
Sławomir Starosta, szef wydawnictwa pornograficznego i organizator próby bicia rekordu seksualnego, stoi za edukatorami seksualnymi, "którzy wchodzą do szkół i seksualizują dzieci" – napisał tygodnik braci Karnowskich. To grubymi nićmi szyta manipulacja. Starosta zasiada w radzie Fundacji Wolontariat Równości, która rzeczywiście prowadziła zajęcia w szkołach, ale o biedzie. Seksem nigdy się nie zajmowała. Tyle że dla przeciwników edukacji o seksie prawda się nie liczy.
Kiedy więc, jak nie teraz, wytoczyć najcięższe "działa" i pokazać "dowody" na udowodnienie tezy, że edukatorzy to dewianci? Z takiego założenia wyszedł tygodnik "wSieci" publikując artykuł przedstawiający "całą prawdę" o edukatorach seksualnych. Dziennikarka tygodnika Marzena Nykiel przyjrzała się Fundacji Wolontariat Równości, która w ubiegłym roku organizowała w warszawskich szkołach warsztaty.
Przyznaje, że jest fanem gejowskiej pornografii, którą kolekcjonuje. Uwielbia 'szczupłych, młodych chłopców', a na Facebooku podaje się za 'opiekuna młodych chłopców odwiedzających jeden z warszawskich klubów'. W jego wypowiedziach można znaleźć przychylną ocenę tzw. pozytywnej pedofilii, choć próbuje się teraz od nich odciąć
Problem z tym tekstem jest taki, że nie ma on wiele wspólnego z prawdą. Po pierwsze i najważniejsze, Fundacja Wolontariat o Równosci nie ma nic wspólnego z edukacją seksualną. W czerwcu ubiegłego roku organizowała np. "tydzień równości" - akcję na rzecz przeciwdziałania wykluczeniu dyskryminacji. Tematy: np. wykluczenie ze względu na status materialny.
Prawicowym dziennikarzem można tylko zaproponować, by przyjrzeli się prawdziwym edukatorom seksualnym, np. tym z grupy "Ponton". Tyle że tu takich sensacji nie znajdą.
Wykształcenie kierunkowe nie jest u nas podstawowym wyznacznikiem. Mamy szkolenia i warsztaty dla osób, które dołączają. One uczą się od seksuologów, ginekologów, trenerek kompetencji interpersonalnych. To, co dla nas bardzo ważne, to wiedza (pedagogiczna, psychologiczna, seksuologiczna), ale zależy nam także na tym, by osoby, które chodzą do szkół, same były w młodym wieku, bo to gwarantuje dobry kontakt z młodzieżą.
