Ola Lazar siedem lat temu stworzyła największy polski serwis z recenzjami restauracji. Dziś ogłosiła, że Gastronauci zostali sprzedani i dołączają się do międzynarodowego portalu zomato.com. Kim jest kobieta, która pokazała milionom Polaków, gdzie jeść?
– Bardzo nie lubię, gdy ktoś mnie pyta o moje pozakuchenne zainteresowania. Bo wiem, że tak naprawdę nie mam ich wiele – mówi mi kobieta, która znakomicie orientuje się w nowych technologiach, przed wyjazdem do Tanzanii specjalnie nauczyła się suahili, płynnie mówi po hiszpańsku, francusku, nie wspominając o takiej oczywistości jak angielski. Do tego kompletu teraz chce dołączyć włoski.
Zaczytuje się we włoskich kryminałach oraz amerykańskich nowościach wydawniczych z dziedziny psychologii, biznesu i produktywności. Interesuje ją medycyna naturalna, uczyła się masażu shiatsu, pasjonują ją podróże. Lubi oceniać, katalogować, robić zestawienia.
– Jestem bałaganiarą, ale bardzo doceniam porządek. I sporą przyjemność sprawia mi świadomość, że łatwo mogę wszystko ogarnąć. Moje życie składa się z cykli. To wieczna kosmogonia bałaganu i ładu – śmieje się Ola Lazar.
Nazwa Gastronauci powstała właśnie dzięki odpowiednio skatalogowanej kolekcji książek kucharskich. – Od liceum zbierałam i czytałam takie wydawnictwa. Gromadziłam je w biblioteczce. Któregoś dnia kiedy obok niej przechodziłam, w oko wpadł mi tytuł „The Gastronaut” Stefana Gatesa. Wtedy stało się dla mnie jasne, jak chcę nazwać mój serwis – opowiada Ola Lazar.
Królik w musztardzie
Ale zanim powstał mit założycielski Gastronautów, a Ola uczyniła legendarny kurs wzdłuż biblioteczki, kuchnia w jej życiu grała bardzo ważną rolę.
– Lubiłam książki kucharskie i lubiłam gotować – zaznacza. Ola pochodzi ze Śląska i bliskie są jej potrawy tamtego regionu, tym bardziej że babcia była rdzenną Ślązaczką. Drudzy dziadkowie też mieszkali na Śląsku, ale byli napływowi i serwowali tradycyjne polskie dania. Jako nastolatka Ola miała więc dostęp do różnych smaków, ale przede wszystkim do dobrych produktów. – Jedni dziadkowie hodowali króliki i gęsi, a drudzy kury i nutrie. Jedliśmy np. rewelacyjne kiełbasy z nutrii, a ja w domu robiłam królika w musztardzie wg przepisu z francuskiej książki kucharskiej. To brzmi może lekko snobistycznie, ale to były po prostu dwa łatwo dostępne składniki – tłumaczy mi założycielka Gastronautów.
Francuska książka kucharska też była nieprzypadkowa, Ola jeszcze jako dziecko zakochała się w tym kraju przy okazji wizyty u rodziny w Burgundii, gdzie wyemigrował jej pradziadek. Po powrocie do domu z przepisu znalezionego w podręczniku do francuskiego nastoletnia Ola piekła dla znajomych quiche lorraine.
Maile na papierze
Zawsze interesowała się nowymi technologiami, ale mimo wszystko poszła na SGH. – Wiesz, nawet przez moment zastanawiałam się nad informatyką, ale kiedyś nie było komórek, maili, start-upów, więc ten kierunek nie wydawał się sexy – śmieje się. – Poza tym nie byłam na tyle mocna z matematyki, by poradzić sobie na tym wydziale – dodaje. Studiowała na zarządzaniu i marketingu oraz stosunkach międzynarodowych, pracę magisterską obroniła tylko z zarządzania. Uczęszczała jeszcze na iberystykę, ale jej nie skończyła. Tłumaczy mi, że kiedy po maturze miała trzymiesięczne wakacje, sama przerobiła cały podręcznik do hiszpańskiego, więc na uniwerku na dzień dobry zaproponowali jej drugi rok. Zrobiła też studia podyplomowe we Francuskim Instytucie Zarządzania.
Ale nowymi technologiami nie przestała się interesować. – Pamiętam domenę plearn.edu.pl i maile drukowane na papierze z perforowanymi marginesami. Odbierałam je ze specjalnej szufladki w jednym z uniwersyteckich budynków przy Krakowskim Przedmieściu. Nie byłam nerdem, to wszystko interesowało mnie na poziomie użytkownika – tłumaczy. – Pracowałam w banku, w Canale +, Francuskiej Izbie Handlowej – to były fajne prace, stabilne i dobrze płatne. Jednak wciąż czułam, że to nie to końca to – opowiada.
