Do wyborów parlamentarnych został grubo ponad rok. Ale Prawo i Sprawiedliwość już jest obsadzane w roli zwycięzców. Piszą tak nie tylko prawicowi klakierzy Jarosława Kaczyńskiego, ale też nie kojarzeni z prawicą eksperci i politycy. Czas nieco schłodzić głowy i przypomnieć sobie, że PiS miał już miażdżąco wygrać wybory do Parlamentu Europejskiego.
Prawo i Sprawiedliwość wygra przyszłoroczne wybory parlamentarne i obejmie władzę – takie opinie pojawiają się coraz częściej. I to pomimo tego, że do wyborów zostało jeszcze 15 miesięcy. Odradzającą się siłę PiS-u i słabnięcie Platformy dostrzegają nie tylko wyborcy, ale i wielu komentatorów.
Z kolei członek Rady Polityki Pieniężnej prof. Jerzy Hausner obwinia Donalda Tuska i jego ludzi za budowanie fałszywej alternatywy: PO albo nieszczęście. Jego zdaniem wyborcy są już na tyle zmęczeni partią rządzącą, że wolą zło, czyli PiS.
Tę społeczną emocję uchwycił w "Newsweeku" Tomasz Lis, zauważając, że Polacy zapomnieli już jak wyglądały rządy PiS i w 2015 roku zafundują sobie bolesną lekcję .
Dotychczas wizję powrotu Jarosława Kaczyńskiego na Aleje Ujazdowskie lansowali właściwie tylko jego prawicowi wyznawcy. Wystarczy przypomnieć okładkę tygodnika „Do Rzeczy” radośnie obwieszczającego, że „Kaczyński przebił sufit”. Morze farby drukarskiej poświęcili na to bracia Karnowscy i ich tygodnik „w Sieci”. Dzisiaj jednak „premier Kaczyński” to nie tylko sen prawicy, ale przekonanie coraz powszechniejsze wśród wyborców.
Sondaż prawdy nie powie
I dowodem na to nie są wcale sondaże, bo jest ich mało, a najświeższe pochodzą z sondażowni o słabej renomie wśród fachowców. Ale ważniejsze niż liczba osób, które deklarują ankieterom, że zagłosują na PiS jest to, w jakim tonie mówi się dzisiaj o tej partii. Wystarczy pójść na bazar, pojechać do rodziny na wieś czy spytać kolegów z siłowni, by usłyszeć litanię narzekań na PO, która płynnie przechodzi w nadzieję na zmiany. I tą nadzieją jest właśnie PiS.
Przekonanie o realności alternatywy wzmacnia zjednoczenie prawicy, którym nazywa się wchłonięcie ziobrystów i gowinowców. Kaczyńskiemu skutecznie udało się przekonać opinię publiczną, że to jeden z ostatnich elementów układanki przed powrotem do władzy. Paradoksalnie klęska pierwszego Kongresu Zjednoczeniowego pomogła PiS. Kaczyński pokazał w ten sposób, że negocjacje to nie był spacerek, bo naprzeciwko miał silnych (co jest oczywistą bujdą), ceniących się partnerów. Z nimi musi się udać.
Defensywa PO
Tymczasem Platforma Obywatelska nie potrafi wyprowadzić ataku, by choć na chwilę zepchnąć PiS-u do defensywy. Premier ogranicza się do parowania kolejnych ciosów, które na niego spadają. Te same środki, które jeszcze kilka lat temu pozwalały mu zaczarować publikę, dziś wystarczają co najwyżej do uniknięcia katastrofy. Tak jak ostatnie głosowanie nad wotum zaufania dla rządu po aferze taśmowej, czy kolejne expose i rekonstrukcje rządu.
Ale to nie znaczy, że Platforma jest niezdolna do kontrnatarcia. Przecież już nie z takich opresji ratowali rząd PR-owiec Igor Ostachowicz i jego ekipa. Nie można zapominać też o zmienności sytuacji, która wywraca najlepiej przemyślane plany politycznych strategów. Bo dzisiaj mało kto pamięta o tym, że jeszcze kilka miesięcy temu dawano PiS-owi zwycięstwo już w wyborach do Parlamentu Europejskiego.
Największa broń: strach
Choć to już mocno zgrana płyta, Platformie w kolejnym odparciu PiS może pomóc jak dotąd zawsze skuteczna kampania straszenia "kaczyzmem". Paweł Śpiewak radził Donaldowi Tuskowi, by chociaż ładnie przegrał, bo to także wartość. Ale jeśli w premierze nadal jest chociaż cień nadziei na wygraną, albo chociaż na uniemożliwienie PiS-owi zawiązania koalicji rządzącej, jako polityk znowu zrobi wszystko.
W 2011 roku do straszenia posłużył tylko jeden spot – słynne „Oni pójdą na wybory. A Ty?”. Teraz tak może wyglądać większość kampanii. Do tego PR-owcy PO będą starali się utrwalić w głowach wyborców zbitkę „Kaczyński=Korwin”, tak jak PiS w 2011 r. atakował billboardami „Tusk=Palikot”. To będzie ostra, brzydka kampania, skupiona na emocjach, a programy będą zepchnięte na drugi plan. A ostatnie kilkanaście lat pokazało, że Donald Tusk potrafi politycznymi emocjami władać jak mało kto.
Dlatego Platforma Obywatelska została pogrzebana przedwcześnie. Tak jak grana przez Umę Thurman Beatrix Kiddo w „Kill Billu”, która wydostała się z trumny i "wygrała" cały film.
Platformie dobrze zrobi, gdy przegra. Będzie musiała ze sobą przegadać, dlaczego przegrali, jak zreformować partię. Nie będzie impulsu do zmian, jeśli nie przejdą fazy szokowej. Tak mówią nawet moi znajomi, którzy zostali w PO Czytaj więcej
Źródło: "Wprost"
Prof. Jerzy Hausner
Demokracja, w której zaczyna brakować rzeczywistej alternatywy programowej, zaczyna zmierzać w kierunku systemu półautokratycznego z Tuskiem w roli jedynego możliwego wyboru. Czytaj więcej
Jest faktem, że rządy Platformy zaczęły być nudne, nudne przez to, że są długie, ale przede wszystkim przez widoczny brak wizji, konceptu, rozmachu. Rządzenie państwem wymaga administrowania, ale nikt się nie zakocha w administratorach. Czytaj więcej