Gorka jest młodym facetem, ale już może się poszczycić trójką dzieci, dwoma braćmi, z którymi na co dzień pracuje oraz jedną gwiazdką Michelin. Niezwykle skromny facet, w którego duszy gra miłość do jedzenia. I do ludzi. A potrawy, które serwuje są mistrzowsko podane, ale oparte o miejscowe przysmaki.
Przed spotkaniem z Gorką stresowałam się okrutnie. Wszystkie informacje dostępne w sieci, jakie można było na jego temat przeczytać były głównie napisane po hiszpańsku. Poza tym, że ma nazwisko trudne do wymówienia, nie mówi po angielsku, to wiedziałam jedno: jedzenie jego autorstwa wyglądało zjawiskowo. Na nagraniach wydał mi się poważny, trzymający dystans. Dlatego rozmowa okazała się być kompletnym zaskoczeniem. Spotkaniem z superfacetem, z którym można konie kraść i jeść paluszki lub paluszki krabowe i popijać piwem. Mit o posiadaczach gwiazdek Michelin upadł już po pierwszej minucie.
Maria Kowalczyk: Słyszałam, że pracujesz ze swoimi braćmi. Jak to możliwe? Zawsze jesteście zgodni?
Gorka Txapartegi: Praca z moimi braćmi (jest nas trzech) wydaje się dla mnie bardzo naturalna. Niemal jak oddychanie. Ponieważ jesteśmy już trzecią generacją w naszej rodzinie, która prowadzi wspólnie restaurację, to nie wyobrażam sobie nie pracować z moimi braćmi. Rodzina jest najważniejsza i pomimo, że mamy zatrudnionych także ludzi z zewnątrz, trzymamy się razem. Oprócz braci i mnie pracuje tu też moja mama, a także ciocia, która jest szefową sali. Zwykle się dogadujemy, bo jesteśmy rodziną i to nasz wspólny biznes.
Ale nie rywalizujecie? Nie kłócicie się? Ja mam dwie siostry, które bardzo kocham, ale ciężko mi sobie wyobrazić pracę z nimi na co dzień…
Nie przypominam sobie, żebyśmy rywalizowali. Może dlatego, że u nas w Alamedzie wszystko jest bardziej podzielone na sekcje/struktury. I tak jeden brat się zajmuje winem – jest sommelierem, ja jestem odpowiedzialny na kreację potraw i menu, a najmłodszy z nas pilnuje dostawców. Każdy wie, za co jest odpowiedzialny, jaka jest jego rola, więc nie mamy powodów do sprzeczek i kłótni.
Mówiłeś, że gotowanie to u was tradycja rodzinna od lat. Czy masz w takim razie swojego prywatnego mistrza gotowania? Kto był dla ciebie największym wzorem?
Babcia. To ona pierwsza pokazała mi gotowanie. Ale jeździłem też za granicę na staże do znanych restauracji u znamienitych szefów kuchni, którym wiele zawdzięczam i od których się nauczyłem mnóstwo rzeczy.
Czy możesz wymienić szefów kuchni, którzy są według ciebie najlepsi na świecie? Kogo najbardziej podziwiasz?
Hillario Albelaid, Michel Bras, Martin Mirasategi, a także wszyscy szefowie, którzy dbają o to, aby kuchnia baskijska była znana i wyjątkowa. Używają lokalnych produktów, wspierają regionalne rolnictwo i rybołówstwo. I to dzięki nim świat wie, że tu w Kraju Basków jest wspaniałe jedzenie.
A jaka jest kuchnia Alamedy? Czy postrzegasz ją bardziej jako nowoczesną, a może tradycyjną?
Przede wszystkim jest to kuchnia regionalna, która opiera się o produkty lokalnych rolników i producentów żywności. Nazwałbym ją bardziej sezonową niż tradycyjną. Bo zdecydowanie zmieniamy się (a raczej nasze menu) wraz z porami roku i sięgamy po świeże, sezonowe produkty. A te kupujemy od zaprzyjaźnionych z Alamedą farmerów. Oczywiście czerpiemy też z restauratorskiej tradycji naszej rodziny. Ale korzystamy podczas gotowania z bardziej nowoczesnych technik.
