
W nadchodzącym sezonie kosmetyki naśladują dress code najbardziej wykwintnych imprez: Black Tie. To nie żałoba po słońcu i wakacjach. Bardziej peany na cześć elegancji. Zarówno opakowania zewnętrzne, środek, jak i myśl przewodnia kręcą się wokół klasycznej, nieśmiertelnej czerni. Trudno jej nie ulec. Zobaczcie same!
REKLAMA
Najpiękniejsze cacko, jakie można wyeksponować na toaletce. Perfumy Coco Noir zachwycają opakowaniem. Flakonik cały z czarnego szkła jest zaprojektowany w stylu vintage. Szyjkę zdobi sznureczek zapieczętowany logiem wytłoczonym na czarnej lace. A sam zapach? To zdecydowanie kompozycja, która pasuje do jesiennego swetra, wełnianego płaszcza i szala.
Coco Noir są idealne dla fanek nut drzewnych i orientalnych. Ponieważ to perfumy, wystarczy kropla za uchem lub na nadgarstku, żeby poczuć: cedr, drzewo sandałowe, paczulę i piżmo. Ale nie brakuje tu nut kwiatowych, jak jaśmin, lilia czy orchidea. Połączone ze słodką wanilią i bobem tonka, dają niesamowicie zmysłowy i elegancki woal, którym możesz się w chłodniejsze dni otulać, niczym kaszmirowym szalem. I jeśli zakochasz się w perfumach Coco Noir Chanel, możesz kupić również perfumowany krem do ciała, który zawiera te same ciepłe jesienne nuty.
To niesamowity krem z niezwykłej linii, której jestem ogromną fanką. Le Soin Noir pod oczy Givenchy to krem, który jest czarny nie tylko z powodu opakowania. Sam krem ma czarny jak ziemia odcień i dla kontrastu niezwykłe rozświetlające i rozjaśniające właściwości. Skąd wiem? Soin Noir pokochałam już za pierwszy produkt, czyli czarną rozświetlającą maskę. Ta nawet po nałożeniu na skórę, ani trochę nie zmieniała koloru. Za to działała, jak piling u kosmetyczki. Doskonały zabieg przed wielkim wyjściem.
A krem pod oczy zawiera sporą dawkę rozświetlającej miki, która genialnie odbija światło. Natomiast w przeciwieństwie do czarnej maski, akurat jego kolor na skórze zamienia się w przezroczysty. I nie ma mowy o przygnębiających sinych podkówkach!
Goździki, kardamon, kadzidło i moc innych orientalnych nut odkryjesz w kremie do ciała Memoir Amouage. To ultraluksusowa marka perfum, którą kochają arabscy szejkowie. Memoir oznacza wspomnienie i jest tak bogaty w nuty zapachowe, że bez problemu możesz go używać zamiast perfum. Oczywiście, jeśli jesteś fanką orientu i wyrazistych zapachów z charakterem.
Manikiury też ulegają modzie na czerń. I to nie tyko w gładkim, jednolitym wymiarze. Przeciwnie. Sephora oprócz klasycznych emalii do paznokci we wszystkich niemal odcieniach szarości i grafitach, ma również w jesiennym portfolio dekoracyjne czarno-szare konfetti. W tych kolorach wygląda naprawdę stylowo i jest alternatywą dla zwykłego manikiuru. Możesz je nałożyć albo bezpośrednio na niepomalowany paznokieć, albo na swój ulubiony kolor lakieru.
Czarna kreska co byśmy nie wymyśliły, chyba na zawsze pozostanie najbardziej spektakularnym elementem makijażu oka. Nic dziwnego więc, że w każdym sezonie jest przynajmniej kilka propozycji prosto z wybiegów, jak ją namalować, żeby wyglądała wyjątkowo. I patrząc na zdjęcie powyżej, takie oko, wyeksponowane kreską w rozmiarze XXL naprawdę prezentuje się zjawiskowo. Oczywiście brokat to już dodatek na specjalne wyjścia i nie pasuje każdemu. Ale podoba nam się, że u Maybelline czerń gra pierwsze skrzypce. Nawet brew pozostaje w jej cieniu (rozjaśniona), a przy niebieskiej tęczówce takie kontrasty prezentują się wprost pięknie. Kreskę zmalujesz, albo żelowym linerem w słoiczku z pędzelkiem od Maybelline (nomen omen), albo na przykład najnowszą czarną kredką od Bobbi Brown. Oba kosmetyki są wyjątkowo trwałe więc nie ma mowy o rozmazanej linii.
Tę markę kochają wszystkie osoby, które naprawdę mają problemy z cerą. Dermablend tuszuje niedoskonałości dyskretnie i w przeciwieństwie do niektórych kryjących podkładów nie pozostawia na twarzy efektu maski. Dlatego, jeśli chcę, aby uwagę przykuwały moje cudnie wymalowane czarną kreską oczy, niedoskonałości ukrywam kompaktem Dermablend. Dodatkowy atut kosmetyku: elegancka czarna puderniczka, której nie wstydzę się wyciągnąć z torebki, żeby nanieść ewentualne poprawki.
Jeśli jesteś zwolenniczką naturalnych stylizacji na włosach, ten lakier na pewno cię nie zawiedzie. Powód: możesz go wyczesać szczotką i nie pozostawi ani sklejonych pasm, ani białego kleistego nalotu (kto kiedyś nadużył lakieru do włosów, ten wie, o czym mówię). Za to utrwali fryzurę, ale pozostawi ją "zdolną" do poruszania się. Jest świetny, jeśli chcesz ułożyć na głowie miękkie fale, utrwalić koński ogon czy węzełek, albo pozbyć się efektu "siana", z którym akurat ja codziennie walczę. Nie ma mowy w przypadku Infinium o tak zwanym hełmie na głowie. Miłośniczkom fryzur militarnych, więc go nie rekomenduję.
