Intercyza to słowo, które wzbudza podejrzliwość i może rozbić najpiękniejszy dotąd związek. – Przez kilka tygodni nie mogłem się po tej propozycji pozbierać. Ostatecznie uznałem, że to nie tyle afront wobec mnie, co najlepsza szansa na zapewnienie o uczuciu – tłumaczy nam Rafał, który przed ślubem podpisał umowę traktującą nie tylko o rozdzieleniu majątku, ale zobowiązał się w niej do wypłaty wysokiego zadośćuczynienia za ewentualną zdradę. – Takie rozwiązania równie dobrze bywają sposobem na uporządkowanie życia, co manipulację - komentuje psycholog, dr Leszek Mellibruda.
Angelina Jolie Brad Pitt umówili się, że kto w ich małżeństwie zdradzi, ten straci majątek i prawo do opieki nad dziećmi. Kilka lat wcześniej Catherine Zeta-Jones zgodziła się poślubić Michaela Douglasa tylko pod warunkiem, że ten zobowiąże się do zrekompensowania każdej ewentualnej zdrady kwotą ponad półtora miliona dolarów. I w tym względzie wzór z celebrytów coraz częściej chcą więc brać przeciętni Kowalscy.
Nic dziwnego, że w czasach, gdy jedna trzecia małżeństw w Polsce kończy się rozwodem, a wśród najmłodszych rozwodników sporą grupę stanowią ci, którzy w małżeństwie nie wytrwali nawet roku, wielu chce zabezpieczyć się swój związek lepiej niż tylko przysięgą. Nad Wisłą tak skuteczną "intercyzę" trudno jednak zawrzeć.
Intercyza, czyli co?
Nie bez powodu termin ten wymaga cudzysłowu, bo wbrew wszelkim pozorom nasze prawo go w zasadzie nie zna. W Polsce "intercyza" to zwykle synonim umowy przedmałżeńskiej, w której przyszli małżonkowie gwarantują sobie możliwość swobodnego i nieograniczonego dysponowania zdobytym przez siebie majątkiem i zabezpieczają te środki przed podziałem po ewentualnym rozwodzie.
Ten ruch opłaca się też ludziom zadłużonym, bo rozdzielność majątkowa ochrania dorobek jednego z małżonków w sytuacji, gdy drugi należy do grona ponad dwóch milionów zadłużonych po uszy Polaków i wierzyciele zabierają się za ściąganie długu z jego majątku. Wyłączyć wspólność majątkową, przywrócić ją, rozszerzyć lub ograniczyć można także już w trakcie trwania małżeństwa.
Każdy z takich rodzajów "intercyzy" musi mieć formę aktu notarialnego i zawsze mówić będzie tylko o sprawach majątkowych. Tym, co mamy wchodząc w związek, jak tym zarządzamy i z jakim majątkiem się rozstaniemy. Większość tych aktów to po prostu spis nieruchomości, wartościowych przedmiotów, czy zgromadzonych oszczędności. Kwoty, wymiary, roczniki, wpisy w księgach wieczystych. I to wszystko.
Polska to nie Hollywood
Polscy notariusze pukają się więc w głowę, gdy przychodzą do nich pary, które odpowiednim aktem chcą skłonić partnerów do wierności małżeńskiej przysiędze pod groźbą utraty majątku, konieczności wypłaty odszkodowania, czy automatycznej utraty kontaktu z dziećmi.
Co nie oznacza, że tego typu "intercyzy" nad Wisłą jednak nie powstają. Dzięki wynikającej z Kodeksu cywilnego zasady swobody umów, oprócz aktu ślubu małżeństwo można spróbować utwierdzić umową cywilno-prawną. Jej treść teoretycznie pozostaje nieograniczona.
– Zdecydowaliśmy się na podpisanie takiej umowy dzięki namowom moich rodziców. Nie chodziło im jednak tylko o to, że nasza strona jest nieco bardziej majętna od bliskich męża. Sugerowała mi to szczególnie mama, która sama ma za sobą nieudane małżeństwo przed tym, gdy poznała mojego tatę i chciała, bym uczyła się na jej błędach – słyszę od Marty, 28-latki z Gdańska.
– Przez kilka tygodni nie mogłem się po tej propozycji pozbierać. Przyznam, że się nawet trochę rozpłakałem u swoich rodziców – dodaje tymczasem jej mąż, Rafał. 30-latek do podpisania nietypowej wciąż w Polsce umowy również został jednak przekonany przez najbliższych. – Ostatecznie uznałem, że to nie tyle afront wobec mnie, co najlepsza szansa na zapewnienie o uczuciu i jego trwałości – stwierdza.
