
Jestem też rozczarowana. Miałam nadzieję, że ktoś w końcu obnaży tego genderowego szatana, a tu nawet nie ma porządnie domalowanej gęby. Ot, wytarte argumenty bez większego polotu. Orgii – nie było, palenia barchanów – nie było, instrukcji, jak demoralizować młodych – nie było. Mamy za to takie obserwacje:
Kto uważa, że zwolenniczki i propagatorki gender to smutne panie ubrane w zgrzebne wory bez makijażu, dobrej fryzury i najmniejszych oznak atrakcyjności, jest w błędzie. Studentki to przeważnie ładne, młode dziewczyny. Nie stronią od kobiecych dodatków i drobiazgowo dobranych elementów garderoby. Noszą spódnice, korale, kolczyki, szale, buty na obcasach. Żadne sfrustrowane singielki, często żony, czasem nawet matki, które w przerwie między zajęciami dzwonią do domu, by porozmawiać z dzieckiem.
W programie semestru są prawo i ekonomia w genderowym ujęciu, a także zajęcia o nieco bardziej rozbudowanych nazwach: Performatyka wizualności w perspektywie gender, Psychoanaliza po Freudzie, Polityka płci: teoria i praktyka 'gender' w naukach społecznych, prawie międzynarodowym i praktyce życia, Polityka równości w Polsce – możliwości i ograniczenia.
Dowiadujemy się też, że „podczas wielu genderowych imprez eksploatowany jest temat seksu i seksualności”. To jest odkrycie na miarę Pulitzera.