Podłoga jak w piwnicy, syf, wanna z tajemniczą rurą i do tego brudna deska stojąca cicho w kącie. To, niestety, opis mieszkania do wynajęcia w Warszawie, w centrum, w XXI wieku. Koszt: 1500 zł + prąd, woda i gaz. Za tę samą cenę można wynająć całkiem nowe i ładne mieszkanie, również w centrum. Ale agencje nie wstydzą się oferować nawet "nor". - Nabywcy się znajdą. Gdyby ich nie było, nie byłoby takich ofert – mówi przedstawicielka agencji nieruchomości.
Norę widoczną na zdjęciu powyżej wrzuciła moja koleżanka na Facebooka. Z podpisem: "fajne, przytulne mieszkanie w samym centrum". Mieszkanie nie jest ani przytulne, ani tym bardziej fajne. O ile zdjęcia drugiego pokoju – prawie pustego – nie straszą, to pokazane powyżej zniechęciłoby pewnie każdego. O cenie nie wspominając.
"Trudno odmówić"...
Ogłoszeń z podobnymi norami jest sporo. Większość właścicieli już się nauczyła, że nie można brać kokosów za warunki pamiętające wprowadzenie stanu wojennego, więc mieszkania remontują lub przynajmniej odświeżają. Ale wciąż wielu jest takich, którzy się tym kompletnie nie przejmują i wystawiają prawdziwe horrory najmity. Pomagają im w tym agencje, które nie widzą nic złego w oferowaniu ludziom niezbyt godnych warunków za całkiem godne pieniądze.
Kolejne mieszkanie: Kraków, Nowa Huta. 800 zł + 450 zł czynszu, razem wychodzi 1250 złotych. Sporo, ale dostajemy 2 pokoje, 56 m.kw. Z mieszkaniem wszystko byłoby w porządku, gdyby nie jedno – na jednym ze zdjęć widać odpadający tynk ze ścian i wystające cegły, brud na suficie, wszystko wygląda, jak by miało się zaraz rozpaść. Co na to agencja?
- Ten mały pokoik, gdzie ściany wyglądają na odrapane, został zrobiony przez syna właściciela i te ściany są w ten sposób stylizowane – wyjaśnia mi przedstawiciel agencji Emmerson, która wystawiła ogłoszenie. Gdy pytam, czy agencja nie boi się, że takie zdjęcie zniechęci potencjalnych najmitów, słyszę, że akurat właściciele mieszkają w Belgii, zgłosili się do biura, mieli 2 dni na ogarnięcie całej sprawy. - Trudno w takiej sytuacji powiedzieć klientowi, że agencja nie przyjmie jego oferty – słyszę od mojego rozmówcy.
Niektóre agencje przyzwoite?
Jednocześnie przedstawiciel Emmersona zapewnia, że takich prawdziwych nor jego agencja nie wynajmuje. - Nie przyjmujemy mieszkań poniżej pewnego standardu, bo dla biura to nieopłacalne. W swojej bazie nie mamy takich "nor" – zaznacza pracownik agencji.
Mimo to, sprawdzam, czy za 800 złotych można w Krakowie dostać coś lepszego przy 2 pokojach i podobnym metrażu. Jest trudno, ale to nie niemożliwe – trafiam na kilka mieszkań, które wyglądają na schludne, choć luksusów nie oferują. Na pewno jednak nie wyglądają na rozpadające się. Szczególnie ciekawe jest zrezygnowanie z Nowej Huty na rzecz osiedla Prokocim, na którym znalazłem 70m2 mieszkanie z całkiem nowym wyposażeniem i umeblowane.
"Nabywca się znajdzie"
Wygląda więc na to, że agencje, nawet jeśli oferują coś o niskim standardzie, nie opuszczają dużo cen. Choć Klaudia Szymczak z agencji ABRA przekonuje, że w przypadkach takich mieszkań "cena odpowiada standardowi". Słyszę to, gdy pytam o "bardzo jasne i ciepłe" i z "jasną kuchnią" (za ogłoszeniem) mieszkanie we Wrocławiu. - Gdyby nie było nabywców, nie byłoby takich ofert – podkreśla moja rozmówczyni.
- Kto szuka czegoś innego, na to nawet nie spojrzy. Ale biuro nieruchomości dostaje bardzo różne oferty, również spadkowe. Profesjonalizm i kultura nie pozwalają powiedzieć klientowi, że odrzucam jego ofertę, bo ma za niski standard – wyjaśnia mi Szymczak. Jak podkreśla, mieszkania są różne: ładne i brzydkie, na co nie zawsze ma się wpływ, ważne jednak, by cena była adekwatna.
