie wszystko Juliusz Sałek / YouTube.com

Jest problem. Ale każdemu sprzedawcy marzą się właśnie takie "kłopoty". Przez ostatnie lata pies z kulawą nogą nie pytał nawet o motocykle 125 cm, które motocykliści uważają za niepoważne. Jednak od niedzieli mogą jeździć nimi wszyscy, którzy co najmniej trzy lata mają prawo jazdy kategorii B. Efekt jest taki, że nowe 125-tki na rynku wyprzedały się na pniu, a sprzedawcy mają już zapisanych klientów na kolejne transporty.

REKLAMA
Marzenia osób, które od lat powtarzały "kiedyś zrobię prawko na motocykl" spełniły się. Nie muszą robić nic, aby jeździć w miarę szybkim (po zdjęciu blokad niektóre modele osiągają prędkość nawet 160 km/h) i udającym większy sprzęt motocyklu (projektuje się je tak, aby jak najbardziej przypominały "dorosłe" jednoślady). Wydawałoby się, że wystarczy iść do salonu, wskazać palcem i wyjechać na ulice. Okazuje się, że wiele osób pomyślało właśnie w ten sposób.
logo
Kupno motocykla o pojemności silnika 125 cm to wydatek rzędu kilku tysięcy złotych. Allegro.pl
– Znajomy, który ma serwis Yamahy sprzedał wszystkie 125-tki jakie miał. A w tej chwili nawet nie można nowych zamówić, no bo nie były zakontraktowane – mówi Albert Frankus, który sprowadza używane jednoślady z Niemiec. I to właśnie takie osoby jak on najbardziej skorzystają z nowych przepisów. – Ja na pewno się bardzo cieszę, aczkolwiek ten przepis nie do końca jest taki, jak powinien być. Na motocykle wsiądą osoby, które nie mają o nich pojęcia – mówi przedsiębiorca. Ale tak naprawdę to nie jego problem, a nowe przepisy to dla importerów żyła złota.
Albert Frankus

Lawina zapytań o motocykle 125 cm ruszyła już wtedy, gdy projekt byłe jeszcze w Sejmie. Zaczęło się kręcić, ludzie zaczęli pytać, a ja sprzedałem kilka sztuk motocykli, które wcześniej stały i były niesprzedawalne.

Za kilkuletnie ścigacze i choppery uznanych, japońskich i włoskich marek trzeba zapłacić kilka tysięcy złotych. Za podobną cenę (poniżej 5 tys. zł) można kupić nowe motocykle produkowane w chinach, czy choćby ciekawe motocykle odradzającej się wciąż marki Romet.
125 centymetrów obciachu
Martyna Popowicz od kilku lat prowadzi firmę zajmującą się sprowadzaniem motocykli z Włoch. Przywozi je hurtowo i wstawia do zaprzyjaźnionych komisów. Jak mówi, kilka lat temu nikt nie interesował się mniejszymi pojemnościami niż 600 cm. Czasem ktoś zapytał o "pięćsetkę", ale to raczej do nauki jazdy. – Kiedyś też był taki bum na pięćdziesiątki, gdy wprowadzono przepis, że do ich prowadzenia wystarczy dowód osobisty. Teraz to samo jest z motocyklami 125 cm – mówi szefowa The Workshop Polska.
Dla wielu polskich motocyklistów jazda na mniejszym motocyklu niż 600 cm to po prostu wstyd. Niektórzy twierdzą nawet, że o "prawdziwym motocyklu" można mówić dopiero powyżej litra pojemności silnika. Między innymi te mądrości sprawiły, że klasa 125 praktycznie nad Wisłą nie istniała. Jest jeszcze coś. – Te motocykle są niedużo tańsze od modeli o większej pojemności – mówi Martyna Popowicz.
– Ludzie są zdziwieni, bo wyobrażają sobie, że sto dwudziestka piątka powinna kosztować jedną dziesiątą ceny dużego motocykla. A wcale nie ma aż tak dużej różnicy choćby przy hondach Varadero 125 a Varadero 1000. Są zszokowani, że muszą tyle płacić – słyszymy. Ale oczywiście na wszystko znajdzie się sposób i już teraz można się spodziewać, że Polskę zaleją "tanie" 125-tki z Zachodu.
Za wraki jak za zboże
Co oznacza tanie? Polacy chcą płacić za motocykle jak za złom i właśnie złom będą za te pieniądze dostawać. – Bardzo dużo handlarzy sprzedaje motocykle po wypadkach. Lepiej sprawdzić u mechanika, aby nasz zakup nie był poskładany z dwóch czy trzech rozbitków – mówi Martyna Popowicz.
Sezon właściwe już się kończy, a zakup motocykla na zimę nie jest najlepszym pomysłem. Tak naprawdę zalew 125-tek na polskich ulicach zacznie się wiosną, gdy będzie nie tylko pogoda, ale i dużo jednośladów przyjedzie już do Polski. – Ludziom się wydaje, że motocykl, który ma na liczniku 40 tys. km, za długo nie pojeździ. Dlatego liczniki są cofane przez wielu sprzedawców. W Polsce jest niestety bardzo dużo złomu, bo sporo ludzi wzięło się za handel – stwierdza Albert Frankus z firmy Alin Moto.
– Cena czyni cuda i to ona jest najważniejsza dla Polaków. Ja, żeby sprzedawać dobre motocykle muszę się zniżać do poziomu tych najtańszych. A za bezwypadkowy motocykl trzeba niestety zapłacić – podkreśla importer, kupujący motocykle od niemieckich dilerów. Jak mówi, na tamtejszym rynku jest dużo 125-tek i handlarze będą je przywozili do Polski. – Jak się w Europie dowiedzą, że w Polsce można jeździć motocyklami na kat. B, to ceny pójdą do góry – zapowiada mój rozmówca.
Bez wątpienia, funkcjonujące od wczoraj przepisy cieszą. Zarówno przedsiębiorców, jak i marzących o jeździe jednośladem kierowców. To, jak dobrze już w tej chwili sprzedają się jednoślady pokazuje, że już niedługo na naszych ulicach pojawi się naprawdę dużo 125-tek. Oby nie znikały z nich równie szybko, jak się sprzedają. To właśnie brak konieczności robienia jakichkolwiek dodatkowych kursów jazd na motocyklu sprawiają, że nowe przepisy są przez niektórych wychwalane. Inni zaś nie mogą uwierzyć, że ustawodawca wydał na nie zgodę.