– Do polityki nie idzie się po wypłatę, to praca na rzecz kraju – w ten sposób Ryszard Florek, prezes i założyciel Fakro, producenta okien dachowych z Nowego Sącza, odpowiada politykom, którzy narzekają na niskie płace.
Przypomnijmy, że Ryszard Kalisz zwierzył się dziennikarzom radia RMF FM, że koledzy ze środowiska prawników „patrzą na niego z politowaniem”, bo dostaje zaledwie 7 tys. zł pensji i ponad 2,5 tys. zł diety. Tymczasem wychowani przez niego aplikanci zarabiają teraz cztery razy więcej. – Chodzi o to, żeby w parlamencie i w polityce byli ludzie mądrzy. Jeżeli ktoś nie chce się zgodzić dlatego, że zarabiałby 10 razy mniej tylko dla idei, to nie mamy w polityce często ludzi mądrych – powiedział Ryszard Kalisz i przytaknął, że jest za podwyżkami. Z kolei Paweł Poncyliusz, były poseł i polityk obecnie związany z biznesem powiedział, że za 10 tys. złotych ciężko utrzymać rodzinę.
Tyle pensji, ile bogactwa
Zapytaliśmy kilku przedsiębiorców na ile wyceniliby pracę polskich posłów i czy rzeczywiście ich dokonania zasługują na znaczącą podwyżkę. - Praca posłów jest bardzo odpowiedzialna i ma olbrzymie znaczenie dla rozwoju gospodarczego kraju. Trzeba ich mocno zmobilizować, by zajmowali się gospodarką. Podstawa wynagrodzenia powinna być średnia krajowa czyli ok. 4 tys. zł brutto, a dalsze premie powinny być uzależnione od wyników ich pracy – mówi naTemat Ryszard Florek. Przedsiębiorca twierdzi, że premia i inne apanaże powinny być uzależnione od tempa wzrostu gospodarczego i bogacenia się społeczeństwa. A to zależy przecież od prawa stanowionego w Sejmie. Za każdy punkt procentowy wzrostu PKB posłowie mogliby otrzymywać kolejną średnią krajową.
– Uważam, że polska ma potencjał, aby rozwijać się w tempie 4 proc. PKB rocznie, a nie 1 czy 2 jak ostatnio. Wychodzi więc na to, że nie chcę zabierać posłom pieniędzy, wręcz przeciwnie oferuję im sporą podwyżkę – mówi dalej Florek.
Przedsiębiorca powiedział też, że kwoty, które obecnie wraz z innymi świadczeniami otrzymują zawodowi politycy powinny pozwolić na dość wygodne życie.
– Ja na przykład mieszczę się w piątce – podsumował swoje miesięczne wydatki na życie biznesmen i bohater rankingu najbogatszych Polaków. Ryszard Florek choć prowadzi firmę o zasięgu globalnym (jest drugim producentem okien dachowych na świecie), znany jest ze skromnego stylu życia. Samochód ma kilkuletni, nie ma rezydencji i mieszka w segmencie. Zyski, jakie przynosi firma reinwestuje ponownie w biznes. Ponadto jest udziałowcem kolejki górskiej na Jaworzynę Krynicką, ma własny hotel w górach, w Muszynie. Ale woli gościć w nim osoby, które robią interesy z Fakro.
Pieniądze gwarancją rozsądku?
– Okazuje się, że poseł zarabia tyle co zatrudniony w mojej firmie kierownik magazynu, mający pięciu podwładnych. To trochę nie pasuje do powagi stanowiska i zakresu odpowiedzialności polityka – mówi z kolei Mikołaj Placek, prezes działającej na międzynarodowych rynkach firmy Oknoplast z Krakowa. – Nie jestem zwolennikiem bieda-państwa. Posłowie jako reprezentanci dużego kraju z aspiracjami powinni zarabiać 20-30 tys. zł miesięcznie. Problem w tym, że żadne pieniądze nie dają gwarancji, że w polityce znajdą się rozsądni ludzie. Dlatego najpierw dobra praca, a potem podwyżki.
Prezes Placek dodaje, że 9 czy 10 tys. złotych to w sensie wydatków na utrzymanie kwota zupełnie wystarczająca. Przekonuje, że nawet z „niskimi zarobkami” parlamentarzyści są w gronie osób, które wpadają w II próg podatkowy – obecnie to 600 tys. podatników. 24 mln podatników zarabia średnio lub mało.
– Posłowie tracą poczucie rzeczywistości. Nie wiedzą ile rynek jest w stanie płacić za taką ich pracę jaką znamy z mediów. Pamiętam, że po przegranych wyborach w 2004 roku Leszek Miller założył firmę, szybko jednak zaczęła przynosić straty. Wówczas jeden z najbogatszych Polaków zaproponował: „Leszek, nie nadajesz się na szefa biznesu, ale mogę cię przyjąć na etat” – relacjonuje jeden z miliarderów z listy najbogatszych Polaków. – Gdyby prywatna firma miała takiego pracownika jak Bartosz Arłukowicz, pożegnałby się z nim po pierwszym kwartale. To człowiek ze słabymi kompetencjami, bez kontaktów, szacunku środowiska i siły przebicia – dodaje nawiązując do słynnej sprawy skracania kolejek w służbie zdrowia. Dodaje, że w biznesie o takich osobach mówi się, „koniakowi prezesi” - niczego nie potrafią, ale trwają uczepieni stołka.
W Szwajcarii nie przepłacają[/b]
W gorącej dyskusji o zarobkach polityków pojawia się argument, ze bez wyższych pensji do służby publicznej nie przyjdą kompetentni ludzie. Tymczasem, jeśli dobrze podliczyć, to polscy posłowie wcale nie zarabiają tak mało. 9,8 tys. zł to pensja brutto (Ryszard Kalisz podawał kwotę 7 tys. zł zarobków netto). Do tego dochodzi nieopodatkowana dieta 2,5 tys. oraz 30 tys. złotych odprawy. Posłowi refunduje się wydatki na biuro poselskie 11, 6 tys. zł oraz koszt wynajęcia mieszkania w Warszawie – 2,2 tys. Wysoko wyceniane są też przywileje: nielimitowany czas pracy, darmowe podróże koleją i samolotami, darmowe przesyłki pocztowe oraz serwis limuzynowy w Warszawie.
Z zestawienia Niezależnej Komisji ds. Standardów Parlamentarnych (IPSA) w Wielkiej Brytanii wynika, że roczne zarobki polskich posłów tylko w niewielkim stopniu odstają od zarobków posłów w Hiszpanii (118 tys. zł rocznie u nas, wobec 138 tys. zł na Półwyspie Iberyjskim) (raport cytuje serwis Wynagrodzenia.pl). W Szwajcarii parlamentarzyści zarabiają 260 tys. zł rocznie - a to mniej niż średnia krajowa dochodów. Zarobki posła w Niemczech wynoszą za to 13,5 tys. euro miesięcznie, czyli cztery średnie krajowe – 3,5 tys. euro.
Co tylko dowodzi, że polscy obywatele przepłacają za usługi „reprezentantów narodu”.