W ostatnim dniu pracy rada miejska Wrocławia zgotowała jej owację na stojąco. Starą taśmę magnetofonową z tym nagraniem trzyma w szufladzie. Na ścianie wiszą podziękowania od Rafała Dutkiewicza, prezydenta miasta. I zdjęcie z Bogdanem Zdrojewskim, dziś europosłem. Stoi otoczony wianuszkiem kobiet. Wszystkie na służbowo, w garsonkach. I ona, Ewa Radomska, w dżinsach i motocyklowej kurtce z ćwiekami. Ksywka: Harley Davidson. Emerytka, 66 lat.
Jest magistrem prawa, z dyplomem Uniwersytetu Wrocławskiego. Zaraz po studiach zaczęła...haftować bluzki dla Cepelii. Miała być praca na rok, ale jej się spodobało. – I tak przez osiem lat dziergałam te bluzki haftem opolskim, moja mama je szyła, a ja zanosiłam później do Cepelii. A pensję miałam taką, jak na etacie w biurze – wspomina – Później za tą wolność musiałam zapłacić, bo ten czas nie liczył mi się do wysługi lat na emeryturze – śmieje się Ewa Radomska.
Po tych ośmiu latach poszła do Urzędu Pracy, stanęła przed urzędniczką i wydukała: „Dzień dobry, jestem magistrem prawa, ale przez osiem lat haftowałam bluzki, a teraz szukam normalnej pracy, znajdzie się coś dla mnie?”. Znalazło się. Trafiła do biura rady miejskiej we Wrocławiu. Została w nim 24 lata.
Poznała całą śmietankę towarzyską i polityczną Wrocławia. – Miałam wgląd w historię miasta przez ostatnie ćwierć wieku. Obsługiwałam komisje kultury, architektury, komunikacji, organizowałam sesje rady miasta, pisałam protokoły, zwoływałam komisje, pisałam wnioski z komisji, zawiadamiałam o posiedzeniach, przez rok byłam rzecznikiem prasowym rady miasta – wylicza. Nienawidzi trzech rzeczy: protekcji, plotek i pożyczek. I dziś jest dumna że pracę, w której spędziła kawał życia, dostała bez żadnej z tych rzeczy.
Na emeryturę przeszła, kiedy wybiło 60 lat. – To nie był moment stresu. Szykowałam się psychicznie już od jakiegoś czasu. – wspomina. Motocyklowa kurtka z ćwiekami wisi w jej szafie do dziś. – To był mój strój reprezentacyjny – żartuje – Kupiłam ją już wiele lat temu. Jakiś koleś ją sprzedawał na targu, wisiała na haku. Stwierdziłam: „może jak dostanę pensję to ją kupię”. I kupiłam.
Już od pewnego czasu pani Ewa kursowała między domem i Warszawą, gdzie zamieszkał jej syn. – Jeździłam wte i nazad, aż w końcu powiedziałam: dość! Przeprowadzam się – wyjaśnia pani Ewa. To była jedna i szybka decyzja. Po 45 latach spakowała manatki, sprzedała 3-pokojowe mieszkanie i kupiła ładną kawalerkę przy Placu Szembeka.
Wszystkie swoje dyplomy, książki, pamiątki i bibeloty upchała w kartony. Prawie sięgnęły sufitu. - Myślałam, że nigdy się nie rozpakuję. Poszłam do sklepu, kupiłam butelkę wina, wróciłam i zaczęłam. I tak powoli, dzień po dniu, się odkopywałam – wspomina.
Podoba jej się w nowym miejscu. Urządziła sobie życie na nowo. Ma sympatycznych sąsiadów, okazało się że w stolicy mieszka jej dawna koleżanka ze studiów. Zaczęła poznawać historię Warszawy, zwiedzać miasto. W zeszłym tygodniu odkrywała „Warszawę Singera”, w następnym wybiera się w rejs barką po Wiśle.
Na emeryturze poświęciła się temu, co lubi najbardziej: została pisarką. - Stwierdziłam, że skoro czasem piszę, to teraz wypada poświęcić temu więcej czasu i uwagi – wyjaśnia. Jeszcze w latach 70/80 pisała artykuły do gazet jako wolny strzelec i opowiadania satyryczne, które publikowała w prestiżowym czasopiśmie „Szpilki” i „Karuzela”.
– Ale to dopiero jest plon mojej emerytury – mówi Ewa Radomska o dwóch tomikach aforyzmów i tomiku wierszy, które ukazały się nakładem wydawnictwa Miniatura. Wydała też sympatyczną bajeczkę dla dzieci "Krasnoludek Maczek", która ukazała się w zeszłym roku. Na koncie ma już sporo krajowych nagród literackich, teraz próbuje sił za granicą. Wysłała swoje utwory na Światowy Konkurs Aforystów w Turynie, który rozstrzygnie się w październiku. – Część z nich już została przetłumaczona na język włoski, co samo w sobie jest nagrodą – mówi.
Dużo czyta. Od Nietzsche'go po Marię Nurowską. Prowadzi swój „zeszyt lektur” i zapisuje w nim wszystkie myśli i zdania, które chce zapamiętać. Sporo czasu spędza też przed komputerem. Prowadzi bloga fundacji JA Kobieta, z którą współpracuje od pięciu lat. Czasem spotyka się z przyjaciółmi, a w niedzielę syn z rodziną wpadają na obiad. Mieszkają zresztą po sąsiedzku, więc pani Ewa ma blisko do 5-letniej wnuczki. Syn poszedł w jej ślady. Jest pisarzem, wydał kilkanaście książek dla dzieci i młodzieży.
O finansach pani Ewa mówi bez ogródek: dostaje 1980 zł emerytury i to musi wystarczać. Nieco ponad 300 zł płaci za czynsz, reszta zostaje na życie. - Nie mam zapobiegliwej natury, więc nie mam też żadnych oszczędności, żyję od pierwszego do pierwszego - śmieje się pani Ewa. Ale zaznacza: żeby przygotować się do emerytury, warto oszczędzać. I odkryć swoje pasje, żeby na starość mieć jakieś zajęcie.
Ona sama, za kanapą w mieszkaniu, trzyma „archiwum”: zbierane przez lata wydania gazet i magazynów, w których ukazywały się jej teksty. Teraz zamierza je zebrać i wydać. – A, i oczywiście marzy mi się powieść! Może jakiś romans? - śmieje się – Myślę, że w drugiej kolejności zabiorę się za pisanie czegoś większego – zapowiada Ewa Radomska.