Mówi się, że bikiniarze byli pierwszą polską subkulturą. Buntowali się wobec szarej rzeczywistości PRL-u, a ich sprzeciw można było wyczytać też z ubioru. Nosili szerokie marynarki, buty "na słoninie" i... kolorowe skarpetki. Które powoli wracają do łask.
Obciach i zabawa dla dzieci?
Kiedy rok temu rozmawiałam z Kamilem Paradowskim, twórcą sklepu ze skarpetkami Pan-krok.pl, opowiadał mi, że zainteresowanie jego pstrokatymi produktami przerosło jego najśmielsze oczekiwania. Kolorowe stopy chcieli mieć wszyscy bywalcy targów, na których pojawiał się Paradowski, a mój znajomy kupił u niego wszystkie dostępne modele. Paski, kropki, łatki, feerie barw. Trochę jak tacy współcześni bikiniarze, trochę dojście do głosu wewnętrznego dziecka. Nic dziwnego, w końcu - gdy trzeba ubrać się wedle jakichś określonych standardów - szalone skarpetki mogą dodać pewności siebie i podkreślić indywidualność. Nie wszyscy jednak tak uważają i wciąż ich wielbiciele to dość wąska grupa.
Jakoś parę tygodni po rozmowie, gdy na dobre zaczęła się moja fascynacja tym rodzajem garderoby, byłam na domówce u moich znajomych. Jeden z kolegów miał na sobie cudne kolorowe skarpety w postacie z kreskówek. Idealnie współgrało to z tym, w co się wówczas ubrał, więc wyglądało to naprawdę efektownie. Zaczęliśmy o tym dyskutować i szybko do rozmowy przyłączyły się inne osoby. Gdy zapytałam je, czemu noszą tylko zwykłe, białe stópki, usłyszałam: "Wiesz, bo my już jesteśmy za starzy na takie rzeczy, to zupełnie niepoważne".
Zrezygnowana namawianie zastąpiłam powiększaniem własnej kolekcji - teraz mam chociażby kropki, frytki i truskawki. A innym niech z butów wystaje smutna, szara bawełna albo pomarańczowy nylon. Bo jakoś wiele osób wychodzi z założenia, że skarpetki - jak ramiączka od biustonosza, nie są czymś, czym powinniśmy się chwalić.
Szczęśliwe skarpetki
Wychodzę z założenia, że umiejętnie dobrane barwne skarpetki to wyznacznik świadomości stylu. I mimo wszystko ostatnio z przyjemnością też stwierdzam, że powoli stają się coraz popularniejsze, nawet jeśli ich młodzieńczy duch na początku nie do końca przekonywał wiele osób.
Zdjęcia mody ulicznej i nowe sklepy mówią same za siebie. Mamy więc Happy Socks, z najładniejszymi skarpetami, jakie widziały twoje oczy. Są pełne barw, wzorzyste - romby, paski, kropki- i pięknie zapakowane. Robione w Szwecji. W The Sock Drawer z kolei znajdziemy wiele różnych marek robiących takie perełki, jak ananasy, koty czy nawet wymalowane dzieła sztuki. "Pocałunek" Klimta na stopach? Czemu nie. W Polsce przemysł skarpetkowy powoli raczkuje, ale można już znaleźć na targach modowych małe sklepy specjalizujące się tylko w tym elemencie garderoby. Na pomoc przychodzą też sieciówki, duński Tiger i oczywiście Pan Krok.
Także skarpetki w dłoń i migiem na stopy! I nie trzeba wcale ich nosić do szpilek, jak robi to wiele it girls. Wystarczy kolor wystający delikatnie ze sportowych butów czy oksfordów. Albo chociaż na początek bez butów po domu. Sami zobaczycie, jaki entuzjazm to u was wywoła.