Fantastyczne wizje międzywojnia to nie tylko "Metropolis" Fritza Langa. To także wysyp historii alternatywnych polskich autorów.
Fantastyczne wizje międzywojnia to nie tylko "Metropolis" Fritza Langa. To także wysyp historii alternatywnych polskich autorów. Także w dwudziestoleciu międzywojennym powstały fantastyczne wizje Polski.

II Rzeczpospolita to nie tylko wykuwanie państwa, ale także snucie wizji alternatywnych wersji historii. Jak wynika z antologii "Śniąc o potędze", polska literatura fantastyczna klasy B do sprawy podeszła z rozmachem.

REKLAMA
Polska potęgą lotniczą
W 20-leciu międzywojennym cała Polska była zakochana w lotnikach i ich maszynach. Walkę w powietrzu kojarzono z romantycznymi wizjami rycerskiej walki, a te wizje podsycała jest propaganda z czasów I wojny światowej. Podniebni żołnierze byli heroiczni, honorowi i zawsze przystojni, a przy tym mądrzy. Każdy z nich był dżentelmenem, a co drugi wynalazcą.
Stefan Barszczewski w powieści "Jak być mogło. Nieurzeczywistniona powieść lotnicza" z 1926 roku pokazuje czytelnikowi wizję zmasowanego nalotu na Berlin, które dokonuje brytyjskie lotnictwo dowodzone przez Polaka - inżyniera Żarskiego, który jest wynalazcą i konstruktorem elektrycznego helikoptera "Polonia". Żarski ucieka z okupowanej przez Prusaków Polski skonstruowaną przez siebie maszyną do Albionu i tam wespół z Brytyjczykami planuje zemstę.
Anglicy przystają na propozycję Żarskiego i tworzą całą flotyllę wiernych kopii "Polonii". A jest to maszyna wyjątkowa. Helikopter ów mógł latać "o szybkości dwustu kilometrów na godzinę, gotów przebyć tysiące kilometrów bez potrzeby lądowania". Co ważne, był napędzany silnikiem elektrycznym. Przenosił też "stukilogramowe bomby", które spadały na Berlin.
W wyniku nalotu eskadry dowodzonej przez Żarskiego stolica Niemiec została zrównana z ziemią. Zginęły tysiące cywilów. Ale taka miała być cena za pokój i niepodległość Polski.
Stefan Barszczewski, "Jak być mogło"

– Straszne wyniki! – rzekł minister, podając rękę Żarskiemu, wiedział już bowiem z depesz o skuteczności wyprawy. – Tak – odparł Żarski – może w tej chwili Berlin przestał istnieć. Głęboka cisza zaległa śród otoczenia. Groza czynu dokonanego przejęła wszystkich. – A jednak tak być musiało – odezwał się wreszcie minister głosem zimnym i ruszył do samochodu.

Po akcji eskadry helikopterów "Polonia" i nalotach na inne duże niemieckie miasta Prusacy poddali się. Wizja Barszczewskiego częściowo spełniła się 19 lat później kiedy to alianckie lotnictwo obróciło w morze gruzów Drezno, co przyspieszyło kapitulację III Rzeszy.
Żółte niebezpieczeństwo
Ważnym motywem w polskiej literaturze 20-lecia międzywojennego było tzw. "żółte niebezpieczeństwo", czyli widmo ekspansji Chin. Pisarze prześcigali się w wizjach najazdu "żółtych hord" na Europę. Oczywiście pierwsze uderzenie przyjęłaby na siebie Polska, bo Związek Sowiecki albo szybko by się poddał, albo wszedł w sojusz z azjatycką potęgą.
Strach przed Chińczykami podsycały jak najbardziej realne wydarzenia historyczne, w tym słynne powstanie bokserów skierowane przeciwko europejskikm kolonizatorom w kontynentalnych Chinach. Obawiano się też potęgi japońskiej floty, która pokazała w wojnie rosyjsko-japońskiej z początku XX wieku, że potrafi stawiać czoła potęgom ze Starego Kontynentu.
Marek Romański w powieści "Miss o szkarłatnym spojrzeniu" z 1930 roku opisuje spisek w wykonaniu azjatyckich odpowiedników mędrców Syjonu. Sprzysiężenie Ślepego Johna to tajne stowarzyszenie niemiecko-japońskie, którego celem jest zniszczenie Ameryki przy pomocy floty zeppelinów. Czyli Romański przewidział to, co stało się zaledwie dekadę później, a mianowicie atak Japonii na Pearl Harbor.
Stany Zjednoczone unikają jednak zagłady dzięki czujności detektywa MacGrady'ego, którego pomocnikiem jest Polak Otocki. Mniej szczęścia ma natomiast Polska z powieści Bogusława Adamowicza "Tryumf żółtych" (1927 r.). W tej wizji Chińczycy bez trudu przekonują Związek Sowiecki do kapitulacji, a potem w błyskawicznym tempie zajmują ziemie polskie i ustanawiają nad Wisłą swoje władztwo. A następnie podbijają resztę Europy.
Bogusław Adamowicz, "Tryumf żółtych"

Żółci gospodarzyli w Warszawie, rządzili Polską i urządzali po swojemu całą Europę. Śmiesznie jest to powiedzieć, lecz barbarzyńska Azja od lat już panowała nad większą częścią świata cywilizowanego. Ucisk też był straszliwy, nieludzki, bezlitosny. Lecz już się oswojono z tym strasznym stanem rzeczy, oswojono się w przedziwnie krótkim czasie! Łatwo to będzie zrozumieć, jeśli przypomnimy sobie, jak odrazu i bez zastrzeżeń umiał pogodzić się świat z szatańskim terorem Sowietów, który wszak spadł na ludzkość tak samo niespodzianie, jak i ten najazd żółtych.


