Paliwa w hurcie staniały już na tyle, że na stacjach powinny kosztować już mniej niż 5 zł za litr – sugeruje Polska Izba Paliw Płynnych, odnotowując, że ceny hurtowe paliw w niektórych największych koncernach są najniższe od lat. Kto spija śmietankę? Oto spowiedź „benzyniarza”.
Na przykład olej napędowy kosztuje 4037 zł za tysiąc litrów. Po doliczeniu 23 proc. VAT okazuje się, że cena paliwa ze wszystkimi podatkami, akcyzą i opłatami to 4,96 zł za litr. Sprawdziłem, że w handlowych spółkach koncernów przedsiębiorca zamawiający 100 tys. litrów paliwa (miesięczna sprzedaż małej stacji) bez specjalnego targowania się dostanie 17 groszy rabatu na litrze.
Chyba każdy, kto tankuje samochód zaobserwował tę dziwną tradycję. Jeśli na międzynarodowych rynkach cena ropy rośnie, cyferki na tablicach z cenami stacji paliw aż furczą. Teraz ropa spadła do 92 dolarów za baryłkę, a na stacjach „taniości” jakoś nie widać. Tymczasem ceny na stacjach spadły zaledwie o jeden grosz – twierdzą analitycy PIPP. Średnia cena w Polsce ON 5,18 zł/l; Pb95 5,29 zł/l. Natomiast zgodnie z tymi danymi mogłyby wynosić poniżej 5 zł/l.
Muszą skumulować kapitał
– Od cen hurtowych do detalicznych na stacjach paliw droga jest bardzo daleka. Proszę uwierzyć, że więcej jest w tym polityki niż ekonomii. Tania ropa ma z tym niewiele wspólnego, przecież nadchodzą wybory – mówi Marek Pietrzak, biznesmen i szef stowarzyszenia niezależnych operatorów stacji paliw.
Wyjaśnia, że kiedy paliwa były droższe w hurcie, właściciele stacji oraz ci działający pod franczyzą koncernów, musieli zaciskać pasa. Zmniejszali swoje marże, sprzedawali paliwa po kosztach zarabiając na hot dogach , piwie, wódce, lodach słodyczach, totolotku, wynajmie powierzchni pod maszyny hazardowe, a także na automyjni czy usługach wulkanizacyjnych. Teraz, gdy ceny hurtowe spadły, oni i zaczynają zarabiać normalnie, czyli na sprzedaży paliw.
Prezes Pietrzak tłumaczy zasady szczerze i bez ogródek. – Byliśmy bici po plecach witką, a teraz trzeba skumulować trochę kapitału. Beczka ( czyli dostawa jednej cysterny z paliwem – red.) kosztuje 160 tys. zł. Jakoś ten kapitał trzeba uzbierać -–mówi dalej. Wylicza, że stacja benzynowa jest jeden z najbardziej drenowanych przez para-podatki biznesów. Opłata za państwowy nadzór techniczny nad zbiornikami to 500-600 złotych od sztuki. Koncesja za handel paliwami 0,04 proc. od rocznego obrotu, do tego kilka tysięcy zł za koncesję na handel alkoholem. W sumie każdego roku do końca marca trzeba wpłacić państwu około 50 tys. zł.
Benzyna w mleku
Na sprzedaż taniego paliwa stać tylko tych, którzy traktują to jako biznes poboczny, którego zadaniem jest przyciągnięcie klientów. Tak jest w Auchan na warszawskiej Woli, który dziś chwali się najtańszym dieslem w Polsce 4,96 zł / litr. W sąsiednim Wola Park działa największy pod względem powierzchni sklep tej sieci w Polsce. To, czego market nie zarobił na paliwie, odbije sobie w cenie masła, bułek i szynki itd.
Według Pietrzaka, tanie paliwo powinno być też na stacjach, które są własnością samych producentów. – Sprzedając własne paliwo zarabiają na marzy rafineryjnej i dodatkowo na detalicznej – tłumaczy biznesmen. Jego zdaniem, los franczyzowców, prowadzących stacje pod znanymi markami, jest gorszy niż prywaciarzy, bo całkiem chodzą na pasku koncernów.
Zdzierstwo goni zdzierstwo
Najwyższe ceny są na autostradach. Tam doliczają minimum 50-70 groszy do hurtowej ceny litra paliwa – 5,40 zł za ON i 5,66 za Pb95. Ale to odpowiedź na inny haracz. Zarządcy autostrad, nawet ci publiczni, życzą sobie 100 tys. zł za dzierżawę działki przez rok.
– Żeby dziś otworzyć stację benzynową, należy wyłożyć 1-2 mln złotych. To koszt budowy samej infrastruktury bez działki. Te należy posiadać przy trasie o ruchu około 15 tys. pojazdów na dobę. Nie każdy zdaje sobie sprawę z wysokości kosztów pracy. Sprzedaż całodobowa przez 7 dni w tygodniu wymaga zatrudnienia dwóch osób na zmianę, co przekłada się w sumie na 6 etatów plus kierownik – mówi dalej Marek Pietrzak.
Aby utrzymać biznes, należałoby doliczać do ceny hurtowej paliwa ok. 30 groszy, co nawet przy małej skali biznesu gwarantowałoby milion złotych profitów rocznie. Dziś nikt nie odważy się doliczać aż tyle. W niesprzyjających warunkach paliwo kosztowałoby powyżej 6 złotych. – Dlatego nikt nie garnie się już do tego biznesu. Właściciele mają siwe włosy na głowie i myślą o sprzedaży, a najlepiej to jakiegoś McDonalda otworzyć, KFC albo Biedronkę – opowiada dalej przedsiębiorca.
Dowód mizerii w branży to przypadek sieci stacji paliw Neste. Finowie otworzyli 100 samoobsługowych stacji benzynowych. Niezadowoleni z wyników w 2012 roku sprzedali je koncernowi Shell. Pierwszą decyzja nowego właściciela było wstawienie kiosków z hot-dogami i batonikami.