Wygląda na to, że zaczynają się pierwsze, prawdziwe problemy "Wprost" związane z tzw aferą taśmową. Tym razem nie zgotowało ich ABW, a warszawski sąd okręgowy, który właśnie przychylił się do wniosku Romana Giertycha zakładającego, iż "Wprost" nie będzie można sprzedać tak długo, aż zakończy się proces wytoczony przez mecenasa w sprawie o naruszenie dóbr osobistych. - Chodzi mi o to, by "Wprost" nie został sprzedany, bo w razie czego chcę mieć ten tytuł, by samemu go sprzedać - mówi w rozmowie z naTemat Roman Giertych.
Sąd przychylił się do wniosku mecenasa o zabezpieczenie roszczenia w takim kształcie ze względu na kiepską kondycję finansową wydawcy "Wprost". To roszczenie zakłada bowiem publikację przeprosin pod adresem Romana Giertycha, które mogą kosztować nawet 8 mln zł.
Za co te przeprosiny? W połowie lipca jedną z odsłon tzw. afery taśmowej, którą ujawniał na swoich łamach "Wprost" była publikacja rozmowy dziennikarza Piotra Niszotra z mecenasem Giertychem z 2011 roku. Redakcja kierowana przez Sylwestra Latkowskiego przekonywała, że Giertych wówczas chciał stworzyć grupę szantażującą najbogatszych Polaków wiedzą o niechlubnych kartach ich biografii.
Prawnik przekonuje tymczasem, że z Niszotrem spotkał się ze względu na tworzoną przez dziennikarza biografię biznesmena Jana Kulczyka. Chciał wynegocjować z nim warunki sprzedaży praw autorskich do tych materiałów. Roman Giertych miał działać w wówczas w imieniu przyjaciela Kulczyka, który chciał oszczędzić najbogatszemu Polakowi przykrości związanych z praniem rodzinnych brudów na kartach książek.
- Zostałem przez "Wprost" zaatakowany brutalnie i po chamsku. I ta nieprzyjemność zostanie usunięta, gdy tygodnik wykupi za 8 mln zł przeprosiny w różnych mediach. Prawdziwą przyjemność poczuję dopiero, gdy pismo przeprosi mnie za publikację tych oszczerczych stwierdzeń - mówi Roman Giertych w rozmowie z naTemat.
Mecenas podkreśla też fakt, iż dzisiejsze uzasadnienie decyzji warszawskiego sądu już wskazuje na silne uprawdopodobnienie, iż do złamania prawa przez "Wprost" doszło, co daje nadzieję na zakończenie całego procesu po jego myśli. - Dlatego chcę, by do zakończenia procesu "Wprost" nie został sprzedany, zastawiony, czy w jakikolwiek inny sposób zbyty. Bo w razie czego chcę mieć ten tytuł dla siebie, by go sprzedać na wolnym rynku i z tych środków wyłożyć te 8 mln zł na przeprosiny - tłumaczy.
Roman Giertych uprzedza już też ewentualne komentarze dziennikarzy "Wprost", iż dokonał zamachu na wolność prasy w Polsce. - Ja złożyłem tylko wniosek do niezawisłego sądu i to on podjął taką decyzję. Jeżeli panowie z "Wprost" będą teraz chcieli komentować decyzję sądu, to mają do tego prawo. Niech tylko pamiętają, że jest ona od dziś wykonalna i już jej podlegają - podkreśla.