
- W stand upie fajna jest zasada konfrontacji: albo on ich, albo oni jego. Ale kabaret ma znacznie szerszy wachlarz możliwości - mówi Tomasz Jachimek, który będzie jedną z gwiazd Stand Up Festiwal w dniach 18-19 października w Warszawie.
REKLAMA
Co ostatnio najbardziej Pana rozśmieszyło?
Ostatnio mocno rozbawił mnie przeuroczy Pan Taksówkarz z Bielska Białej, który przez całą drogę opowiadał, jak to Polska nie ma szans w meczu z Niemcami, jacy jesteśmy i jakie straszne baty dostaniemy. Refrenem jego monologu były słowa: "Szkoda gadać, szkoda oglądać!". Przy wysiadaniu zapytałem czy mimo wszystko zaryzykuje dwie godziny i obejrzy mecz w telewizji. Wściekł się, rzucił kilka bluzgów i wykrzyczał: "Pan oszalał?! Co to znaczy w telewizji?! Jadę oglądać na żywo!!!"
Prawda to, że kabareciarze i stand upowcy nie lubią się? Gdyby miał Pan zrostować stand-upera - jak?
Hmm... trudno generalizować. Z pewnością są kabareciarze, którzy stand upu nie lubią, są też stand'uperzy nie przepadający za formą kabaretu klasycznego. Ale czy przekłada się to na animozje osobiste? Nie przesadzałbym. Kabareciarze i standuperzy to jest, lekko licząc, ponad setka ludzi zajmujących się szeroko pojętym rozbawianiem. Trudno aby wszyscy się kochali i to jeszcze równie namiętnie.
Ale otwartego konfliktu nie ma?
Jakiejś "świętej wojny" nie zaobserwowałem, przecież oba te środowiska wzajemnie się przenikają, spotykają na festiwalach czy wspólnych imprezach. Więcej, mnóstwo ludzi zawodowo trudniących się standupem ma za sobą kabaretową przeszłość, są też tacy, którzy oba te poletka uprawiają jednocześnie. Nikomu to nie przeszkadza, nikt nie traktuje tego w kategoriach zdrady na zasadzie: "Idź ty sprzedawczyku, robiłeś kabaret, a teraz wycierasz sceny jako standuper! Nie chcemy cię znać, nie lubimy cię, oddaj mi moje płyty, nie dzwoń do mnie!!!". W ten sposób to nie działa.
Jakiejś "świętej wojny" nie zaobserwowałem, przecież oba te środowiska wzajemnie się przenikają, spotykają na festiwalach czy wspólnych imprezach. Więcej, mnóstwo ludzi zawodowo trudniących się standupem ma za sobą kabaretową przeszłość, są też tacy, którzy oba te poletka uprawiają jednocześnie. Nikomu to nie przeszkadza, nikt nie traktuje tego w kategoriach zdrady na zasadzie: "Idź ty sprzedawczyku, robiłeś kabaret, a teraz wycierasz sceny jako standuper! Nie chcemy cię znać, nie lubimy cię, oddaj mi moje płyty, nie dzwoń do mnie!!!". W ten sposób to nie działa.
Kabareciarze uważają się za kastę wyższą?
Dyskusja o wyższości kabaretu nad stand'upem i odwrotnie przypomina rozważania o wyższości świąt Bożego Narodzenia nad świętami Wielkanocnymi. Ile głosów tyle opinii. Znam świetne kabarety i beznadziejnych standuperów, znam gówniane kabarety i dobrych standuperów. Bez kłopotów znajdę po dziesięć argumentów świadczących o wyższości kabaretu nad stand'upem tudzież o wyższości stand'upu nad kabaretem. Tylko po co to robić? Obok innych form rozrywki istnieją także te dwie, dobrym prawem widza jest wybór.
Dyskusja o wyższości kabaretu nad stand'upem i odwrotnie przypomina rozważania o wyższości świąt Bożego Narodzenia nad świętami Wielkanocnymi. Ile głosów tyle opinii. Znam świetne kabarety i beznadziejnych standuperów, znam gówniane kabarety i dobrych standuperów. Bez kłopotów znajdę po dziesięć argumentów świadczących o wyższości kabaretu nad stand'upem tudzież o wyższości stand'upu nad kabaretem. Tylko po co to robić? Obok innych form rozrywki istnieją także te dwie, dobrym prawem widza jest wybór.
Niedawno ukazał się w "Polityce" duży tekst o tym, że polska scena kabaretowa jest przaśna, ludyczna, niewyrafinowana, z żartami niezbyt wysokich lotów. Jak Pan ją ocenia?
Trochę szkoda, że Pani Redaktor z tak szacownego tytułu popełniła swój sążnisty materiał siedząc na kanapie, a jej jedynym narzędziem badawczym był telewizyjny pilot. To trochę tak, jakby poziom polskiego dziennikarstwa prasowego oceniać na podstawie analizy dziennika "Fakt" i magazynu "Party". Owszem, nie sposób się nie zgodzić, że sporo tej przaśności i ludyczności na kabaretowych estradach występuje i - też racja - są to rzeczy mocno słabe, nie do obrony. Ale też nie sposób nie dostrzec, chociaż Pani Redaktor z "Polityki" się udało, że rodzima scena kabaretowa jest mocno zróżnicowana.
