Czesław Małkowski ma już sporo zdjęć na kampanijne plakaty.
Czesław Małkowski ma już sporo zdjęć na kampanijne plakaty. Fot. Przemysław Skrzydło / Agencja Gazeta

Seksafera w olsztyńskim ratuszu wstrząsnęła nie tylko lokalną polityką, ale też ogólnopolską opinią publiczną. W jej efekcie uwielbiany przez mieszkańców prezydent Czesław Małkowski stracił fotel. Ale już po dwóch latach ponownie się o niego ubiegał. Przegrał o włos, ale teraz wraca by dopełnić swojej vendetty. Na czym polega fenomen Małkowskiego?

REKLAMA
– Na niesamowitej umiejętności docierania do najróżniejszych środowisk – odpowiada Tomasz Kurs z olsztyńskiego oddziału „Gazety Wyborczej”. Wskazuje, że choć były prezydent był w PZPR i SLD, miał także dobre kontakty z duchownymi, finansując z kasy miasta remonty kościołów. – Nadal jest pamiętany jako ten, który finansował książki, organizował imprezy, znajdował czas dla mieszkańców. Stąd sentyment do jego osoby i popularność wśród wielu ludzi – wyjaśnia dziennikarz.
Faworyt
Dodaje jednak, że wiele obietnic Małkowskiego pozostawało bez pokrycia. – Kiedy coś okazywało się niemożliwe, wówczas winę zrzucał na współpracowników – wyjaśnia Tomasz Kurs. Ale wyborcy mu to niezmiennie wybaczali i obchodzi się znacznie łagodniej niż z obecnym włodarzem miasta Piotrem Grzymowiczem. W opublikowanym w listopadzie 2013 roku sondażu olsztyńskiej „GW” były prezydent cieszył się poparciem 36 proc. respondentów, obecny zaledwie 16 proc.
A to może oznaczać, że wynik wyborów jest przesądzony. – Proces był ważnym argumentem przed ostatnimi wyborami i tak naprawdę sprawa ta przeważyła na korzyść jego rywali. Ogromną rolę odegrał tu m.in apel Piotra Bałtroczyka, który prosił mieszkańców o to, żeby nie glosować na "seksprezydenta" i zaoszczędzić miastu wstydu. Ostatnia kampania zjednoczyła dzięki temu wiele, często odległych od siebie, środowisk. Od feministek po prawicę – wyjaśnia Tomasz Kurs. Teraz to może tak dobrze dla przeciwników Małkowskiego nie wypalić.
Polski Bill Clinton
Już wtedy prezydent przekonywał, że sprawa jest przygotowana na polityczne zamówienie jego konkurentów, a on sam jest niewinny. – Pamiętam, ze dopytywany przeze mnie przyznał w końcu, że można w jego przypadku mówić najwyżej o "syndromie Billa Clintona" – mówi dziennikarz „Gazety Wyborczej”.
Teraz ten argument będzie jeszcze silniejszy, wszak minęły kolejne cztery lata bez wyroku. – Obecnie wygląda na to, ze argument mocno stracił na znaczeniu i duża w tym zasługa wymiaru sprawiedliwości, który latami nie potrafi rozstrzygnąć sprawy. Nic zatem dziwnego, że coraz więcej osób uważa, że to Małkowski był ofiarą spisku, mającego go wyeliminować z ratusza – relacjonuje Kurs.
Polityczna śmierć…
A wydawało się, że kariera polityczna Małkowskiego jest skończona. 21 stycznia 2008 roku w „Rzeczpospolitej” Mariusz Kowalewski opisuje proceder molestowania urzędniczek przez prezydenta Olsztyna. Jedna z nich miała zostać zgwałcona. Po pięciu tygodniach prokuratura zatrzymuje urzędującego w cieniu skandalu prezydenta, stawia mu też zarzuty.
