Amerykański Vogue ogłosił erę wielkich pup. Wszystko dzięki promowaniu kształtów takich „gwiazd”, jak J.Lo, Kim Kardashian, Nicky Minaj czy Iggy Azalea. Twierdzą, że ich gigantyczne pupy są dziełem matki natury, choć większość jest posądzana o powiększanie ich chirurgicznie. Z drugiej strony, patrząc na panującą powszechnie modę na diety i odchudzanie, kształty tych pań mogą się wydawać ponętne.
- Nie rozumiem, jak kobieta może chcieć mieć większy tyłek niż ma?!? - skomentowała to zjawisko Ola Zawadzka. Zgadzam się w stu procentach. Wielka pupa nie mieści się nie tylko w większość dżinsów, ale i krzeseł w kinie czy samolocie. Poza tym, możemy sobie tylko wyobrazić, że musi to być kawałek ciała dość ciężki do noszenia…
Kobiece kształty są bardzo seksowne. Tak dla oczu panów, jak i innych kobiet. Lubię patrzeć na zadbane kobiety o pełnych piersiach i pośladkach, które nie mają kompleksów. Wręcz przeciwnie - podkreślają swoje figury seksownymi sukienkami, nie wstydzą się nosić dekoltów i nie kamuflują bioder warstwami luźnych ubrań.
Ale jest pewna granica tego, co apetyczne i tego, co warto pokazać, a tyłki owych gwiazd, które teraz są na świeczniku, wydają się ją przekraczać. Oczywiście jest to moje subiektywne zdanie… I jeśli ktoś gołe wielkie tyłki oglądać uwielbia, no to mamy bardzo dobrą wiadomość: teraz będzie ku temu jeszcze więcej okazji!
Natura czy plastik?
Protoplastą owego zjawiska była Jennifer Lopez. Szeroki, potężny, postrzegany jako niezbyt zgrabny (na początku jej kariery) tyłek J.Lo, w końcówce lat 90. i na początku lat 2000 zrobił furrorę. Latynoska wokalistka, aktorka i tancerka, (jakiej dziedziny by nie ruszyła - istny geniusz estrady i srebrnego ekranu) eksponowała pośladki na swoich teledyskach, a także na czerwonym dywanie.
Projektanci tworzyli kreacje dla J.Lo, specjalnie podkreślające tył jej ciała. Eksponowała i promowała ją tak skutecznie, aż wreszcie - krytycy wielkiej pupy pani Lopez, zamienili się w jej fanów i uznali, że jest wspaniała! A sama gwiazda, jak twierdzą tabloidy, ubezpieczyła ów skarb na milion dolarów. A może nawet dwa: po jednym na każdy pośladek. Dziś o nich - J.Lo i jej pośladkach znowu głośno, bo gwiazda promuje swój najnowszy teledysk, który nagrała w duecie z kolejną posiadaczką pokaźnego siedzenia, Iggy Azaleą.
Zwiastun wygląda, jak większość klipów pani Lopez, na których to wije się eksponując wdzięki, ale dodatkowo na tym nagraniu - polewa się gęstą cieczą, obstawiam, że żelowym olejkiem.
Monstrualny tyłek Kim Kardashian, to jej znak rozpoznawczy. Atut, który gwiazdka reality show i pewnego porno nagrania, mocno eksponuje. Niektórzy twierdzą, że podobnie, jak twarz Kim, jej pośladki są raczej dziełem chirurgów, niż matki natury, ale patrząc na obfite rozmiary tej pani, posiadanie tak wielkiego siedzenia, nie jest niemożliwe.
Cała Kim jest duża, pytanie czy jeśli chodziłaby po polskich ulicach, a nie amerykańskich, w zwykłych butach a nie na 20 centymetrowych szpilkach nie postrzegalibyśmy jej jako osoby z nadwagą? Nie mniej, nie zmienia to faktu, że Kim Kardashian zarabia na swoim ciele (bo przecież nie intelekcie) miliony dolarów. I nie dość, że podoba się wielu mężczyznom, to jeszcze znajduje coraz większe grono naśladowczyń.
Nicky Minaj, to postać, jak dla mnie z kosmosu. Która to karierę zrobiła na komiksowym wręcz wyglądzie i groteskowych teledyskach, gdzie cała uwaga skierowana jest na jej…pupę. W przypadku tej gwiazdy ściema pod tytułem „tak mnie Pan Bóg stworzył” nie wchodzi w rachubę, bo plastikiem bije wręcz po oczach. Dla mnie i moich przyjaciół dresiarski styl Nicky Minaj i jej monstrualnie wielki tyłek jest groteskowy, brzydki, wygląda jak nadmuchany.
Ale okazuje się, że niestety niektórym podoba się on do tego stopnia, że młode dziewczyny, m.in. w Wenezueli (gdzie panują inne kanony urody, a wystające pupy są umiłowane), także z biednych rodzin - robią sobie operacje plastyczne, dają pokroić swoje pośladki i wstawić implanty - żeby mieć dokładnie takie wielkie, jak te u pani Minaj. Poprawianie swojej urody według takich kanonów jest dość niebezpieczne.
Podobnie, jak to, że popadamy ze skrajności w skrajność. I tuż po chudych anorektycznych wzorcach prezentowanych przez top modelki, nagle zaczynamy szaleć za wielkimi, napompowanymi kształtami, jak z raperskiego teledysku. Gdzie trzęsące się pośladki i potężne, jak arbuzy biusty, są ważniejsze niż cokolwiek, tak od strony wizualnej, jak i artystycznej. I to jest przerażające! I ohydne! Umiar jest dobry we wszystkim. I chyba w dzisiejszych ulegających modom czasach najbardziej tego umiaru brak.
Bo jeżeli nawet jesteśmy fanami lub fankami kobiecych kształtów, pytanie czy dekolt ma się kończyć na wysokości pępka, a obcisła spódnica niemal pękać na pośladkach? Wówczas na własne życzenie stajemy się obiektem seksualnym. Część kobiet to uwielbia - tak sądzę patrząc na ich sposób ubierania się - i nikt im tego nie powinien zabraniać.
Ale niech nie dziwi później fakt, że nie rozmawiamy o ich talencie, intelekcie czy innych potencjalnych zaletach. Koncentrujemy się na tym co na maksa podkreślają i eksponują. Czyli czterech literach...I takie nasze prawo, bo jesteśmy społeczeństwem wizualnym, które odczytuje i ocenia rzeczywistość oczami.
Jednocześnie od nadmiaru nagich lub półnagich pośladków i biustów, tak kobiety, jak i mężczyzn w pewnym momencie dopada już znieczulica. Wyskakują z telewizora, komputera i telefonu. Może osiągniemy taki pułap bezemocjonalnego ich postrzegania, że podniecać nas będą właśnie te zakryte, które pozostawiają choć odrobinę tajemnicy? A do tego niekoniecznie w rozmiarze XXL.