Trochę szkoda, że Pani Redaktor z tak szacownego tytułu popełniła swój sążnisty materiał siedząc na kanapie, a jej jedynym narzędziem badawczym był telewizyjny pilot. To trochę tak, jakby poziom polskiego dziennikarstwa prasowego oceniać na podstawie analizy dziennika "Fakt" i magazynu "Party". Owszem, nie sposób się nie zgodzić, że sporo tej przaśności i ludyczności na kabaretowych estradach występuje i - też racja - są to rzeczy mocno słabe, nie do obrony. Ale też nie sposób nie dostrzec, chociaż Pani Redaktor z "Polityki" się udało, że rodzima scena kabaretowa jest mocno zróżnicowana.
W jakim sensie?
Pod wieloma względami: poziomu, oryginalności, wartości literackiej, artystycznej odwagi i poetyki. Ostatnio na przeglądach kabaretowych bryluje krakowski Kabaret "7 minut po". Można im zarzucić wiele, acz z pewnością nie przaśność, ludyczność czy brak wyrafinowania. Czy panowie Andrzej Poniedzielski i Artur Andrus prezentują "żarty niezbyt wysokich lotów"? Śmiałbym polemizować. Sporo jeżdżę po kraju na kabaretowe przeglądy i z pewnością sytuacja nie wygląda aż tak fatalnie, jakby to mogło wynikać z tekstu w "Polityce".
Z czego najchętniej śmieją się Polacy i czy to, co bawi widzów "Szkła kontaktowego", bawi też ludzi na kabaretonach? Czy to zupełnie inna publiczność?
Proszę zwolnić mnie z odpowiedzi na pytanie "z czego najchętniej śmieją się Polacy?". Odpowiadałem na nie ze dwieście razy, ani razu nie udało mi się zbliżyć do sedna i podejrzewam, że teraz byłoby podobnie. Natomiast co do "Szkła kontaktowego" to jest to zupełnie inny rodzaj energii niż występy na żywo. Wiem, że widzowie "Szkła" specjalnie przychodzą na występy ludzi ze "szkiełka", reakcje są różne - od gratulacji i poklepywań po plecach po szczere "Panie Tomku, ale w "Szkle" to nam się pan bardziej podoba":)
Jak to jest - nasza rzeczywistość (kopulujące osły, które oburzają posłów PiS, obsesja prawicy na punkcie tego szatana gender, etc.) sama dostarcza materiału do skeczy, na zasadzie - aż się prosi, żeby z tego zażartować, pokazać absurd?
Jak najbardziej, rzeczywistość dostarcza całego mnóstwa argumentów i pomysłów do wykorzystania na estradzie. Czasem jednak - weźmy choćby te nieszczęsne kopulujące osły - ten absurd jest tak znaczący, że aż nie sposób obśmiać tego bardziej. Tu chyba nie kabareciarza trzeba, ale geniusza pokroju Sławomira Mrożka. Opowiedzieć o tym w skali jeden do jednego już wydaje się pewnego rodzaju gwałtem na intelekcie i wrażliwości widza, a co dopiero przejaskrawić, zastosować taktykę tzw. grubej krechy... Aż strach sobie wyobrazić skecz, w którym Pani Radna tłumaczy dzieciom, dlaczego nie mogą patrzeć na osiołki.
Jak najbardziej, rzeczywistość dostarcza całego mnóstwa argumentów i pomysłów do wykorzystania na estradzie. Czasem jednak - weźmy choćby te nieszczęsne kopulujące osły - ten absurd jest tak znaczący, że aż nie sposób obśmiać tego bardziej. Tu chyba nie kabareciarza trzeba, ale geniusza pokroju Sławomira Mrożka. Opowiedzieć o tym w skali jeden do jednego już wydaje się pewnego rodzaju gwałtem na intelekcie i wrażliwości widza, a co dopiero przejaskrawić, zastosować taktykę tzw. grubej krechy... Aż strach sobie wyobrazić skecz, w którym Pani Radna tłumaczy dzieciom, dlaczego nie mogą patrzeć na osiołki.
Stand w Polsce jest stosunkowo młody, scena dopiero się rozwija, ale jest coraz popularniejszy? Co śmieszy w stand upie?
Jest coraz popularniejszy i bardzo dobrze. Fajna w tej formule jest zasada konfrontacji: solista kontra widownia. Albo on ich, albo oni go. Jak standuper potrafi porwać tłum, jest super; jeśli nie - staje się żałośnie, a nawet groźnie. W kabarecie gra się zespołowo, mamy przećwiczony dialog z koleżanką czy kolegą; kiedy mamy słabszy dzień znacznie łatwiej się "schować" za partnerem . W stand'upie margines błędu jest znacznie węższy, przynajmniej na początku drogi łatwiej o bolesny upadek. To jest działka dla estradowych killerów. Ale też stand'up mnie osobiście ciut razi mocno ograniczoną formułą, najczęściej jest to odgrywany na jednej nucie emocjonalnej zbiór lepszych lub gorszych dowcipów. Kabaret ma znacznie szerszy wachlarz możliwości.
