W teorii brzmi prosto, ale w praktyce tak nie jest. Temat powrócił za sprawą orzeczenia sądu, który uznał, że aktu apostazji nie możemy dokonać listowanie. Potrzebna jest wizyta w parafii. Apostaci, którzy znają to z praktyki, przekonują, że to utrudniania odejście od Kościoła. I opowiadają swoje historie.
Zasady odchodzenia z Kościoła w Polsce ustaliła Konferencja Episkopatu w 2008 roku z późniejszymi zmianami. Katolicy, którzy planują apostazję, muszą złożyć oświadczenie w kancelarii swojej parafii w obecności dwóch świadków. Tym samym, dokumenty wysłane listownie nie były uznawane za ważne.
Niezadowoleni z tego faktu niedoszli apostaci zaczęli zalewać skargami Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych, argumentując, że władze kościelne dysponują bezprawnie ich danymi. Sprawa trafiła do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, który orzekł, że procedura stosowana przez Kościół jest dopuszczalna, o czym poinformowała "Gazeta Wyborcza".
– Sąd uznał, że ta procedura nie jest uciążliwa. Formy apostazji mogą być różne, ale muszą one umożliwiać weryfikację tożsamości – wyjaśnia w rozmowie z naTemat adwokat Michał Kelm. Prawnik wyjaśnia, że wysyłanie aktu apostazji za pomocą listu poleconego może prowadzić do nadużyć. – Dlaczego nie zrobić komuś złośliwości i nie wysłać w czyimś imieniu do parafii aktu apostazji? – pyta retorycznie. – A za 10 lat chcąc wziąć ślub kościelny okaże się, że nie należymy już do Kościoła – dodaje Kelm.
Historię swojego odejścia opisuje czytelnik "Gościa Niedzielnego" w liście do redakcji. Był on zaskoczony, że cała procedura przebiegła sprawnie i bez problemu. – Kościół mnie nie odrzuca, lecz sam się odrzucam i moja kara zależy tylko ode mnie – usłyszał od księdza na odchodne.
Jestem wolny
Kolejny przypadek apostazji poznaliśmy dzięki Zygmuntowi. Podkreśla on, że w całej sprawie najważniejsi są świadkowie, z którymi trzeba przyjść do kancelarii parafialnej. Muszą być to dwie pełnoletnie osoby z dowodem osobistym. – Najtrudniejszą sprawą jest zebrać się w trójkę i udać się do kancelarii parafialnej, które niby są stale otwarte, ale praktyce rzadko ktoś tam jest – mówi.
Wyjaśnia, że przed spotkaniem z duchownym trzeba przygotować dwie kopie aktu apostazji, którego wniosek znajdziemy bez problemu w internecie. – Ja swój trochę zmodyfikowałem i dodałem do niego powody mojej decyzji. Napisałem, że według mnie Kościół propaguje rasizm, nietolerancję i kryje pedofilów. I zwyczajnie po prostu nie wierzę w Boga – przekonuje nasz rozmówca.
Sama wizyta trwała około 10 minut. Apostata opowiada, że ksiądz wyciągnął bardzo grubą teczkę z aktami apostazji, co – w jego opinii – świadczy o tym, że nie jest to marginalny problem Kościoła. – Potraktowałem to jak wizytę w urzędzie, w którym rezygnuję z jakieś usługi – wspomina. I dodaje, że proboszcz nie starał się go namawiać do zmiany decyzji.
Zygmunt przekonuje, że dzięki temu poczuł się wolny. – Kiedyś zostałem przymuszony do czegoś, czego nie chciałem i czego nie byłem świadomy – wyznaje.
– Najpierw sobie poczytałem w internecie jak należy tego dokonać. Poszedłem do parafii, w której byłem chrzczony i do której z racji miejsca zamieszania "przynależałem". Udawałem "zielonego", żeby sprawdzić, czy dostanę instrukcje – wspomina internauta na forum netkobiety.pl. – Ksiądz zaczął na mnie krzyczeć, twierdząc, że nie ma takiej możliwości, a kiedy mu wspomniałem o apostazji, rozsierdził się jeszcze bardziej wykrzykując, że potem będę błagał, żeby powrócić – czytamy na forum.
– Po jakimś czasie udałem się tam ponownie i tym razem nie rozdrabniając się na innych księży, tylko prosto do proboszcza. Ustaliłem termin. Wróciłem z dwoma świadkami, koleżanką i moją matką. Proboszcz zapytał mojej matki: "I co pani na to?", na co matka wzruszyła ramionami i powiedziała: "A co mi do tego, to jego decyzja". Ksiądz nie zapytał już o nic, tylko dokonał stosownych wpisów – wyjaśnia internauta.
Prawie jak apostazja
Maciej, chociaż mu nie pod drodze z Kościołem, nie chce dokonać aktu apostazji, a jedynie formalnego wystąpienia. Przekonuje, że "apostazja nie wyklucza katolika z kościoła, jest tylko ograniczeniem przynależności". Jednak żaden z duchownych z jego parafii nie chce przyjąć jego dokumentu. – W zeszłym roku wysłałem oświadczenie pismem poleconym. Ksiądz zaproponował apostazję, która mnie nie satysfakcjonuje. Kontaktowałem się dalej z biurem parafialnym drogą mailową, w celu załatwienia sprawy polubownie, pokojowo i bezproblemowo dla każdej ze stron – wyjaśnia w rozmowie z naTemat.
