Fot. Shutterstock.com

Skupianie się na finansowaniu dronów, a nie dostępu do edukacji to dla ekstremistów z Państwa Islamskiego wielki prezent.

REKLAMA
Wrzesień 2014. ISIS porywa, poddaje torturom, by w końcu bestialsko zamordować walczącą o prawa człowieka prawniczkę z Mosulu Samirę Salih al-Nuaimi. Amerykański Departament Stanu wydaje oświadczenie, w którym pisze, że kobieta zapłaciła, podobnie jak inne kobiety w Syrii i Iraku, cenę za postawienie weta "drakońskim wysiłkom ISIS", by pozbawić kobiety ich praw.
Październik 2012. W dolinie Swot w Pakistanie talibowie atakują szkolny autobus, którym wraz z koleżankami podróżuje Malala Yousafzai. Cel: zabić 15-latkę, która na blogu pisze o zamykaniu szkół przez talibów. Kwiecień 2014. Terroryści z Boko Haram porywają ponad 300 dziewcząt z liceum w mieście Chibok na północnym-wschodzie Nigerii. Zachód apeluje "Bring back our girls!". Bez rezultatu.
Zagrożenie: nie drony, ale dziewczęta z książkami
Terroryści z rozmysłem stosują strategię, o której wiedzą, że im się opłaci: blokują kobietom dostęp do edukacji wiedząc, że właśnie w ten sposób powstaje przestrzeń, w której terroryzm rozkwita. Tłumienie praw kobiet, skazywanie ich na analfabetyzm i łaskę mężczyzn – ojców, kuzynów, braci, mężów – kreuje idealne warunki do rozwoju ekstremizmu, rekrutacji i radykalizacji fundamentalistycznych nastrojów.
– Każdy z tych przypadków dowodzi, że ekstremiści zrozumieli podstawową prawdę: ich największe zagrożenie to nie drony, tylko dziewczęta z książkami. Musimy to zrozumieć i działać – pisze publicysta "New York Timesa" Nicholas Kristof. Kolejne dramatyczne wydarzenia pokazują, że ma dużo racji.
Nagrody dla terrorystów: seksualne niewolnice
W sierpniu terroryści Państwa Islamskiego zamknęli w więzieniu w Mosulu jazydzkie kobiety ze wsi Maturat. 150 kobiet i dziewcząt z miasta Tal Afar – głównie chrześcijanek – zostało uprowadzonych i wysłanych do Syrii, gdzie zostały oddane bojownikom ISIS jako "nagrody" i "seksualne niewolnice" – wynika z opublikowanego 2 października raportu biura ONZ w Iraku. 26-stronnicowy dokument rzuca nowe światło na dramatyczną sytuację kobiet w rejonach kontrolowanych przez ISIS, pokazując skalę problemu, jakim jest niewolnictwo kobiet i dziewcząt. – Kobiety i dziewczęta są przyprowadzane, z metkami z ceną, do kupców, którzy wtedy negocjują cenę – czytamy w raporcie. Handel ludźmi, jak pisze "Foreign Policy", to kolejna odsłona działalności ISIS dążącego do zamienienia dużych połaci Syrii i Iraku w kalifat.
Dążenie do stworzenia społeczeństwa pozbawionego dostępu do edukacji, w którym kobiety sprowadzone są do roli niewolnic, w krajach, w których nie ma stabilnej państwowości, to modus operandi ekstremistów. Zasada jest prosta – takie społeczeństwo jest bardziej podatne na manipulację.
– Teza, że terroryści boją się "dziewcząt z książkami", ma sens i swoje uzasadnienie zarówno w historii, jak i religii. W mojej ocenie terroryści z ISIS czerpią z doświadczeń takich ugrupowań jak Hezbollah i Hamas, które już dawno zrozumiały, że kobiety są, z braku lepszego słowa, doskonałym narzędziem radykalizacji i rekrutacji. Z tym, że działa to w dwie strony – kobiety, których rola jest ograniczana w sferze publicznej, w domu mają ogromny wpływ na mężczyzn. Terroryści z ISIS bardzo dobrze zdają sobie z tego sprawę – mówi dr Krzysztof Liedel z prezydenckiego Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Dodaje, że w przypadku porwań uczennic, zamachu na Malalę czy egzekucji Samiry Salih al-Nuaimi, nie chodzi nawet o wysyłanie Zachodowi sygnałów. Oni mówią wprost: nie żartujemy.
– Takie działania pozwalają im dominować – tłumaczy dr Liedel dodając, że jest to tym łatwiejsze, im mniej wyedukowane i bardziej zastraszone jest społeczeństwo. – Amerykanie mówią w tym kontekście o rządzie dusz, a jak dusza wyedukowana, to trudniej o nią walczyć – konkluduje ekspert.
Testosteron macht dżihad
Na inny aspekt zwraca uwagę dr Katarzyna Górak-Sosnowska z SGH, która uważa, że w stosowanej przez ISIS strategii chodzi raczej o podtrzymanie patriarchatu, przez Państwo Islamskie wypaczonego do granic absurdu, oraz specyficzny rodzaj przemocy.
Dr Katarzyna Górak-Sosnowska, SGH

Przynależność do Państwa Muzułmańskiego jest odpowiedzią na kryzys męskości - jego członkowie prężą muskuły, ćwiczą, noszą mundury, zabijają i funkcjonują wśród podobnych sobie. Istotnym dodatkiem jest dostęp do kobiet – czy to jako żon, czy jako niewolnic. Kobiety wdrażane są w swoje tradycyjne role społeczne, których zakres określają mężczyźni – muzułmanki mogą realizować się w ramach roli społecznej żony, niemuzułmanki mogą zostać sprowadzone do roli niewolnic. Przemoc wobec kobiet ma często charakter symboliczny – jej adresatem są mężczyźni: ojcowie, mężowie, bracia, sąsiedzi; to dodatkowy sposób na ich upodlenie.

