W dyskusji nad projektem ustawy, która nakłada kary za prowadzenie zajęć z edukacji seksualnej w szkołach, najgłośniej było słychać głosy konserwatywnych polityków z klubów PiS i Sprawiedliwa Polska.
Krystyna Pawłowicz przekonywała, że obywatele musieli przygotować projekt ustawy z powodu „bierności władz państwowych”. Zarzuciła władzom, że nie wykonują swoich konstytucyjnych obowiązków i nie bronią dzieci oraz rodziny. – Nie mając mandatu w demokratycznych wyborach, propagują i forsują demoralizujące ideologie w oświacie, wprowadzając wyborców w błąd – mówiła z trybuny sejmowej.
Posłanka PiS oceniała, że edukacja seksualna to „propagowanie wśród dzieci, wbrew woli rodziców, w placówkach publicznych, zachowań seksualnych”. Zajęcia nazwała „wulgarnymi” i „pozbawiającymi dzieci wstydu”.
– To forma obrony dzieci i ich rodziców. Ochrona przed państwem – przekonywała. Wprowadzenie edukacji seksualnej do szkół nazwała „agresją środowisk pedofilsko-lewackich”. Oceniała, że nawet jeśli projekt nie jest doskonały, to Sejm powinien nad nim pracować.