Jeszcze niedawno jeden z menedżerów firmy Jana Kulczyka nadstawiał karku wizytując urządzenia wiertnicze na gazonośnych polach koło Ługańska. Teraz szefowie spółki Serinus zdecydowali, że wstrzymują prace związane zagospodarowywaniem złóż. Przerwano remonty, oraz budowę nowych odwiertów, a na niektórych polach także wydobycie. Kontynuowana będzie jedynie produkcja gazu w przetwórni oraz jego sprzedaż.
- W sytuacji zmieniającego się z dnia na dzień poziomu bezpieczeństwa dalsze prowadzenie tak aktywnej jak dotychczas działalności nie jest wskazane. W szczególności dotyczy to Ługańska i obszarów wokół niego, gdzie leżą pola Wiergunskoje i Krutogorowskoje - twierdzą menedżerowie Serinus Energy.
Dwa gazonośne pola leżą kilka kilometrów od Ługańska. Ten teren nie jest już kontrolowany przez rząd Ukrainy, a przez prorosyjskich separatystów. Odkąd wiadomo już oficjalnie, że na wschodzie Ukrainy do akcji wkroczyło rosyjskie wojsko, nie mniejsza niż tam zawierucha rozgrywa się na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie. Akcje ukraińskich firm tracą na wartości, bo inwestorzy obawiają się wybuchu wojny na dużą skalę i podziału Ukrainy.
To samo spotkało też firmę najbogatszego Polaka. Spółka Serinus Energy od trzech lat zajmuje się wydobyciem ropy i gazu we wschodniej Ukrainie, a także Brunei, Tunezji oraz Rumunii. Jeszcze niedawno menedżerowie obiecywali, że zainwestują 55 mln dolarów i zwiększą wydobycie surowców o jedną trzecią. Jesienią ubiegłego roku w szczycie zainteresowania spółką pakiet akcji kontrolowany przez Jana Kulczyka był wart ponad 600 mln zł. Dziś 207 mln zł. - Indiana Jones i komnata płaczu - skomentował wykres analityk portalu Stockwatch.pl.
Zabawny przydomek biznesmen nosi od czasu jednego z wywiadów prasowych. Powiedział, że nie boi się inwestować w ryzykownych krajach Afganistanie, Iraku, czy Nigerii. - Mam ochotę założyć kapelusz Indiany Jonesa i ruszyć na podbój - mówił. Teraz okazuje się, że ten kapelusz będzie najdroższy z całej garderoby miliardera.
Polacy się pakują
- Istnieje zagrożenie utraty majątku przez polskie spółki obecne na Ukrainie - twierdzi Marek Czachor, analityk giełdowy Erste Securities. - Inwestorzy realizują scenariusz wojny. Niewykluczone, że dojdzie do zamknięcia giełd na Ukrainie i w Rosji. Osłabienie hrywny spowoduje, że wyniki tych spółek będą katastrofalne. Osobiście radziłbym inwestorom zachować spokój. Teraz mamy paniczną wyprzedaż, ale nie wykluczałbym, że wkrótce sytuacja może się uspokoić – słyszymy.
Groźba rozszerzenia się wojny na Ukrainie podpaliła lont pod inwestycjami wielu innych polskich firm. Na przykład producent maszyn górniczych Famur ma firmę handlową w Doniecku i nie wiadomo jakie będą losy tego przedsięwzięcia. Producent okien dachowych Fakro po zaanektowaniu Krymu przez Rosję zwolnił pracowników i zamknął swoje przedstawicielstwo w Sewastopolu. Trzy ukraińskie fabryki polskiej firmy znajdują się w zachodniej części kraju. Wypada więc zacytować rosyjskie powiedzonko biznesowe - kto nie ryzykuje ten nie pije szampana.