Miało być tak. Kowalski z Nowakówną sprowadzają się do Warszawy. To ich pierwsza praca, mało zarabiają, takim kredytu pod hipotekę nikt nie da. Wynajem kawalerki za 1500 zł, zjada im sporą część budżetu. Na szczęście jest Bank Gospodarstwa Krajowego i rządowy program tanich mieszkań na wynajem.
Świeżo upieczeni warszawiacy przeprowadzają się do dwupokojowego mieszkania, urządzonego, z kuchnią i AGD. Bez stresu o warunki lokalowe wychowują dzieci, a czynszu płacą mniej niż prywatnemu sknerze. Nie są niewolnikami kredytu we franku, więc jak im się Warszawa znudzi to wyjadą do Krakowa, Gdańska albo po latach wrócą do siebie.
Tyle prospektu BGK i obietnic polityków. Jak jest? Prezes ogólnopolskiej firmy deweloperskiej zdradza kulisy: – Kiedy BGK ogłosił, że będzie skupował mieszkania na wynajem przeszukałem swoje zasoby. W Gdańsku mam trzy gotowe domy. Tanie, 3700-3900zł za metr, przy obwodnicy Trójmiasta. Idealne na tani wynajem – opowiada deweloper. I srogo się zawiódł. BGK nie był bowiem zainteresowany transakcją. – Wybrzydzali, że źle położone, nie takie jak chcą i tak dalej – opowiada biznesmen.
A kalkulował sukces, bo w promocji 55-metrowy lokal kosztuje 215 tys. BGK ogłosił, że ma 5 mld złotych na 20 tys. mieszkań, wychodzi więc średnio 250 tys. zł. Można się było dogadać.
Jak u siebie
Jasne, że nie o to chodzi, żeby BGK skupował wszystkie niesprzedane mieszkania i domy w Polsce robiąc dobrze biznesowi. Ale skoro są sprzedający i podobno jest kupujący to dlaczego program wciąż nie działa?
Prezes-deweloper diagnozuje, że i ten program może obrócić się w "kamieni kupę". Jeśli BGK nie chce kupować mieszkań na peryferiach, to nie będą one tanie w najmie. Z kolei te w dobrych lokalizacjach budowlańcy sprzedadzą na rynku swoim klientom, i to bez łaski rządowej agendy. Taką politykę ma jedna z największych firm na rynku Dom Development – Znamy się na budowie i sprzedaży mieszkań. Nie wchodzimy w ten biznes – mówią jej przedstawiciele.
Z kolei gdyby fundusz mieszkaniowy BGK chciał zlecać budowę mieszkań w dobrych lokalizacjach dużych miast, będzie to powrót do absurdów mieszkań komunalnych. Przy Nowym Świecie, najdroższej handlowej ulicy w Polsce, wciąż są komunalne lokale gdzie czynsz wynosi 500-800 złotych miesięcznie. Odziedziczysz po babci prawo do takiego mieszkania, to jakbyś wygrał milion w totka. Podobnie na Marszałkowskiej, gdzie kwitnie proceder podnajmu mieszkań komunalnych kancelariom prawniczym czy firmom.
Chcemy, będziemy
Czego więc chce BGK? Prezes Dariusz Kacprzyk w styczniu obiecał, że do końca września, a już na pewno do końca roku, zaoferuje pierwsze tanie czynszówki. – Zaczęliśmy już dialog z deweloperami, z tymi, którzy posiadają ziemię, by pierwsze inwestycje zostały zrealizowane jeszcze w tym roku. Będziemy kupować i w centrum, i na przedmieściach. Chcemy mieć zdywersyfikowany portfel, żeby zaspokoić gusta i oczekiwania różnych osób zainteresowanych najmem - powiedział w wywiadzie dla RMF24.pl. Wcześniej na antenie Polskiego Radia mówił o kilkuset mieszkaniach dostępnych na początku 2014 roku.
Dziś BGK twierdzi, że "prowadzi intensywną i złożoną analizę kilku najbardziej zaawansowanych projektów mieszkaniowych". Podpisał umowy na zakup 680 lokali. Nie podaje z kim i gdzie. Być może w tym roku udostępni je na rynku. Konrad Płochocki, dyrektor generalny Polskiego Związku Firm Deweloperskich mówi, że jeśli państwowy fundusz chce zlecać firmom budowę mieszkań, to pierwsze powstaną w 2015 roku. Póki co z całej akcji na czas wyrobił się tylko "deweloper" strony internetowej. Jakusiebie.pl - działa od kilku dni, a jakże, tylko mieszkań nie ma.