Weksel na miłość?
W ten sposób obie strony przed trzema laty przystały na to, iż każda ewentualna zdrada w ich związku oznacza rozwód. Posiadany dotąd przez Martę majątek otrzymany głównie w darowiźnie od rodziców zabezpieczony jest klasyczną umową o rozdzielności, ale na mocy dodatkowej umowy rozwód orzeczony z winy Rafała oznaczałby dla niego konieczność wypłaty byłej żonie aż 100 tys. zł.
Nim wpadły na to hollywoodzkie gwiazdy, oni też zadbali o ewentualne porozwodowe rozstrzygnięcia dotyczące dzieci. Na ponad dwa lata przed narodzinami ich córeczki, w umowie ustalono, że rozstanie rodziców będzie oznaczało, że ojciec ma prawo widywać się z nią dwa razy w tygodniu. Niezależnie od tego, z czyjej winy orzeczony będzie rozwód.
O wzorach podobnych pism coraz częściej rozmawiają na forach dla nowożeńców. Młodzi Polacy pytają nie tylko o możliwość zarobku na ewentualnej niewierności partnera, szansach na automatyczne rozstrzygnięcie kwestii opieki nad dziećmi, ale nawet odgórny i poświadczony na piśmie podział małżeńskich obowiązków. W odpowiedzi na te pytania łatwo otrzymać kontakt do polecanej kancelarii. Bezpłatnie wzór takiej wzorowanej na amerykańskich wzorcach "intercyzy" dostępna jest też na stronach jednej z fundacji.
I tak zadecyduje sąd
Problem w tym, że każdy do końca uczciwy prawnik nie może obiecać proszącym o sporządzenie takie umowy klientom, że będzie ona ważna. Ostatecznie będzie o tym decydował bowiem sąd. Bez zastrzeżeń oceni tylko akt notarialny o wspólności lub rozdzielności majątkowej. Wygórowane odszkodowanie za zdradę, czy złamanie reguł dotyczących obowiązków zawarte na podstawie odrębnej umowy może tymczasem zostać uznane za sprzeczne z zasadami współżycia społecznego.
Taka sprzeczność tym bardziej może zaistnieć w przypadku regulowania na własną rękę i "na wszelki wypadek" spraw dotyczących stosunków pomiędzy rodzicami a dziećmi. Ustalone w "intercyzie" dni odwiedzin, a tym bardziej całkowite odseparowanie jednego rodzica od dziecka może dodatkowo być w sądzie zakwestionowane jako stojące w sprzeczności z ustawą, szczególnie kodeksem rodzinnym i opiekuńczym. Dla sądu najważniejsze nie będą umowy, a dobro dziecka. Przynajmniej to rozumiane ustawowo.
Czy warto więc ryzykować propozycję zawarcia takiej umowy już na samym początku związku, skoro po jego ewentualnym rozpadzie i tak wszystkie te papiery mogą trafić po prostu do kosza? Ostrożność w tym względzie doradza psycholog społeczny dr Leszek Mellibruda z Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej.
Uważaj na manipulacje, nie obawiaj się porządkowania życia
– Gdy spisanie różnego rodzaju intercyzy sugerują przede wszystkim rodzice jednej ze stron, wart zadać sobie pytanie, czy ten dokument nie ma stanowić pewnej formy manipulacji. Moje doświadczenia związane takimi sytuacjami pokazują, że to zwykle nie wróży dobrze na przyszłość. To kwestia czasu, by jedna ze stron pomimo obwarowań z takiego związku uciekła. Nawet jeśli miała wszystkiego pod dostatkiem – ocenia ekspert.
Dr Mellibruda podkreśla jednak, że w Polsce powoli uczymy się rozdzielania miłości od pieniędzy. Choć wciąż silna jest w nas skłonność do podejrzliwości, iż skoro jedna ze stron proponuje intercyzę , to być może jej uczucie nie jest wiarygodne. Wychodzące poza kwestie majątkowe umowy również bywają czasem dla obu stron jasnym rozwiązaniem.
– Są takie sytuacja, w których ludzie po prostu decydują się na uporządkowanie pewnych spraw w związku, bo tego nauczyli się na błędach z poprzedniego małżeństwa. Wtedy łatwiej rozwiewają się te wszystkie obawy, że w tle są jakieś złe intencje – tłumaczy psycholog.