Zaczęła więc pisać o kuchni i restauracjach do gazet oraz wydawać książki kucharskie. – Nie rzuciłam etatu z dnia na dzień, ale w końcu zdecydowałam się zostać wolnym strzelcem. To był przyjemny, spokojny czas, chociaż muszę przyznać, że niewygodnie było mi z tym, że nie mam wpływu na stawki proponowane mi przez wydawców (one nie podlegały negocjacji), a przelewy przychodziły nieregularnie. Poczułam, że to praca nie do końca zgodna z moim temperatmentem, tęskniłam za biznesem - mówi Ola. W tym czasie jej znajomi otworzyli serwis z przepisami kulinarnymi MniaMniam.pl. Wtedy zorientowała się, że to nie święci garnki lepią.
Inspiracja z Nowego Jorku
– Mówiłam ci już, że mimo iż jestem bałaganiarą to lubię porządek? Stworzenie Gastronautów wynikło właśnie z potrzeby ładu. Dzisiaj może się to wydawać niesamowite, ale kiedyś nie było miejsca w sieci, gdzie można byłoby znaleźć następujący wykaz: to są wszystkie knajpy hinduskie w Warszawie, a tu powstała nowa restauracja. Jako krytyczce kulinarnej bardzo mi tego brakowało. A znałam zagraniczne serwisy, które robiły takie zestawienia – opowiada.
Największą inspiracją stał się dla niej amerykański serwis zagat.com. W 1979 roku małżeństwo Tim i Nina Zagatowie zaczęli drukować kwestionariusze do oceny restauracji w Nowym Jorku i rozdawać je znajomym. Stworzyli też 25-stopniową skalę oceniania knajp, za pomocą której można było punktować jedzenie, wystrój i atmosferę lokalu. Te rankingi przyczyniły się do powstania małych czerwonych przewodników, które zaczęli wydawać. Dziś są one dostępne na każdym rogu w Nowym Jorku. Kiedy internet zaczął stawać się popularny małżeństwo zdecydowało się założyć witrynę zagat.com i umożliwić internautom ocenianie kulinarnych miejsc na mapie Nowego Yorku. Ich serwis zdobył ogromną popularność. – Tak wielką, że w 2011 roku witrynę wykupiło Google – dodaje Ola z uśmiechem. Za 151 milionów dolarów.
Portal w Excelu
W Gastronautów zainwestowała wszystkie swoje oszczędności. – To było raptem 10 tys. złotych, ale równocześnie całe moje finansowe zabezpieczenie. Chociaż z drugiej strony łatwiej było chyba zaryzykować taką kwotę niż np. 200 tys. zł. – dodaje. Ola widziała, że jest potrzeba rynku, oraz że na świecie istnieją już takie serwisy i sobie radzą. W zaprojektowaniu serwisu pomógł oczywiście Excel.
– Zrobiłam sobie schemat strony – w tej komórce logo, w innej lista miast, w kolejnym miejscu artykuły. Kolorowałam te komórki i uzupełniałam je o treści. I w ten sposób zrobiłam kilka wersji stron. Graficzka zaprojektowała szatę graficzną, a programista zakodował. Dzisiaj już się tak nie robi – zatrudnia się specjalistę od UX (User Experience) – śmieje się. Jednak wersja, która powstała w arkuszu kalkulacyjnym, miała jej przynieść sukces.
Szalony rok
Kiedy serwis był już prawie gotowy Ola ruszyła z akcją marketingową. – Prowadziłam blog o kuchni, który był dość poczytny. Podgrzewałam atmosferę i dawałam moim czytelnikom kontrolowane przecieki dotyczące tego, że niebawem wystartuję z ciekawym przedsięwzięciem. Kiedy Gastronauci ruszyli, wysłałam też mail do moich znajomych, by pokusili się o kilka recenzji.
– Po trzech miesiącach na stronie był naprawdę duży ruch, a ja czułam się usatysfakcjonowana – wspomina. – Dodatkową promocję zafundowała mi Gazeta Wyborcza, po tym jak wysłałam do nich informację prasową. Artykuł o portalu umieścili tuż obok recenzji Macieja Nowaka. Chyba nawet nie zdają sobie sprawy z tego, jak mi pomogli – śmieje się. Od tego momentu liczba użytkowników serwisu zaczęła gwałtownie rosnąć.