Niektórzy badacze piszący o owym kryzysie męskości idą dalej uważając, jak autorka "Testosteron macht politik" Karin Kneissl, że to właśnie męska frustracja seksualna jest katalizatorem działań na Bliskim Wschodzie i fundamentem, na którym opiera się ISIS. Dr Górak Sosnowska uważa jednak, że frustracja w ogóle, nie tylko ta wynikająca z niemożności obcowania z kobietami, jest motorem wydarzeń w tym rejonie świata.
O nie zawsze jednoznacznym stosunku ekstremistów do kobiet, także tych spod sztandarów ISIS, świadczy fakt, że przemoc, nawet brutalna, ma swoje granice. – O ile docierają do nas materiały pokazujące egzekucje mężczyzn, rozebranych żołnierzy syryjskich, etc., analogicznych materiałów ukazujących kobiety w zasadzie nie ma. Jeżeli pojawiają się na zdjęciach, są wymazywane - dotyczy to także np. Niemki porwanej na Filipinach, która została zamazana (klęczący obok zakładnik-mężczyzna już nie). Jest to swoista moralna schizofrenia - z jednej strony kobiety traktowane są jak podludzie, z drugiej - nie wypada publicznie pokazywać ich wizerunku – mówi dr Górak Sosnowska.
Tę schizofrenię widać też na przykładzie bojowniczek z Państwa Islamskiego, które publikują selfie, na których widać jedynie ich dłonie i to w rękawiczkach, bo nie wypada kobiecie pokazywać swojej twarzy, nawet ukrytej za nikabem.
One mogą sobie pozwolić na tego typu "szaleństwa", w przypadku niemuzułmanek jest to jednak nie do pomyślenia, bo świat członków ISIS ma tylko dwa kolory – czarny i biały. Dzieli się na swoich i obcych. – Kobiety swoje – czyli prawowierne muzułmanki stosujące się do zasad – będą aktywnie wypełniały przypisane im role, np. nadzorowały niewolnice albo inne kobiety. Jeżeli muzułmanka wybiera się do Syrii czy Iraku, bo czuje religijne powołanie, wówczas również chętnie przemieni się w żonę mudżahida i będzie realizować się w tym zakresie,  Znacznie gorzej mają kobiety zaliczane do obcych – niewystarczająco muzułmańskie muzułmanki i nie muzułmanki. To one są przedmiotem opresji i dehumanizacji – dodaje badaczka.
Więcej na drony w ciągu tygodnia niż edukację w ciągu roku
W świecie Zachodu, który dopuszcza, poza czernią i bielą, odcienie szarości, trwa dyskusja, jak efektywnie walczyć z terroryzmem: stawiać na bezpośrednie działania, a więc drony i bombardowanie, czy działać długofalowo, a więc prowadząc działania mające na celu poprawę sytuacji kobiet, w tym lepszy dostęp do edukacji. Przykład Afganistanu, gdzie po 13 latach walki z reżimem talibów ten wciąż ma się dobrze, pokazuje, że skuteczniejsza może być ta druga strategia.
– Dyskusja, czy wojna z terroryzmem powinna polegać tylko za próbach zapobiegania zamachom, czy na szerzej zakrojonych działaniach, jak choćby edukacja, nie jest nowa, toczy się od lat, co pokazuje różnica stanowisk amerykańskiego Kongresu i administracji Obamy na temat wydatków – mówi dr Liedel.
A te mówią same za siebie: operacja militarna wymierzona w ISIS, jak wynika z szacunków Center for Strategic and Budgetary Assessments w Waszyngtonie, będzie kosztowała przynajmniej 2,4 mld dolarów rocznie. Global Partnership for Education w ciągu roku dostaje mniej pieniędzy z USA niż kraj ten wydaje w ciągu tygodnia w Syrii i Iraku, mimo obietnic Obamy z 2008 roku, że powstanie światowy fundusz edukacyjny w wysokości 2 mld dolarów.
To, że taki fundusz jest potrzebny jak najszybciej, pokazuje sytuacja trzech milionów syryjskich uchodźców w Jordanii, Turcji i Libanie, a zwłaszcza dziewcząt, które mają utrudniony dostęp do edukacji. W tej chwili wiele z nich nie chodzi do szkoły – statystyki pokazują, że w Libanie do szkoły chodzi mniej syryjskich dzieci niż w krajach subsaharyjskiej Afryki. Sytuacja, w której w ciągu kilku lat wyrośnie pokolenie podatnych na rekrutację, sfrustrowanych analfabetów, to dla terrorystów spod znaku ISIS prezent. Oni doskonale o tym wiedzą, podobnie jak wiedzą, jakie znaczenie ma edukacja. Dlatego bronią do niej dostępu. I dlatego Zachód powinien finansować nie tylko drony, ale i książki.