
Wybory parlamentarne w 2015 roku mogą dać pełnię władzy PiS-owi i Jarosławowi Kaczyńskiemu. Partia przekonuje, że straszenie powtórką z opresyjnej atmosfery z tamtych lat to bzdura. Ale politycy i komentatorzy związani z prawicą już zapowiadają, że prezes będzie kontynuował walkę z establishmentem i przed niczym się nie ugnie.
Nie tak powinno wyglądać zdobywanie głosów czy zniechęcanie do wyboru konkurenta. Jednak PiS nie daje żadnej gwarancji, że lata 2015-2019 nie będą wersją turbo tego, co mieliśmy pod rządami Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego. Co więcej, takie diagnozy stawiają też osoby związane z Prawem i Sprawiedliwością.
Z opinią Matyji zgadza się też Ludwik Dorn, były Marszałek Sejmu, który przywołał ją w ostatnim wywiadzie.
Natomiast, gdy patrzę na to chłodno, to władza PiS byłaby bardzo słaba, mocno nieudolna i okraszona mobilizacyjną retoryką. Bałaganik połączony z awanturkami. (…). A taka partia niczego nie zmieni, chyba, że będziemy mieli do czynienia z rewolucją społeczną, na co się jednak nie zanosi. Pomijając inne różnice – Viktor Orban dogadał się z częścią establishmentu. Czytaj więcej
Ale bardziej niepokojące niż to, co mówią obserwatorzy i byli politycy PiS są opinie jego obecnych współpracowników. Nowy nabytek prawicy Jarosław Gowin przekonuje, że to właśnie Dorn był źródłem wielu konfliktów z lat 2005-2007, a teraz przywódcy PiS są mądrzejsi o tamte doświadczenia.
(…) obawa przed konfliktami nie może paraliżować naszych działań – tak jak paraliżuje Platformę. Partia Donalda Tuska panicznie boi się rozwiązań niepopularnych i zderzenia z silnymi grupami interesów. Prawicy odwagi do reformowania państwa nie zabraknie. Ewangelicznie mówiąc - musimy być niewinni jak gołębice i podstępni niczym węże. Czytaj więcej
Do PiS wrócił też Zbigniew Ziobro, potężny minister sprawiedliwości, choć jego wejście do rządu stoi pod dużym znakiem zapytania. Wszak musi odcierpieć za rozłam w partii i wszystkie ataki, których się dopuścił dla ratowania Solidarnej Polski. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, by wszedł do rządu później – po roku lub dwóch. Jarosław Kaczyński nie raz pokazał, że jest znacznie mniej przywiązany do swoich ministrów niż Donald Tusk.
Politycy i marketingowcy PiS od lat wylewają siódme poty i wysypują ciężarówki dotacji budżetowych, by tylko przekonać wyborców, że Kaczyński się zmienił. Ale prezes niczym krnąbrne dziecko, rozwalające budowlę z klocków, niweczy ich wysiłki. Antyestablishmentowa retoryka pojawiła się – to prawda, po długiej przerwie – przy okazji zeszłorocznego Forum Ekonomicznym w Krynicy.
Wszak walczy o pełnię władzy, najlepiej bez koalicjantów. Musi więc postarać się o wysoki wynik, by móc bez przeszkód realizować swój program. Teraz ma jeszcze swój własny PiS, którym może straszyć, tak jak Tusk straszy nim. To Kongres Nowej Prawicy i Janusz Korwin-Mikke, którzy są jeszcze bardziej antysystemowi niż PiS.