Właściciele brzydkich chcą za dużo?
Niestety, problem polega właśnie na tym, że ceny rzadko kiedy są adekwatne do standardu tych nor. Wrocławski lokal to koszt 920 zł + opłaty. W zasadzie od ręki znalazłem tańsze i większe o 14 m2 mieszkanie, które wygląda na nieco wyższy standard niż proponowane przez ABRA. A przede wszystkim nie przypomina mrocznego pokoju w jakimś zakładzie karnym. Cena to 850 zł + rachunki. Pytanie tylko: czy to cena tego "lepszego" jest za niska, czy cena tego "gorszego" za wysoka?
Na to pytanie agencje już raczej nie odpowiadają. Gdy zapytałem o to przedstawiciela jednego z większych warszawskich biur nieruchomości, nieoficjalnie wyjaśnił to krótko: - Mieszkania od agencji zawsze będą nieco droższe, więc teoretycznie podobny, a nawet lepszy standard, można zawsze znaleźć wynajmując bezpośrednio u właściciela. Agencje muszą wynajmować za cenę, która im się opłaci.
Ta zasada zdaje się sprawdzać we wszystkich przypadkach. Kolejna nora, tym razem z Krakowa. Wystarczy jedno zdjęcie łazienki bym wiedział, że 900 złotych za tę 34-metrową kawalerkę na pewno nie zapłacę. Brud w brodziku, na ścianach i prysznicu skutecznie odstrasza. Niestety, agencja je wystawiająca nie znalazła czasu na rozmowę ze mną. Lepszą propozycję w Krakowie znaleźliśmy już wcześniej.
Wspomniana na samym początku nora w Śródmieściu w Warszawie też kosztowała niebotyczne wręcz pieniądze: 1500 zł + rachunki. Za tę samą kwotę da się bez problemu znaleźć inne, lepsze mieszkania, również w centrum Warszawy lub w pobliżu. Przykład: jasne mieszkanie na Muranowie, 40 m.kw., dwa pokoje, kuchnia i łazienka. Zadbane, schludne. Cena taka sama, co za norę ze Śródmieścia albo inną norę, tym razem na Bielanach, przy ul. Wrzeciono. Po zdjęciach widać, że mieszkanie jest stare i od dawna nikt się nim nie zajął, a łazienka może autentycznie straszyć szpitalnym stylem. O tyle dobrze, że wszystko wygląda na zadbane.
I o ile zaoszczędzić pieniądze i znaleźć lepszą ofertę nie jest trudno – wystarczy uciekać od brudu i rozpadających się nor i długo szukać – to już zaoszczędzić czas na oglądaniu ruder jest trudno. Większość agencji bowiem nie ma oporów przed tym, by nawet wymagającym klientom pokazywać nory – co przydarzyło się właśnie znajomej, która norę z artykułu aż wrzuciła w akcie oburzenia na Facebooka.
Najmici mówią: dość!
Podobnie wkurzeni są najmujący z Trójmiasta, którzy zamieścili apel do właścicieli mieszkań.
Niestety, obawiam się, że nawet taki apel niewiele przyniesie. Przecież "nabywca zawsze się znajdzie".
Oferty, jakie tu zamieszczacie, bywają żenujące, a wasza wyobraźnia jest abstrakcyjna. Otóż pragniemy was poinformować, że młodzie ludzi, którzy muszą coś wynająć, zarabiają małe pieniądze, inaczej wzięliby kredyt, kupili swoje. Nie są w stanie zapłacić wam wygórowanych cen za wynajem nieumeblowanych albo wpół wyposażonych, albo tragicznie wyposażonych mieszkań, które są zaniedbane i niejednokrotnie budzą wątpliwości co do bezpieczeństwa, do tego średnio czynsz 400-600 zł plus media: woda, gaz, prąd i Internet, czyli ok. 300 zł. A za umeblowane, wyposażone i czyste to już oczekujecie cen z Hiltona.
Jeśli oferuje się coś za takie pieniądze, to wyobraźcie sobie, że wypadałoby w to zainwestować, a nie ośmieszać się zdjęciami albo pokazami swoich klitek i prowadzić bezczelny wyzysk. Pragniemy was również poinformować, że propozycja przeprowadzenia wam remontu z wykorzystaniem najmujących jako darmowej ekipy remontowej za pieniądze, których żądacie co miesiąc jest szczytem waszej arogancji. Beznadzieja z wami.