Wybory parlamentarne w 2015 roku mogą dać pełnię władzy PiS-owi i Jarosławowi Kaczyńskiemu. Partia przekonuje, że straszenie powtórką z opresyjnej atmosfery z tamtych lat to bzdura. Ale politycy i komentatorzy związani z prawicą już zapowiadają, że prezes będzie kontynuował walkę z establishmentem i przed niczym się nie ugnie.
W sejmowym wystąpieniu, błędnie nazywanym przez część komentatorów expose, Donald Tusk zapowiedział rozdawnictwo kiełbasy wyborczej na wielką skalę. Ale nie ulega wątpliwości, że to nie będzie jedyny element kampanii wyborczej, której stawką będzie władza po 2015 roku. Jak już pisałem w naTemat to będzie brudna kampania, Platforma będzie straszyła obrazkami z czasów rządów Prawa i Sprawiedliwości.
Walka z establismentem
Nie tak powinno wyglądać zdobywanie głosów czy zniechęcanie do wyboru konkurenta. Jednak PiS nie daje żadnej gwarancji, że lata 2015-2019 nie będą wersją turbo tego, co mieliśmy pod rządami Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego. Co więcej, takie diagnozy stawiają też osoby związane z Prawem i Sprawiedliwością.
„Co gorsza, wojny kulturowe i walka z establishmentem określają dziś tożsamość prawicy w stopniu większym niż to, co dla mnie stanowiło o atrakcyjności jej tradycji: koncentrowanie się na sile państwa (…)” – pisze o Prawie i Sprawiedliwości dr Rafał Matyja, jeden z najuważniej słuchanych na prawicy politologów. Matyja przekonuje, że PiS nie jest w stanie dokonać zmiany instytucji państwa, bo do tego trzeba poparcia chociaż części establishmentu. A tego PiS po prostu nie potrafi/nie chce zrobić.
Mobilizacyjna retoryka
Z opinią Matyji zgadza się też Ludwik Dorn, były Marszałek Sejmu, który przywołał ją w ostatnim wywiadzie.
Później jednak Dorn przedstawia stojące w sprzeczności z tą tezą przewidywanie. – Będzie mobilizacyjna retoryka, bezsilność i bezwładność, ale żadne kajdany i tego typu rzeczy nie będą mieć miejsca. To opowiastki dla idiotów – mówi.
Gowin: Nie ugniemy się
Ale bardziej niepokojące niż to, co mówią obserwatorzy i byli politycy PiS są opinie jego obecnych współpracowników. Nowy nabytek prawicy Jarosław Gowin przekonuje, że to właśnie Dorn był źródłem wielu konfliktów z lat 2005-2007, a teraz przywódcy PiS są mądrzejsi o tamte doświadczenia.
To program PiS-u w pigułce. Kaczyński będzie starał się dokończyć to, co przerwano mu w 2007 roku. Ekipa do tego już czeka w blokach. Wiceprezesami partii są Mariusz Kamiński, były szef CBA i Antoni Macierewicz, likwidator WSI. Trudno sobie wyobrazić, by tak wysoko postawieni w partii ludzie nie znaleźli się w przyszłym rządzie.
Doświadczona drużyna
Do PiS wrócił też Zbigniew Ziobro, potężny minister sprawiedliwości, choć jego wejście do rządu stoi pod dużym znakiem zapytania. Wszak musi odcierpieć za rozłam w partii i wszystkie ataki, których się dopuścił dla ratowania Solidarnej Polski. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, by wszedł do rządu później – po roku lub dwóch. Jarosław Kaczyński nie raz pokazał, że jest znacznie mniej przywiązany do swoich ministrów niż Donald Tusk.
Razem z Ziobrą do obozu zjednoczonej prawicy wracają jego współpracownicy z Ministerstwa Sprawiedliwości, m.in. Beata Kempa, która była wiceministrem. Ta grupa będzie pod silną kontrolą Jarosława Kaczyńskiego, ale też prezes nie będzie mógł ich zupełnie ignorować. Na wyrost może być w ogóle stawianie tezy, że Kaczyński będzie chciał temperować ich zapędy.
Kaczyński się nie zmienia
Politycy i marketingowcy PiS od lat wylewają siódme poty i wysypują ciężarówki dotacji budżetowych, by tylko przekonać wyborców, że Kaczyński się zmienił. Ale prezes niczym krnąbrne dziecko, rozwalające budowlę z klocków, niweczy ich wysiłki. Antyestablishmentowa retoryka pojawiła się – to prawda, po długiej przerwie – przy okazji zeszłorocznego Forum Ekonomicznym w Krynicy.
Udzielił wtedy „Rzeczpospolitej” wywiadu, w którym stwierdził, że biznesem rządzi mechanizm selekcji negatywnej, odziedziczony jeszcze po PRL-u. Dodał, że to „przystań dla ludzi PRL”. To zapewne ostatni moment, w którym Kaczyński mógł sobie pozwolić na taki komentarz.
Kaczyński ma swojego Kaczyńskiego
Wszak walczy o pełnię władzy, najlepiej bez koalicjantów. Musi więc postarać się o wysoki wynik, by móc bez przeszkód realizować swój program. Teraz ma jeszcze swój własny PiS, którym może straszyć, tak jak Tusk straszy nim. To Kongres Nowej Prawicy i Janusz Korwin-Mikke, którzy są jeszcze bardziej antysystemowi niż PiS.
Ale nie ma wątpliwości, że jeśli PiS dojdzie do władzy, będzie starało się przeciąć wiele linii interesu. Zarządzanie przez konflikt, według zasady "dziel i rządź" to specjalność Jarosława Kaczyńskiego. W 2005 roku nie zdążył się po prostu rozpędzić, teraz celuje w pełne cztery lata.
Reklama.
Ludwik Dorn
Natomiast, gdy patrzę na to chłodno, to władza PiS byłaby bardzo słaba, mocno nieudolna i okraszona mobilizacyjną retoryką. Bałaganik połączony z awanturkami. (…). A taka partia niczego nie zmieni, chyba, że będziemy mieli do czynienia z rewolucją społeczną, na co się jednak nie zanosi. Pomijając inne różnice – Viktor Orban dogadał się z częścią establishmentu.Czytaj więcej
Jarosław Gowin
(…) obawa przed konfliktami nie może paraliżować naszych działań – tak jak paraliżuje Platformę. Partia Donalda Tuska panicznie boi się rozwiązań niepopularnych i zderzenia z silnymi grupami interesów. Prawicy odwagi do reformowania państwa nie zabraknie. Ewangelicznie mówiąc - musimy być niewinni jak gołębice i podstępni niczym węże.Czytaj więcej