Minęło 25 lat od powołania rządu Tadeusza Mazowieckiego. O tym, jak doszło do tego, że premierem został człowiek spoza PZPR i dlaczego Mazowieckiemu należy się łuk triumfalny, „Gazecie Wyborczej” opowiedział Adam Michnik.
Naczelny „GW” mówił o tym, że historia już przyznała rację
Mazowieckiemu. – Jeżeli dokonuje się tak wielka zmiana, to są ogromne oczekiwania, że manna z nieba spadnie, będzie cud. Obalimy komunizm i wszystko będzie na tip-top. Tak nie bywa. Tu można zrozumieć i Mazowieckiego, i jego ministrów – mówi
Michnik. Dodaje, że szef rządu i jego ministrowie byli ostrożni, bo zdawali sobie sprawę, że w kraju „jest wiele tykających bomb i trzeba się ostrożnie poruszać, bo jest zaminowane pole”. – (…) prawdopodobnie wiele rzeczy można było zrobić lepiej, ale to był pierwszy raz w historii, rozbrajanie tych min było cholernie trudne – mówi.
Zapytany o żale, które mógłby sformułować pod adresem rządu Mazowieckiego, mówi o jeg stosunku do Kościoła. – Był oczywiście trochę za miękki w stosunku do Kościoła. Ale Kościół nie był jeszcze tak agresywny, nie było jeszcze Tadeusza Rydzyka(...). Tadeusz całe życie był katolickim działaczem, pamiętał, jak w szkołach likwidowano religię. I gdy Kościół, podobno zresztą za sugestią papieża, zaczął się domagać jej powrotu do szkół, Mazowiecki uznał, że skoro temu narodowi religię zabrano, to on ją zwraca – mówi naczelny „GW”.