
- Może zarazimy się wzajemnie naszymi światami - przekonywał Wojewódzki Terlikowskiego m.in. do zapalenia marihuany i pójścia na koncert Behemotha. Znany showman próbował prowokować Terlikowskiego wiele razy, ale prawicowy publicysta pozostawał spokojny.
REKLAMA
"Wojna światów" - tak Kuba Wojewódzki zapowiadał program z udziałem Tomasza Terlikowskiego. Wojny jednak nie było, chociaż prowadzący poruszył chyba każdy kontrowersyjny temat: narkotyki, seks, masturbacja czy homoseksualizm.
Publicysta nie dawał się sprowokować i na niektóre "wyznania" Wojewódzkiego odpowiadał jedynie, że "nie jest księdzem i nie chce słuchać zwierzeń". Prowadzący próbował wyciągnąć pikantne szczegóły z życia swojego gościa, pytał m.in. o przygody z dziewczynami i bycie łobuzem. Terlikowski nie zdradzał jednak nic, czego wcześniej nie opisałby w swoich felietonach czy udzielonych wywiadach.
Terlikowski nie zgodził się też na układ zaproponowany mu przez Wojewódzkiego. Showman miałby pójść na pielgrzymkę, a publicysta zapalić marihuanę. - Odmawiam z prostego powodu: pójście na pielgrzymkę jest legalne, a palenie marihuany nie - odpowiedział krótko gość programu. Prowadzący próbował skusić go jeszcze koncertem Behemotha, ale i tutaj jego rozmówca nie wykazał entuzjazmu. - Mam słabe uszy - śmiał się Terlikowski. Prawicowiec zaproponował w zamian, że jeśli gospodarz programu w ciągu czterech lat nawróci się i zostanie ojcem, to Terlikowski będzie ojcem chrzestnym dzieci.
Niestety, choć było momentami i śmiesznie, i poważnie, to na pewno rozmowa Kuby Wojewódzkiego z Tomaszem Terlikowskim nie była hucznie zapowiedzianą "wojną światów".