– Nagły wzrost był dla mnie zaskoczeniem, ale przez ten rok miałam tak dużo pracy, że nawet nasz sukces mnie tak nie oszołomił. Cała treść, rozwijanie strony, szukanie partnerstw – to wszystko było na mojej głowie. Przez prawie rok robiłam wszystko sama. I to był ciężki czas, który tak naprawdę słabo pamiętam. Wstawałam rano, siadałam do biurka i do wieczora pracowałam z domu. Biuro mamy dopiero od czterech lat, teraz zespół liczy 10 pracowników i współpracowników – opowiada.
Najlepsze naleśniki w mieście
Portal był odkryciem zarówno dla klientów restauracji, jak i właścicieli knajp. – Na początku traktowali nas niezbyt poważnie. Wydawało im się, że jeśli wyślą mi mail, że mam skasować negatywną recenzję, to zrobię to bez wahania – mówi Ola Lazar. Od założycielki portalu dowiaduję się także, że niektórzy restauratorzy ciekawie motywowali swoje żądania. „Proszę usunąć negatywną recenzję, bo klient pisze, że naleśniki były niesmaczne, a nasze naleśniki są najlepsze w mieście!” - brzmiał jeden z maili. Nie obyło się bez straszenia sądem i proszenia o cennik pozytywnych recenzji oraz kwoty, jakich właścicielka żąda za kasowanie negatywnych.
– Oczywiście taki cennik nigdy nie istniał – podkreśla Lazar. Bywały też krzepiące historie. – Pamiętam jak właścicielka jednej z warszawskich cukierni zadzwoniła do mnie całkowicie przerażona. Powiedziała, że przeczytała negatywne recenzje o swoim lokalu i że zupełnie nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo go zapuściła. Oznajmiła, że robi generalny remont i poprosiła mnie, żebym do niezadowolonych klientów w jej imieniu wysłała mail z zaproszeniem na oficjalne otwarcie odnowionej cukierni. Takich przypadków było więcej – dodaje Ola.
Dziecko idzie do szkoły
– Od pierwszego roku działania serwisu miałam różne oferty dotyczące sprzedaży Gastronautów. Przez dłuższy czas w ogóle mnie nie interesowały. Myślałam, że z tą stroną zwiążę się już na zawsze. Równolegle stworzyłam portal stoliczku.pl do rezerwowania miejsc w restauracjach online, ale nie mogłam poświecić mu tyle czasu, ile chciałam – opowiada.
Jednak wkrótce Gastronauci staną się częścią międzynarodowego portalu zomato.com wywodzącego się z Indii, a wspieranego m.in. przez amerykański fundusz Sequoia Capital. Obecnie działa on w 15 krajach, Polska będzie 16. państwem, do którego wchodzi Zomato. Niedługo ma być obecny w 22. – Rynek serwisów z recenzjami na całym świecie się konsoliduje, duże serwisy skupiają mniejsze, dzięki czemu te ostatnie korzystają z ich zaplecza technologicznego i marketingowego i mogą odważniej myśleć o rozwoju. Czuję się trochę tak, jakbym wysyłała odchowane dziecko do pierwszej klasy i myślę, że jest ono na to gotowe – dodaje.
Podkreśla też, że pod swoimi skrzydłami zachowuje innego niemowlaka czyli stoliczku.pl. Po szaleństwie związanym z Gastronautami Ola robi porządek. Zwolniła, musi odpocząć. Ale jak już mówiła, jej życie to nieustanna kosmogonia bałaganu i ładu. Niebawem znowu namiesza. W jaki sposób? Nie chce powiedzieć – na pewno będzie to miało związek z kuchnią.
Zomato popularny internetowy serwis poświęcony wyszukiwaniu restauracji i dostarczający szczegółowych informacji o ponad 260000 restauracji w 16 krajach ogłosił dzisiaj, że przejął serwis Gastronauci.pl - najpopularniejszą wyszukiwarkę restauracji w Polsce. Jest to już 4 przejęcie zrealizowane przez Zomato w okresie ostatnich 3 miesięcy.
Deepinder Goyal, założyciel i dyrektor naczelny Zomato, powiedział: "Ola i zespół z serwisu Gastronauci stworzyli doskonały produkt, który jest bardzo dobrze rozpoznawalny w Polsce. Bardzo cieszymy się, że serwis Gastronauci.pl przyjął zaproszenie do dołączenia do rodziny Zomato. Zomato i Gastronauci będą wspólnie budować najlepszą platformę łączącą użytkowników i branżę restauratorską. Bardzo cieszymy się, że będziemy pracować wspólnie nad zintegrowanym produktem łączącym naszą technologię z ugruntowaną pozycją serwisu Gastronauci w Polsce”. Zespół Gastronauci będzie ściśle współpracował z zespołem Zomato.