Reżyserem “Omara” jest Han Abu-Assad i to powinno być dla nas gwarancją naprawdę dobrego kina. Han to w końcu twórca filmowego hitu, jakim był “Paradise Now” z 2005 roku.
Ba, to był ważny głos w dyskusji o najdłużej trwajacym konflikcie współczesnego świata. Talent Abu-Assada pozwolił nakręcić kolejny, dobry i doceniony film. “Omar” to bowiem obraz nominowany do Oscara i zdobywca specjalnej nagrody w sekcji Un Certain Regard w Cannes.
Od wczoraj, czyli od piątego września, “Omara” można oglądać także w Polsce. Właśnie wszedł do kin i z pewnością jest produkcją godną polecenia. Bo to jest love story uszyte na miarę naszych, niekiedy trudnych i wręcz brutalnych czasów.
Bohaterem jest tytułowy Omar, który jako piekarz w okupowanej Palestynie zakochuje się w Nadii. Ta z kolei jest siostrą Tarika, który nie tylko jest wiernym przyjacielem Omara, ale i przywódcą palestyńskiej partyzantki. Gdy główny bohater zostaje schwytany przez izraelskie służby wywiadowcze, to zgadza się, po licznych torturach, na współpracę.
I tak, dochodzi do tego, że po dwóch stronach konfliktu, stają, przeciwko sobie, Omar i Tarik. Sam reżyser mówi, że to film o zaufaniu. O sile, jaką ze sobą niesie, jednocześnie “Omar” mówi nam, jak ulotne to zaufanie potrafi być. I gdy pada, gdzieś z rzędów siedzeń pytanie - czym jest miłość, Han za pomocą tego mocnego obrazu, odpowiada: “Jest fatamorganą i powoduje, że ludzkie emocje osiągają skrajności”.
"The Independent" nazwał ten film dziełem, które oddziałuje na nas swoją prawdziwością. I coś w tym jest, bo sceny tortur i przemocy są tak mocne i jednocześnie realistyczne, że my nie tylko widzimy, co ten film - czujemy. To w końcu film świetnie odegrany. Adam Bakri jako Omar swoją grą sprawił, że nie tylko "The Independent", ale inne ważne tytuły świata uznały go za posiadacza talentu ogromnego. Ale i Leem Lubany wcielająca się w rolę Nadii powala na kolana. Ona tego nie zagrała. Ona postać Nadii stworzyła. A to już jest sztuka, którą warto zobaczyć. Ja ten film polecam i daję mu 9 na 10 punktów.