Czas upływał, a Kościół nadal ignorował Macieja, więc sprawę zgłosił do GIODO, bo uznał, że władze kościelne bezprawnie dysponują jego danymi osobowymi. Uparcie zależy mu, żeby zamiast apostazji złożyć formalne wystąpienie. – Powoduje ono, że ksiądz musi dokonać adnotacji w księdze chrztu i zaprzestać przetwarzania danych osobowych – tłumaczy.
Zaznacza, że jeśli sprawa, będzie się przeciągała, to skończy się w sądzie. – Dla mnie to jest niezrozumiałe. Dla księdza jedna osoba występująca na tysiąc nie robi różnicy, dlaczego więc stara się na siłę zatrzymać kogoś, kto do Kościoła katolickiego nie chce należeć – pyta retorycznie Zygmunt.
Jego zdaniem, w ten sposób Kościół tylko tworzy sobie przeciwników. – Moja partnerka jest katoliczką, ale patrząc na to, jak wygląda występowanie z Kościoła, stwierdziła, że nie ochrzcimy dziecka – wyjaśnia. Maciej zwraca jeszcze uwagę na jeden aspekt sprawy. Kiedy do kancelarii przychodzi kandydat na apostatę z dwoma świadkami, to władze kościelne wchodzą w posiadanie danych personalnych dwóch innych osób. – Ksiądz spisuje nazwisko, nr dowodu i adres zameldowania. To kolejne dane osobowe, które księdzu do szczęścia nie są potrzebne – kwituje.
Modła i prawo
Kościół jako instytucja kieruje się wewnętrznym prawem, podobnie jak wiele innych podmiotów. – Nie ma w tym nic dziwnego – przyznaje w rozmowie z naTemat rzecznik Konferencji Episkopatu Polski, ksiądz dr hab. Józef Kloch. W 2010 roku z Kościoła wystąpiło 459 osób - aktualnych danych nie ma. Jak przekonuje duchowny, dla duszpasterzy każdy przypadek apostazji winien być powodem do refleksji, "co takiego się stało, że ktoś z mojej parafii chce wystąpić z Kościoła".
Kloch tłumaczy, że "człowiek jest istotą wolną i nikt nie zmusza nikogo do pozostania we wspólnocie Kościoła". – Może ją opuścić, może też w niej trwać albo w każdej chwili do niej powrócić. Jeśli chce w sposób formalny wystąpić z Kościoła, czyni to zgodnie z zasadami, jakie panują w tej wspólnocie - wyjaśnia rzecznik Episkopatu.
Jego zdaniem, Kościół, podobnie jak inne podmioty, ma prawo określać sposób oficjalnego wystąpienia i czyni to. – Sposoby proponowane przez np. różne strony internetowe pozostają jedynie pomysłami zgłaszanymi przez autorów tychże stron (np. wysyłanie pocztą formularza) bez skutków prawnych w Kościele. Podobnie jest z prawem cywilnym - jeśli coś zrobi się na swoją modłę, a nie jak mówi prawo - takie postępowanie prawnie jest nieskuteczne w myśl prawa cywilnego – tłumaczy nasz rozmówca.
Duchowny podkreśla, że nawet po akcie apostazji można powrócić do wspólnoty Kościoła. Dodaje też, że wierni nie zawsze zdają sobie sprawę z konsekwencji swojej decyzji. – Często są oni zaskoczeni, że po wystąpieniu z Kościóła nie mogą być chrzestnymi albo świadkami zawarcia małżeństwa. Sami postawili się poza wspólnotą Kościoła – kwituje ks. Kloch.
„Czarny będzie cię przekabacał i może ci grozić. Musisz być twardy i się nie dać, to wygrasz” – instruowali mnie zawczasu eksperci od apostazji. Zachowanie proboszcza odbiegało jednak od tego, czego się spodziewałem. Prawdopodobnie nie był nami zachwycony, ale nie był też napastliwy. (...)
Proboszcz podpisał akt apostazji, zapewniając, że wyśle go do kurii i na tym jego rola się kończy. (...) Byłem pozytywnie zaskoczony, gdy około miesiąc później do domu przyszedł list z nowym świadectwem chrztu, a w nim magiczne zdanie o „wystąpieniu formalnym aktem”Czytaj więcej
Kuba, ochrzczony ateista
Planowałem odejście z Kościoła, ale doczytałem, że to tak naprawdę niczego nie zmienia, bo polski kościół nadal uważałby mnie za swojego członka. Zliczałby mnie do swoich statystyk, więc odpuściłem wysiłek
Ks. Józef Kloch, rzecznik KEP
Osoby po apostazji nie mogą: przyjmować sakramentów, pełnić w Kościele funkcji liturgicznych i urzędów, być chrzestnymi i świadkami zawarcia małżeństwa i zostają pozbawieni pogrzebu kościelnego.
Ks. Józef Kloch, rzecznik KEP
Nikt na siłę nie zatrzymuje nikogo w Kościele. Jeśli ktoś chce opuścić wspólnotę Kościoła - może to uczynić. Istnieją nawet zasady postępowania w sprawie formalnego aktu wystąpienia z Kościoła. Wystarczy je zachować