Elektryfikacja do potęgi n-tej

Polska okresu między pierwszą a drugą wojną światową roiła sobie, że stanie się potęgą kolonialną. Polacy próbowali kolonizować Afrykę na terenach dzisiejszego Kamerunu, ale szybko zostali zastąpieni przez Niemców. Przez pewien czas udawało się koegzystować z Portugalczykami w Angoli, ale rząd w Lizbonie przestraszył się polskich ambicji i zerwał współpracę. Natomiast plany odkupienia Madagaskaru zna każdy, i każdy wie, że nic z nich nie wyszło.
Inaczej natomiast wyglądały wizje kolonizatorskie powieściopisarzy. W ich książkach Polacy byli nie tylko odnoszącymi sukcesy kolonizatorami, ale także innowatorami na niespotykaną wtedy na nigdzie na świecie skalę. Wyobraźnię literatów w równym stopniu co lotnictwo, rozpalały wynalazki napędzane prądem elektrycznym.
Jedną z fascynacji pisarzy z 20-lecia były roboty. Jan Kaczorowski w powieści "Rok przestępny" z 1931 roku uczynił nawet robota... królem Polski. Maszyna na czele kraju? Same korzyści - nie choruje, jest w pełni dyspozycyjna, rząd może nią zdalnie kierować, ale także strzeże konstytucji, ponieważ specjalny mechanizm sprawia, że mechaniczna głowa państwa nie podpisze żadnego prawa niezgodnego z ustawą zasadniczą.
Elektryczne maszyny okazały się również idealnym narzędziem dla kolonizatorów. Edward Kruger w wydanych na dwa lata przed I wojną "Ludziach elektrycznych" opisuje polską kolonię na Saharze, w której ludzie kontrolują maszyny elektryczne wykonujące najtrudniejsze prace za nich.
Edward Kruger, "Ludzie elektryczni"

– Zajęcie człowieka – tłómaczył Kazimierz Halicz zebranym, patrzącym z podziwem na odbywającą się w ich oczach próbę: redukuje się przy użyciu mechanicznych przyrządów do uprawy ziemi, do dozorowania ich, do pilnowania, by prawidłowo funkcyonował motor. Toż samo dzieje się z siewem, ze zbiorem i wszystkiemi czynnościami, związanemi z rolnictwem.

Użycie pracy fizycznej człowieka, oraz siły pociągowej zwierząt, dzięki elektryczności zostało zupełnie wykluczonem... Niedługim też jest czas, gdy zniknie z powierzchni ziemi koń, jako zwierzę pociągowe i juczne. Funkcyje jego spełniać będą motorki elektryczne, zaopatrzone w akumulatory, naładowane siłą, wystarczającą na dłuższy przeciąg czasu...

Wizja Krugera częściowo stała się faktem. W połowie XX wieku "koń, jako zwierzę pociągowe i juczne" przestał pełnić swoją funkcję. Zastąpiły go w tym maszyny, ale napędzane ropą.
Zjednoczona Europa
Polscy pisarze trafnie przewidzieli też powstanie Unii Europejskiej. Chociaż nikt wtedy jej tak nie nazwał. Najczęściej pisano o Federacji Europejskiej lub po prostu Stanach Zjednoczonych Europy. W każdym tego typu tworze Polska miałaby odgrywać ważną rolę. Zarówno politycznie jak i militarnie oraz gospodarczo. Sama wspólnota miałaby przede wszystkim zapewniać pokój i owocną wymianę handlową na Starym Kontynencie.
Stefan Barszczewski, "Czandu"

W Warszawie zbiegły się nici wszystkich interesów, łączących Europę z olbrzymim Wschodem. Warszawa jednak, jako znająca najlepiej – wskutek półtorawiekowej prawie niewoli, zmuszającej polskie siły żywotne do wyładowywania energij na polu handlu i przemysłu rosyjskiego i azjatyckiego – rynki wschodnie, stała się nie tylko olbrzymią stacją tranzytową dla towarów i siedliskiem biur handlowych i przemysłowych całej Europy zachodniej, ale niejako zwierciadłem wklęsłem, w którem ześrodkowały się wszelkie zamysły polityczne, płynące ze wschodu na zachód lub odwrotnie.

Znaczenie to Warszawy zarysowało się zwłaszcza od chwili, gdy doszło do skutku dzieło, będące wynikiem logicznym idei, wyrosłej na gruncie traktatu wersalskiego przez utworzenie Ligi narodów, mianowicie od chwili, gdy stanęła Federacja ludów Europy.

W powieści "Czandu. Powieść z XXII wieku" Stefana Barszczewskiego z 1925 roku jednym z głównych bohaterów jest poseł europejskiego zgromadzenia parlamentarnego o nazwisku Znicz. To uznana postać na scenie politycznej Europy. Zatem i istnienie Parlamentu Europejskiego udało się przewidzieć polskim literatom.
Więcej fantastycznych wyobrażeń i alternatywnych wizji historii można znaleźć w antologii "Śniąc o potędze" Agnieszki Haski i Jerzego Stachowicza.