„Rz” publikuje kolejne kompromitujące urzędnika informacje: o umorzeniu 18 śledztw, w których oskarżano go m.in. o przyjmowanie łapówek. Tabloidy donoszą z kolei, że Małkowski często dzwonił na sekslinie. Tymczasem rozpoczyna się procedura usunięcia prezydenta z urzędu, którą oskarżony obserwuje zza krat. Po 10 miesiącach od publikacji „Rz” mieszkańcy odwołują Małkowskiego.
…i zmartwychwstanie
Usunięty z urzędu polityk nie startuje w przyspieszonych wyborach na początku 2009 roku. Wygląda na to, jakby już pogodził się z zakończeniem kariery. Ale po kilkunastu miesiącach zmienia zdanie i zgłasza swój akces do wyścigu o prezydenturę miasta. Zaledwie dwa lata po pojawieniu się zarzutów wygrywa pierwszą turę ponad tysiącem głosów, w drugiej przegrywa o prawie cztery tysiące z kandydatem PSL. To jednocześnie ponad cztery tysiące więcej głosów, niż oddano za jego odwołaniem w 2008 roku. Małkowski odbudowuje swoje wpływy.
Sam polityk - obecnie radny - nie chciał w rozmowie z naTemat komentować swojego potencjalnego startu, stanowczo ucinał wszystkie pytania o sondaże, o jego poparcie społeczne i głosy namawiające do ubiegania się o prezydenturę. Nie skomentował też, czy poczeka do końca procesu z ubieganiem się o funkcje publiczne. Ale według Tomasza Kursa wiele wskazuje na to, że Małkowski będzie walczył o ratusz.
Przeszłość to nie problem
Teoretycznie nie tylko śledztwo w sprawie gwałtu powinno zamknąć Małkowskiemu drogę do prezydentury w konserwatywnym Olsztynie. Bo polityk zaczynał swoją karierę zawodową jako kierownik Gminnego Ośrodka Propagandy i Wychowania w Wielbarku, był też przewodniczącym gminnej komórki PZPR. W 1986 roku awansował i został dyrektorem Okręgowego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk, czyli po prostu cenzury.
Ale tak, jak ludzie zapomnieli i wybaczyli niechlubną przeszłość Małkowskiego w czasach PRL, tak i powoli zapominają i wybaczają aferę sprzed sześciu lat. – Coraz powszechniejsze jest przekonanie, że ten cały proces to polityczna sprawa, mówi się, że te kobiety dostały pieniądze za obciążenie Małkowskiego – relacjonuje Maciej, mieszkaniec Olsztyna.
Zmiany to za mało
– Za Małkowskiego dużo się działo, było dużo inicjatyw kulturalnych, sportowych – wylicza nasz rozmówca. Dziwi się jednak tak dużej różnicy między poparciem byłego prezydenta a obecnego włodarza. – W mieście dużo się zmieniło od odejścia Małkowskiego. Teraz budują linie tramwajowe, chociaż przy tej okazji zdarzają się protesty. Powstał aquapark, mają budować obwodnicę, za kilka dni otwierają dużą galerię handlową. Poza tym zagospodarowano okolic jezior, plaże, wyremontowano miejsca użyteczności publicznej – mówi mieszkaniec Olsztyna.
Zaznacza jednak, że zdarzają się sprawy, które dzielą Piotra Grzymowicza i miejską opinię publiczną. – Teraz jest dość poważny spór o teren między dwoma dużymi osiedlami. Mieszkańcy byli przeciwni postawieniu kolejnego centrum handlowego, chcieli, aby w tym miejscu powstał park. Na sesji Rady Miasta przegłosowano jednak plan zagospodarowania przestrzennego po myśli dewelopera i teraz ludzie protestują w internecie, zbierają podpisy pod protestem – dodaje.
A każda taka sytuacja to dodatkowe punkty na koncie Małkowskiego. Pamięć wyborców jest krótka, szczególnie jeśli chodzi o potknięcia. Doskonale za to wyrył się w ich pamięci wizerunek dobrego gospodarza, który przyjdzie na spotkanie osiedlowe, uściśnie rękę, wysłucha.
A to skuteczniejsza reklama wyborcza niż sprawnie zrealizowane inwestycje.