Ten, kto nigdy nie organizował imprezy masowej nawet nie wyobraża sobie, jak bardzo trzeba się natrudzić, aby dopiąć wszystko na ostatni guzik. Aby to zrobić, czasem trzeba nie tylko naciągać prawo, ale nawet je złamać, aby tylko spełnić oczekiwania artystów. A te, choć nigdy nie pojawiają się oficjalnie w tzw. riderze, są najczęściej bardziej, niż pewne.
– Nigdy nie spotkałem się z tego typu dziwnymi zamówieniami, więc raczej panu nie pomogę – słyszę od jednego z prywatnych organizatorów koncertów zagranicznych gwiazd. Podobnie reagują wszyscy, do czasu gdy mają wypowiadać się oficjalnie. Sytuacja całkowicie zmienia się w momencie, gdy zastrzegam, że gwarantuję pełną anonimowość swoim rozmówcom.
– W każdej firmie impresaryjnej jest taki człowiek od powiedzmy sobie "brudnej roboty" – słyszę od Michała, który od lat jest związany z organizacją imprez masowych. Jak mówi, widział już chyba wszystko, choć w tej branży nie o wszystkim się mówi, a już na pewno nie pisze. Człowiek od brudnej roboty ma zadania, które oficjalnie nigdzie nie mogą zostać ujawnione, pomimo że wszyscy w branży wiedzą, że bez nich nie odbyłoby się wiele koncertów zagranicznych gwiazd w Polsce. Wielu artystów nie rozumie, dlaczego w Polsce palenie marihuany jest sprowadzone do podziemia.
Tajemnica poliszynela
Michał mówi wprost, że organizatorzy imprez, zarówno ci prywatni jak powiązani z funduszami publicznymi, spełniają ciche życzenia gwiazd. – W przypadku artystów zagranicznych dosyć częste są życzenia dotyczące marihuany, czy koksu. W przypadku polskich gwiazd raczej chodzi o alkohol niż twarde używki. Stoi zawsze w garderobach gwiazd, nawet na imprezach miejskich – słyszę od swojego rozmówcy. I choć organizatorzy nie mogą oficjalnie rozliczyć tego typu "zakupów", są one tajemnicą poliszynela świata kultury.
Oficjalne życzenia gwiazd są ustalane przez strony w postaci tzw. riderów, o których absurdzie pisaliśmy już w naTemat. Jak mówi Michał, jedna z polskich gwiazd pop ma w riderze nawet ręczniki w odpowiednim kolorze. – Jeden z polskich managerów wpisuje do ridera tylko żółte M&M's . Ma to być test, czy organizator czyta rider gwiazdy – wyjaśnia. Jednak to, co stanowi warunek sine qua non dla wyjścia gwiazdy na scenę, najczęściej nigdy nie trafia do rideru.
– To rodzaj szantażu – mówi Piotrek, który także zajmuje się organizacją imprez w jednym z dawnych miast wojewódzkich. – Musisz załatwić im wszystko. Jedna sprawa, to kwestie riderowe, do których można się przygotować. Wielu rzeczy dowiadujesz się jednak dopiero na miejscu, bo żaden agent nie napisze ci przed koncertem, że znana wokalistka potrzebuje dwa giety koksu, bo bez tego w ogóle nie wyjdzie ci na scenę – słyszę od Piotrka.
Kokaina i valium
Mój rozmówca najczęściej spotyka się z mniej znanymi producentami muzycznymi, więc zamówienie w postaci narkotyków pojawia się niemal za każdym razem. Dużo zależy jednak od rodzaju muzyki, jaką wykonuje dany artysta. – Jak ktoś gra reggae to z góry wiadomo, że trzeba mieć dla nich przynajmniej piątkę palenia jak tylko przyjadą – mówi doświadczony organizator.
Przeważnie jednak zamówienie pada dopiero po przyjeździe do hotelu. Piotrek wspomina sytuację, gdy w środku nocy musiał zorganizować valium dla pewnego brytyjskiego muzyka. – Okazało się, że był uzależniony od tego środka. W jego środowisku jednego dnia bierze się koks, a następnego dnia zażywa valium aby poradzić sobie z zejściem – wyjaśnia Piotrek. Dopóki "gwiazdor" nie dostał valium, nie potrafił się uspokoić.
Nietypowe zachcianki dotyczą także tak zwanych "gwiazd światowego formatu". To właśnie ich menedżerowie informowali, że koncertu nie będzie, dopóki oni lub ekipa nie dostaną jointów.
Polish speed
Problem zaczyna się wtedy, gdy zachcianki muszą spełniać pracownicy "budżetówki". Tam wylicza się każdy grosz, dlatego organizatorzy muszą brać pieniądze od gości (czego raczej się unika) albo koszty ponoszą pracownicy z własnej kieszeni. – Niestety, musisz to zrobić, jeśli zależy ci, aby wszystko wyszło dobrze – mówi Piotrek. Tym bardziej, że przełożeni najczęściej nie są w stanie zrozumieć, że dostarczenie narkotyków jest po prostu konieczne.
Kolejny problem pojawia się wówczas, gdy dana instytucja organizuje koncert w innym mieście, niż mieszkają jej pracownicy. – Wtedy musisz uruchamiać dalekie znajomości. Dzwonisz do kogoś, ta osoba jeszcze do kogoś, kto zna jeszcze kolejną osobę. Znam przypadek, że organizator kompletnie nie miał skąd załatwić palenia, a menadżer gwiazdy powiedział wprost, że w takim razie koncertu nie będzie – słyszę od Piotrka.
O ile zagraniczni artyści oczekują najczęściej marihuany, to wieść o niebywałych właściwościach polskiej amfetaminy sprawiła, że bardzo często to właśnie ona jest zamawiana w trakcie wizyty. – Bardzo dużo artystów chce spróbować polskiego speeda, bo za granicą krążą legendy o jej wyjątkowej jakości – stwierdza mój rozmówca. Przyjezdni słyszą, że polski narkotyk jest bardzo mocny, a przy tym tani. – Regułą jest, że nawet jak ktoś żąda czegoś cięższego, to i tak trzeba mieć też zioło aby mieć je na zwałę – mówi.
W środowisku muzycznym krąży anegdota jak to zagraniczna gwiazda, zespół Cypress Hill poprosiła o wyłączenie czujników dymu i spryskiwaczy w ich garderobie. Organizator oczywiście spełnił prośbę, co niestety odbiło się na jakości koncertu. Akustyk zespołu ponoć nieźle odlatywał podczas koncertu.