Romowie napadli na orszak weselny. Domagali się wódki i prezentów. "Doszłoby do masakry, to była dzicz"
Bartosz Świderski
01 września 2014, 08:18·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 01 września 2014, 08:18
Ten ślub z pewnością zapamiętają na całe życie. Młoda para wraz gośćmi jechała przez Maszkowice w kierunku Łącka w Małopolsce, kiedy drogę zagrodził im stojący przy drodze Rom. Domagał się wódki od gości weselnych i... otwarcia bagażnika samochodu, w którym mieli schowane prezenty. Szybko wywiązała się awantura i bójka, w której wzięło udział kilkudziesięciu Romów z pobliskiej osady.
Reklama.
Sprawę opisuje lokalny serwis sadeczanin.info. Choć nie ma opublikowanego nagrania wideo z całego zajścia, to relacjonuje ją wysoki urzędnik starostwa powiatowego w Nowym Sączu, który był jednym z zaproszonych na uroczystość weselną.
– Państwo młodzi pojechali przodem, ja jechałem w kolumnie za samochodem gospodarza wesela. Na poboczu drogi siedział na plastikowym krzesełku dorosły Cygan w otoczeniu dzieci. Gdy przejeżdżaliśmy, wybiegł na środek drogi i zatrzymał samochód ojca pana młodego, a dziecko romskie położyło się na jezdni pod kołami samochodu – opowiada urzędnik.
Jak to bywa w przypadku zwyczaju tradycyjnej bramy weselnej, Rom domagał się wódki od pary młodej. Uczestnik zdarzenia przekonuje, że otrzymałby ją gdyby nie fakt, że chciał również prezenty, które nowożeńcy trzymali w bagażniku samochodu.
– Wywiązała się sprzeczka, w pewnym momencie usłyszeliśmy gwizd i kto żyw, ruszył z osady. Była ich z setka, w tym kobiety, dzieci. Doskoczyli do nas. Zaczęli kopać samochody, pluć, wyzywać, moje auto też uszkodzili. Z naszej strony wybiegło paru młodszych mężczyzn i próbowało ich uspokoić, ale kto się będzie bił z Cyganami, wszyscy w garniturach, pod krawatem – mówi urzędnik.
Dodaje, że pomimo wezwanej na miejsce policji, pomogli im przejeżdżający ochroniarze. – Uratowali nas ochroniarze z Łącka, bo doszłoby do masakry. To była dzicz, im już nie chodziło o wódkę, tylko żeby się na nas wyżyć. Brakuje mi słów, ja takiej agresji w życiu nie widziałem - wspomina świadek zdarzenia.
O tym, że problem z agresywnymi mieszkańcami Maszkowic to nie jednorazowy incydent pokazuje m.in. ten filmik nagrany prze kierowcę przejeżdżającego przez tę miejscowość.