Co jest w takim razie twoim daniem popisowym?
Kalmary. Ze względu na genialną relację, jaką mam z miejscowymi rybakami. Hondarrabia, to miasto położone nad samym morzem, słynące z połowu ryb i owoców morza. Dlatego każdy z tych produktów jest tutaj wyjątkowo świeży. Zresztą każdego dnia zaprzyjaźnieni ze mną rybacy podjeżdżają ze swoimi łódkami i pokazują mi zdobycze z połowów. Dlatego wiem na temat tych ryb bardzo dużo. I dlatego mają tyle smaku.
Na co dzień gotujesz dziesiątki dań, pilnujesz kuchni, śledzisz menu. Czy po pracy masz jeszcze siłę gotować, czy wręcz przeciwnie? Co jada znany szef w czasie wolnym: steka, pizzę, frytki?
Ale ja uwielbiam gotować, także w czasie wolnym! Kocham też zapraszać ludzi i częstować ich jedzeniem. To mnie relaksuje i sprawia ogromną przyjemność. Ale teraz ponieważ mam dzieci, moim najczęściej przyrządzanym i spożywanym menu są puree warzywne…Duuuużo warzywek! (śmiech)
Mniam, znam, byłam tam! A ile mają lat dzieci?
Mam całą wesołą trójkę 5, 3 lata i 7 miesięcy.
Jesteś pracowitym tatusiem! A kto zajmuje się nimi na co dzień, kiedy ty siedzisz tu, w Alamedzie?
Staram się nie spędzać zbyt dużo czasu w restauracji, żeby trochę odciążyć moją dzielną żonę. Ale na co dzień to ona z nimi siedzi. czasem pomaga jej moja mama.
W takim razie masz dwa bardzo intensywne etaty…
Tak, czasami aż za bardzo intensywne.
A jeśli już miałbyś chwilę wolną i chciałbyś gdzieś pójść ze znajomymi na jedzenie, jakie pintxos byś wybrał?
Znowu muszę powiedzieć, że kalmary. Smażone na maśle z jajkiem.
Czyli, że bardzo kochasz morze i produkty z morza?
Tak, bo mieszkam w rybackiej miejscowości. Ale moja fascynacja morzem to nie wszystko. Mieszkam blisko pól, więc w Alamedzie używamy dużo warzyw. To bardzo dobry, żywny teren. A jego bogactwo nie ogranicza się tylko do produktów roślinnych. Mamy w górach farmerów, którzy produkują sery owcze i kozie oraz mięso. Słowem cudowne produkty lokalne, po które z ochotą sięgamy. Zresztą tu w Hondarrabii, to jest miks kultur, bo jesteś blisko granicy francuskiej, dlatego w naszej kuchni widać francuskie wpływy, a także naleciałości z kuchni hiszpańskiej i arabskiej. Po prostu chciałem powiedzieć, że Baskowie od zawsze kochają jeść i pić. I nasza kuchnia jest niezwykle bogata w smaki.
Czy marzysz o tym, żeby komuś wyjątkowemu ugotować kiedyś obiad?
Nie, to nie jest moje marzenie. Nie wiem nawet kto miałby to być.
Na przykład znana osoba, gwiazda, której jesteś fanem?
Jak dla mnie to ważniejszy jest piekarz czy zwykły człowiek, który czyni wysiłek, oszczędza, żeby spełnić marzenie, przyjść do mojej restauracji, zaszaleć. Takie osoby bardziej cenię niż takie, które mogą – bo stać je na to – przyjść tutaj zawsze. Nie sztuką jest mieć sławę i pieniądze i bywać gdzie popadnie. Za to jeśli ktoś zbiera grosz do grosza, żeby zjeść w Alamedzie, bo uwielbia dobrą kuchnię – jestem wzruszony i to dla mnie bardzo wyjątkowe.